Historia

1. BITWA WARSZAWSKA
 
 
CHRZEST BOJOWY POD PRZASNYSZEM
 

     Z chwilą przybycia transportów pułku, położenie północnego skrzydła polskich wojsk przedstawiało się krytycznie. Pułk otrzymał zadanie wzmocnienia VIII Brygady Jazdy osłaniającej koncentrację nowo tworzonej 5 Armii gen. Władysława Sikorskiego. 7 sierpnia mjr Podhorski otrzymał informacje, że nieprzyjacielska kawaleria znajduje się o 45 km bliżej niż przypuszczano. Wydał więc rozkaz przesunięcia pułku do Przedwojewa. Dowództwo nad dywizjonem objął rtm. Zakrzewski, do którego w czasie marszu dołączył szwadron zapasowy 4 Pułku Ułanów z małym samochodem osobowym marki "Ford" uzbrojony w lekki karabin maszynowy. Dywizjon przesunął się pod Goljany. Tam wszedł w kontakt ogniowy z przeciwnikiem. Celem rozpoznania przeciwnika wysłano samochód, który wrócił z meldunkiem, że lasek jest obsadzony, a większa kolumna jazdy zbliża się szosą.

     Walkę nocną rozpoczęła przednia straż. 1 szwadron powstrzymywał nieprzyjaciela, a 3 miał przygotować obronę na skraju wsi Siekierki. Przeciwnikiem była przednia straż III korpusu Gaja. O świcie 8 sierpnia dywizjon osiągnął Dzbonie. Tam otrzymał rozkaz o pozostawieniu jednego szwadronu, a drugi miał dołączyć do pułku stacjonującego, w Przedwojewie. Na pozycjach pozostał 3 szwadron. Dowódca pułku z rtm. Zakrzewskim obserwując widoczną m. Dzbonie, zauważyli otaczającą wieś jazdę sowiecką.

     Mjr Podhorski nakazał 1 i 4 szwadronowi oraz plutonowi łączności wykonać szarżę na wroga, która pozwoliła na wyjście z opresji 3 szwadronowi i wycofanie rannych. Nadchodzące dalsze pułki korpusu Gaja odrzuciły polskie szwadrony w kierunku na Ciechanów. Do powtórnej szarży  ruszył rtm.  Zalewski  z  garścią zebranych naprędce ochotników. Na ich widok kawaleria sowiecka przerwała pogoń, a  por. Witczak mógł w tym czasie przygotować taczankę z karabinem maszynowym. Po powrocie do Ciechanowa mjr Podhorski zorganizował obronę miasta korzystając z pomocy szwadronu wydzielonego z 4 i 7 pułku ułanów. Tabory pułku i szwadron karabinów maszynowych   odeszły   do   Modlina. Walcząc  o  miasto  dotrwał  pułk do  godz. 14:00, a następnie wycofał się dwoma drogami na Mławę i Płock. Spotkanie nastąpiło pod Gumowem, skąd przeszedł na północ od Sochocina. Pułk poniósł poważne straty. Z 600 szabel pozostał niespełna 300. Dzięki walkom pułk zahartował się i nabył doświadczenia. 

 

WYPAD NA CIECHANÓW
Walka pod Ciechanowem uzmysłowiła Naczelnemu Dowództwu, że nie były to drobne ubezpieczenia wojsk nieprzyjacielskich kierujących się na Warszawę, ale większe jego siły. Rozpoznanie marszu 4 Armii sowieckiej miało dla dowództwa doniosłe znaczenie. Celem sprawdzenia sił nieprzyjacielskich został zarządzony przez Naczelne Dowództwo wypad pod Ciechanów. Główna rolę miał odegrać 203 Pułk  Ułanów.  Noc  z  8  na 9  sierpnia  dała  ułanom  i  koniom zasłużony  odpoczynek,  a 9 sierpnia pułk wyruszył do Łopacina i tu wszedł w podporządkowanie dowódcy 8 Brygady. Wysłane patrole wykryły wojska sowieckie obsadzające linię Ujazdowo-Nuszewo-Mieszki Wielkie oraz jego wysunięte patrole na Glinojeck i Kraszewo.
Zarządzone zostało natarcie. Na czas akcji dowodzenie pułkiem przejął rtm. Zakrzewski, a jego pierwszym zadaniem było zajęcie pozycji wyjściowej do ataku we wsi Kruszewo. Zadanie to wykonał patrol dowodzony przez por. Słatyńskiego, niszcząc nieprzyjacielską placówkę. Pierwszym obiektem natarcia było skrzyżowanie szosy z torem kolejowym. Natarcie rozpoczęło się o 17:00. 1 i 2 szwadron posuwały się tyralierą, a 4 w kolumnie plutonowej. Pod Babami patrole dostały się pod ogień piechoty nieprzyjaciela, na który szwadrony odpowiedziały konną szarżą wspartą ogniem z taczanki por. Witczaka. Zdobyto wieś i rozbito kompanie jej broniące. Pułk nie tracąc impetu atakował dalej. Pod Sokołówką pluton 4 szwadronu natknął się ponownie na okopaną piechotę wroga i rozpoczął szarżę uwieńczoną sukcesem. Dwie kompanie nieprzyjaciela porzuciły zajmowane pozycje uciekając w popłochu. Dowódca pułku wysłał w pościg za nimi resztę 4 szwadronu oraz wsparł go 2 szwadronem atakującym pieszo w kierunku lasu. W tym czasie na szosie Gąsocin-Ciechanów ukazały się wojska nieprzyjacielskie, rozwijając natarcie w kierunku na las. Pułk po odparciu kilku ataków wycofuje się pod osłoną 2 szwadronu. Na noc pułk stanął w Żochach ubezpieczając się na linii Kraszewo-Kraków-Sarnowa Góra. Nastrój w oddziałach po walce był dobry mimo zmęczenia i braku żywności.
 
 
 
 
WALKA POD ŚWIERSZCZAMI I SOCHOCINEM
W dniu 11 sierpnia położenie 5 Armii pogorszyło się, a armia rosyjska maszerowała wzdłuż toru kolejowego Ciechanów-Modlin, aż do stacji Gąsocin, osiągając Kuźniewo Wielkie i Strzegocin. Pułk przebywał w tym czasie w Łochocinie po przybyciu z Żoch. 12 sierpnia został skierowany do stacji Świerszcze, gdzie odbywała się walka VIII Brygady zwróconej frontem na wschód. W czasie walk został ranny dowódca 1 szwadronu por. Lizoń osłaniający odwrót 2 Pułku Ułanów. Dowodzenie przejął podchorąży Adam Doruchowski. Został wydany rozkaz przez dowódcę armii o zgrupowaniu głównych sił za rzeką Wartą frontem na wschód. W związku z tą sytuacją walki pod Świerszczami zostały przerwane, a pułk otrzymał zadanie obsadzenia m. Kaolinowo, osłaniając kierunek z Ojrzenia. Do wsi wjechali telefoniści sowieccy mający ustawić w niej centralę telefoniczną, ale zostali wzięci do niewoli.
13 sierpnia ruszył pułk na Sochocin, ale okazało się, że jest opanowany przez oddziały piechoty sowieckiej. Nie mogąc osiągnąć miejscowości, pułk skierował się do m. Rży, gdzie miał dołączyć do kolumny 8 pułku. 1 szwadron i pluton łączności tworzące dywizjon pod dowództwem rtm. Zakrzewskiego zajęły Milewo, a pozostałość pułku obsadziła linię Kolonia-Stoszewo-Milewo. W tym czasie zaatakowany został 115 Pułk Ułanów przez sowietów, więc Zakrzewski w ramach pomocy dla tego pułku miał obejść Żelechy od południowego-zachodu
i zaatakować nieprzyjaciela. Zadanie udało się, a 30 pułk sowieckiej piechoty został rozbity. Męstwem w walce wykazali się: rtm. Zakrzewski, pchor. Doruchowski, st. uł. Karśnicki dopadając jako pierwsi nieprzyjacielskiej piechoty.
13 sierpnia rozpoczęła się przygotowania do Bitwy Warszawskiej. Dwa szwadrony pułku oraz 115 Pułk odeszły celem obrony prawego skrzydła 18 Dywizji Piechoty, a pozostałość pułku z 2 Pułkiem Ułanów weszła w skład grupy gen. Karnickiego. Marsz grupy rozpoczął się w godzinach poobiednich 14 sierpnia, a w nocy z 14 na 15 maszerowali trasą przez Chotum-Lekowo-Gostkowo, zatrzymując się czołem oddziału na północ od Ciechanowa. Idący w straży przedniej 2 Pułk wpadł na tabory 4 Armii sowieckiej. Zaskoczenie było tak silne, że znajdujący się w mieście sztab armii z jej dowódcą Szuwajewem ledwo zdążył uciec przed opanowaniem miasta przez nasze oddziały. Nieprzyjacielska radiostacja została spalona, a w związku z tym przerwana została łączność 4 Armii z III Korpusem konnym i jej dywizjami. Armia sowiecka przestała otrzymywać rozkazy operacyjne i nie wiedząc o pobiciu pod Warszawą pozostałych armii Tuchaczewskiego, szła dalej na zachód. Zwycięstwo to było doniosłym czynem w historii kawalerii. Brygada otrzymała nowe zadania i pod wieczór 15 sierpnia została wycofana z miasta, nocując w Ościsłowie pod Gumowem. W przeciągu dnia pułk miał uderzyć z m. Boroń na Karczew, ale miejscowość ta była silnie obsadzona przez nieprzyjaciela i do ataku nie doszło, więc ruszył za odchodzącą brygadą drogą Kownaty-Borowe-Wojnowo-Kownaty-Zendowe podchodząc do Niechodzina. Spotkał tam silną kolumnę piechoty sowieckiej, a na dodatek został ostrzelany od strony Niżowa, więc wycofał się przez Młock na Sochocin.
 
 
 
 
BÓJ POD SMARDZEWEM
17 sierpnia pułk wyszedł ze składu VIII Brygady i został przydzielony do IX Brygady tworzącej wspólnie z VIII Brygadą dywizję północną płk Dreszera. Mjr Podhorski przed odjazdem do sztabu dywizji przekazał dowództwo rtm. Zakrzewskiemu. W dniu tym czekała pułk jeszcze jedna ciężka bitwa. W godzinach popołudniowych rtm. Zakrzewski został poinformowany przez szefa sztabu 18 Dywizji Piechoty, że od zachodu stwierdzono ruch większej sowieckiej jednostki piechoty, zagrażającej tyłom ciężko walczącej, skierowanej frontem na północ 18 Dywizji. Zadaniem pułku było powstrzymanie marszu tejże jednostki. Pułk ruszył kłusem w kierunku Smardzewa,
a spotkany po drodze szwadron 1 Pułku Szwoleżerów rtm. Jaroszewicza dołączył do nich. Przed miastem spotkali posuwającą się w kilku liniach piechotę, a Zakrzewski pragnąc ją powstrzymać rzucił do ataku szwadrony pułku ze spotkanym 1 szwadronem Jaroszewicza.
W gęstym ogniu nieprzyjaciela, załamała się szarża 2 i 3 szwadronu, natomiast 1 szwadron doszedł do wsi Wierzbowiec, do pierwszej       i drugiej fali piechoty sowieckiej. Odosobniony musiał się jednak cofnąć. Celem ułatwienia odwrotu dla 1 szwadronu, Zakrzewski poprowadził do szarży pluton techniczny, pod silnym ogniem atak się załamał, ale cel został osiągnięty, ponieważ nieprzyjaciel powstrzymał swój marsz. Spieszone szwadrony rozpoczęły walkę ogniową, a trzymany z tyłu odwód był gotowy uderzyć na nieprzyjaciela. Pod wieczór do macierzystego pułku odszedł rtm. Jaroszewski ze swoim szwadronem. Noc z 17 na 18 sierpnia minęła na odpieraniu ataków nieprzyjaciela i przeciwnatarciu wykonanym przez pułk od północy, a od południa przez 1 Pułk Szwoleżerów. Pomimo ataku Smardzewa nie udało się zająć, ale nieprzyjaciel sam ją opuścił wycofując się w kierunku Młochowa i Gumowa.
W nocy do pułku powrócił mjr Podhorski, obejmując dowództwo nad działaniami bojowymi. Bój pod Smardzewem, chociaż okupiony został stratami, ale miał również poważne znaczenie. Dzięki walce pułku i szwadronu szwoleżerów uratowano położenie 5 Armii.
 
 
 
 
WALKI Z KORPUSEM KONNYM GAJA
19 i 20 sierpnia pułk bierze udział w natarciu na Młock-Gumowo-Chotum w składzie IX Brygady Jazdy z zadaniem niedopuszczenia odchodzących dywizji 4 Armii sowieckiej i III Korpusu do przerwania się na wschód. Pułk uzupełniony został oddziałem, który przybył z taborów ciężkich pułku z pod Modlina dowodzonym przez rtm. Merkela Wielozierskiego. W ataku na Kuliszewo, dowódca pułku wysłał 2 szwadron, który załamał szeregi wroga nie zważając na krzyżowy ogień karabinów maszynowych. Do ataku poszedł 4 szwadron, ale straciwszy dowódcę wycofał się. Po szarży pułk powrócił do Młocka, a następnego dnia zdobył 100 jeńców i 2 ciężkie karabiny maszynowe. Po forsownym marszu zajął Drogiszki znajdujące się na północny-zachód od stacji Konopki, przez którą przedarły się główne siły korpusu. Przy stacji na przejeździe wyładował się transport czołgów. Koło południa, stacjonujący w majątku 3 szwadron dostrzegł kolumnę sowieckiej kawalerii, idącą ze śpiewem. Czołgi zajęły w tym czasie m. Leszczyny otwierając ogień. Do kolumny zaczęła strzelać taczanka por. Witczaka, ale nie mogła dużo zdziałać wystrzelawszy amunicję. Sotnia kozaków próbowała atakować czołgi, ale została odparta ich ogniem. Sowieccy kawalerzyści postawili nad torem działo nie dopuszczając improwizowanego z zepsutych czołgów pociągu pancernego. Kolumna przeszła przez tor i zniszczyła kompanię z 18 Dywizji Piechoty. 22 sierpnia pułk dotarł do Szydłowa, biorąc 330 jeńców, 8 karabinów maszynowych i 30 wozów z amunicją. 23 sierpnia pułk kwateruje w Szydłowie, a następnego dnia rusza do Chmielowa-Wyszyn otrzymując zadanie oczyszczenia z niedobitków sowieckich obszaru Chorzele-Mchów-Grabowo, którędy przedarł się korpus Gaja. 27 sierpnia po nadejściu ciężkich taborów oraz zorganizowanego przez rtm. Leskiego szwadronu karabinów maszynowych, pułk kwateruje w Wyszynach Kościelnych, skąd dopiero 3 września odjechał na front południowy. Podczas odpoczynku pułk wykorzystał czas na formowanie taborów, oddziału sanitarnego, oraz zorganizowana zostaje przez por. Motykiewicza komisja gospodarcza. Pułk wchodzi organicznie w skład IX Brygady Jazdy mjr Jana Głogowskiego wraz z 1 Pułkiem Szwoleżerów mjr Grobickiego, 201 Pułkiem Szwoleżerów rtm. Kuleszy oraz 1 baterią 7 Dywizjonu Artylerii Konnej. Dowódcą 203 Pułku zostaje po przejściu na inne stanowisko służbowe mjr. Podhorskiego, rtm. Adam Zakrzewski. W okresie walk ciechanowskich zginęło w pułku 7 oficerów i 109 szeregowych tj. 1/5 stanu osobowego. Od 7 do 27 sierpnia pułk przemaszerował około 700 km., stanowiący dla niewyćwiczonej jednostki poważny rekord. Udało się to tylko dzięki doświadczeniu dowódcy mjr Podhorskiego oraz tym, że większość ochotników pochodziła ze sfer ziemiańskich, wychowanych od dziecka na koniu. WALKA Z ARMIĄ BUDIONNEGO Kiedy na północy Naczelny Wódz zadał klęskę armiom Tuchaczewskiego, a Polacy przeszli do pościgu to na południu armie polskie prowadziły jeszcze walki obronne w obszarze Bugu i Lwowa. Szczególnie groźne były tutaj ataki 1 Armii Konnej Budionnego i dlatego do jej zwalczenia została wysłana dywizja płk Dreszera. Pułk 3 września 1920 otrzymał rozkaz załadowania się na trzy eszelony skierowane przez Lublin do Chełma. 6 września, po wyładowaniu pułk zajął kwatery we wsi Kamień, będąc dalej w składzie IX Brygady. 8 września pułk wyruszył w kierunku Hrubieszowa, zatrzymując się we wsi Czernuszyn, będąc w pogotowiu do przejścia Bugu. IX Dywizja w której składzie był pułk, wchodziła do 2 Dywizji stanowiącej z 1 Dywizją, I Korpus Jazdy płk Rómmla, otrzymując zadanie forsowania Bugu i szybkim pościgiem na trasie Łuck-Równe uderzyć na XII Armię sowiecką grupującą się w okolicy Kowla. 12 września o godz. 13:00, pułk w ataku na bagnety zdobywa silnie umocnioną pozycję nieprzyjaciela pod Wołczkiem, przyczyniając się tym do zajęcia przez nasze wojska Morozowicz. 13 września, 3 szwadron zajmuje Iwanice oraz nawiązuje łączność z 10 Dywizją Piechoty w Żdżorach. Reszta pułku brała w tym czasie udział w natarciu na tyły sowieckich sił przez Kreczów na Lisznie. O godz. 10:30 zdobyte zostały Osmiłowicze. W czasie dalszej ofensywy, pułk pełnił służbę lewego ubezpieczenia II Dywizji, idąc przez Molniki-Litowiż-Zobołotce-kolonię Romanówkę. 14 września, 1 szwadron wypiera nieprzyjaciela z Radowicz i Poryska, a pułk przechodzi z Oryszcz przez Łysów-Berneszczów do Koronne. Do Zachorowa dochodzi 3 szwadron. Pułk, 13 września, po całodziennych utarczkach i całonocnym marszu, osiąga m. Nowe Zahorowo, dochodząc przez Białopole do Kaniuch. Spotyka tam dwie nieprzyjacielskie kolumny kawalerii maszerującej na wschód. Ostrzelał je i zaatakował, uniemożliwiając nieprzyjacielowi stawienie oporu nad rz. Ług. Dalszy marsz odbywa się przez Pustomyty-Szklin-Malew-Targowicę, a 16 września razem z brygadą przez Badczyce-Piane-Koryto-Długoszyje. Po nocnym boju we wsi Litczany poddały się pułkowi do niewoli dwa szwadrony kozaków z karabinami maszynowymi. 17 września, przez Suchowice-Radochówkę udaje się sforsować rz. Stublę w Starym Żukowie, gdzie dostaje rozkaz o wykonaniu nocnego marszu na Równe. W natarciu na miasto 18 września, pułk śmiałym atakiem zajmuje wzgórza wypierając z nich przeciwnika. W walkach o Korzec w dniach 25 września – 1 października, otrzymał pułk samodzielne zadanie, ubezpieczania lewego skrzydła 2 Dywizji Jazdy, zdobycie Kostopola i wysłanie rozpoznania na Berezno i Drukowo. 25 września nastąpił wymarsz z Aleksandrii na Kostopol, a w południe 1 szwadron idący w straży przedniej zajął wieś Koźliński Majdan, posuwając się oddzielnie na Małą Lubaszkę i folwark Chateńkę, napotykając w tych miejscowościach na opór nieprzyjaciela. Dowódca pułku zarządził natarcie w którym na Chateńkę (obsadzoną przez batalion piechoty sowieckiej) uderzył 1 i 2 szwadron. Związanie walką nieprzyjaciela od frontu przez 1 szwadron i ogień karabinów maszynowych oraz obejście lasu od zachodu przez 2 szwadron, doprowadziły do zdobycia wsi i wzięcia jeńców. 3 szwadron w tym czasie przeprowadzał rozpoznanie na Małą Lubaszkę, gdzie opór nieprzyjaciela zatrzymał go aż do nocy. Pozostałość pułku nocowała w kolonii Seropol, wysyłając patrole w kierunku Kostopola. Jeden z patroli na drodze między Leopoldem a Marcelinhofem wziął do niewoli sowieckiego gońca. Uzyskano od niego wiadomość, że w miejscowości tej nocuje cała brygada piechoty w sile 1500 ludzi. Meldunek do sztabu brygady dostarczył patrol oficerski podchorążego Wańkowicza. 26 września dowódca pułku zarządził rozpoznanie z Chateńki na Kostopol-Kurhan, Gołowinę, Siedliszcze i Józefówkę. Szwadrony 2 i 4 wraz ze sztabem przeszły do Dumanec, a 3 został pod Małą Lubaszką. Pułk miał w tym dniu osłaniać skrzydła IX Brygady, atakującej właśnie na Korzec. Zadanie to wykonał, atakując i zdobywając 4 szwadronem Marcelinhof oraz nacierając na Małą Lubaszkę. Od strony Siedliszcza zaczął podchodzić nieprzyjacielski zwiad. Został tam wysłany patrol, stwierdzający obecność dwóch pułków piechoty i pułk kawalerii. W Antonowie zatrzymał się 3 szwadron osłaniając kierunek od strony Siedliszcz. Nieprzyjaciel rozpoczął odwrót i pułk 27 września zajął Kostopol, wysyłając patrole celem nawiązania łączności z 2 Dywizją oraz na północy z piechotą stacjonującą w Sarnach. Na wiadomość o dalszym odwrocie nieprzyjaciela o godz. 15:00 wyruszył dywizjon por. Lizonia w pościg przez Gołowin-Bełko na Berezno. 28 września wieczorem w Karaczanach i Stefani nawiązano łączność z kozackimi pułkami działającymi w składzie polskiej 7 Dywizji Piechoty. Noc spędziło dowództwo pułku w Koźlińskim Majdanie, mając szwadrony w Dermance, a placówki w Chateńce, Kamiennej Górze i Marcelinhofie. Rano otrzymał pułk rozkaz pościgu na Berezno. Atak wsparty ogniem karabinów maszynowych doprowadził do jego zdobycia oraz odcięcia nieprzyjaciela od Słuczy i wzięcia jeńców wraz z taborem amunicyjnym. Zdobycie Berezyna i patrolowanie przedpola było dla pułk ostatnią akcją w tym wypadzie. Podczas wypadu I Korpusu na Korosteń, pułk wraz z pułkiem piechoty otrzymał do spełnienia przy 13 Dywizji Piechoty. 8 października o 4:00 rano stanął w Reczkach, 10 października w Sulsach, a 11 października spędził w marszu bojowym na Horodnicę i obsadzeniu Łuczyn, 12 października Starożewa. 1 szwadron pozostał w Łuczynach celem patrolowania drogi na Ćwilę i Karpiówkę. 15 października osłaniał pułk węzeł drogowy w Korcu, pozostając tam dłuższy czas. W dniu 18 października nastąpił rozejm zastając pułk na postoju w Kijance, Mogilnie i Dolsku. Służba na linii demarkacyjnej, przerywana czasami drobnymi utarczkami z posterunkami sowieckimi wypełniała długie zimowe miesiące służby. Ułani rwali się do domów, ale na duchu podtrzymywały ich dwie panie (Piwnicka i Wyganowska) przybyłe z Kaliskiego. Dopiero 10 lutego 1921 pułk załadował się w Kowlu i przybył do Konina, a następnie 18 lutego przemaszerował do pierwszego pokojowego garnizonu Włocławka. Sztab pułku został rozlokowany w Brześciu Kujawskim, szwadron techniczny i pluton sztabowy we Włocławku, 1 szwadron w Paulinie, 2 szwadron w Pikutkowie, 3 szwadron w kolonii Brześć Stary, 4 szwadron w Mochnaczu, a szwadron karabinów maszynowych w Brześciu. Rtm. Zakrzewski wyjechał w tym czasie na kurs do Grudziądza, a jego obowiązki przejął na ten czas mjr. Jan Reliszko z 3 szwadronu. Masowe zwolnienia zmieniły w tym czasie wygląd pułku. Został zatwierdzony jako jednostka okresu pokojowego i otrzymał nazwę 27 Pułk Ułanów, a w dniach 13 – 19 sierpnia 1921 przeniesiony został do Nieświeża.
     Więzienie kieleckie wybudowano w latach 1826-28. Szybko zapełniło się powstańcami styczniowymi, później zresztą systematycznie przebywali tu ludzie, którzy dążyli do odzyskania przez Polskę Niepodległości. W czasie II Rzeczypospolitej pełniło funkcję karno-śledczą. Po modernizacji obliczone było na 400 miejsc.
     5 września 1939 roku Kielce zostały zajęte przez wojska hitlerowskich Niemiec. Już następnego dnia więzienie zapełniło się kolejnymi lokatorami. Niemcy utworzyli w nim obóz przejściowy dla polskich jeńców wojennych. Jednorazowo przebywało tu 5 tysięcy żołnierzy, którzy zapełnili cele, korytarze, podwórze więzienne, wreszcie południowe skrzydło pałacu i plac pomiędzy budynkami. Jeńców stopniowo wywożono do obozów w Rzeszy Niemieckiej. Aż wreszcie 25 października 1939 roku więzienie zostało objęte w posiadanie przez Gestapo. W więzieniu obliczonym na 400 osób przebywało jednorazowo nawet 2 tysiące więźniów. Ścisk panował ogromny. Warunkach sanitarnych nie ma, co wspominać. Więzienna kaplica została zamieniona przez Niemców na izbę tortur. Na bicie zabierano też więźniów do dyżurki strażników oraz do więziennej kancelarii.
     Przez to właśnie więzienie przeszło podczas okupacji niemieckiej ok. 16 tysięcy ludzi. Wielu z nich to żołnierze Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych czy wreszcie Batalionów Chłopskich. Wielu zakatowano na miejscu. Wielu wywieziono i rozstrzelano poza miastem. Kiedy zbliżała się Armia Czerwona Niemcy usiłowali część więźniów wywieźć, ale dowieźli ich tylko do Częstochowy. Innych przypuszczalnie wywieźli za Kielce i rozstrzelali. Pozostałych zostawiono w więzieniu, a ci na wolność wydostali się o własnych siłach
12 stycznia 1945 roku ruszyła z przyczółka sandomierskiego sowiecka ofensywa. Po bitwie pod Morawicą 15 stycznia oddziały sowieckie dotarły do Kielc. Skończyła się okupacja niemiecka. Nastał czas niepewności, co dalej. Co przyniesie nowa władza i jej Moskiewscy mocodawcy?
     Już 17 stycznia do Kielc dotarła ekipa Siersza I Frontu Ukraińskiego. Siersz? Co za licho? Nazwę tej formacji wymyślił sam Stalin – Smiert Szponom i skrót, Siersz czyli śmierć szpiegom. Kto był dla Stalina szpiegiem? Okazało się bardzo szybko. Oficerowie Siersza nakazali zgłosić się na zebranie pracownikom sądu. Wszyscy oni zostali zatrzymani, a następnie osadzeni w więzieniu przy ul. Zamkowej. I tu ciekawy przykład ciągłości władzy okupacyjnej. Najpierw okupacja niemiecka, a później sowiecka. Dlaczego? Już wyjaśniamy. Przez długi czas Niemcy wpisywali więźniów do polskiej księgi ewidencyjnej. Dopiero w 1943 roku otrzymali księgi niemieckie, ale tą dotychczasową zostawili nie do końca zapisaną. Oficerowie Sowieccy po aresztowaniu pracowników sądowych zarejestrowali ich w tej właśnie księdze – tej częściowo tylko wypełnionej podczas okupacji niemieckiej. Odwrócona została tylko karta. Dziś po latach możemy powiedzieć, że w styczniu 1945 roku na ziemi świętokrzyskiej zmienił się jeno okupant. Los aresztowanych był tragiczny. 3 lutego zmarł w więzieniu Kazimierz Ansjon. Część pozostałych wywieziono do sowieckich lagrów.
     Represje sowieckie spod znaku Smiersz nie trwały długo. Ich mordercze obowiązki mieli przejąć nowi czerwoni siepacze spod znaku sierpa i młota. Już 20 stycznia do Kielc przybyły specjalne grupy, które miały stworzyć nowy aparat represji: Urzędy Bezpieczeństwa. Jako siedzibę obrały sobie dotychczasowe katownie Gestapo przy ulicy Paderewskiego. Pierwszym szefem Wojewódzkim UB został Adam Kornhendler-Kornecki. Sowieccy okupanci nie dążyli jednak swoich polskich uczniów dostatecznym zaufaniem. Doradcą ,a raczej wojewódzkim nadzorcą UB został pułkownik Szpilewoj. W początkowym okresie radzieckich doradców mieli także podrzędni urzędnicy. W tym czasie szeregi urzędu zasiliło wielu partyzantów Armii Ludowej – bezkrytycznie oddanych nowemu okupantowi.
     Już w  pierwszych miesiącach działalność  bezpieki  przejawiała się w masowych aresztowaniach  i prześladowaniach ludzi związanych
z Polskim Państwem  Podziemnym i jego  wojskiem Armią  Krajową. Aresztowani  zostali dowódcy  oddziałów partyzanckich Armii Krajowej
i Narodowych Sił Zbrojnych znani z okupacji niemieckiej, kiedy z odkrytą przyłbicą walczyli z najeźdźcą. Z uwięzionych w pierwszym okresie, żaden nie prowadził jakiejkolwiek działalności przeciw nowej władzy. Po prostu w pierwszych miesiącach zorganizowanego antykomunistycznego podziemia jeszcze na kielecczyźnie, na dużą oczywiście skalę, nie było.
     Tak więc w więzieniu przy ulicy Zamkowej znaleźli się: pułkownik Antoni Żółkiewski „Lin” – dowódca 2 Dywizji AK, kapitan Michał Madziara „Siwy” – szef sztabu tej dywizji , por. Ludwik Wiechuła „Jeleń” – cichociemny, w czasie okupacji niemieckiej dowódca kompanii w 3 pułku AK, razem z „Szarym” rozbijał więzienie w Końskich, bohatersko walczył w podkieleckich Szewcach, Jozef Wiącek „Sowa” – dowódca legendarnego oddziału Jędrusiów , por Konrad Suwalski „Mruk” – oficer 2 pułku piechoty AK, Stanisław Wiącek „Inspektor” – który był jego zastępcą. Obok dowódców siedzieli zwykli żołnierze jak np. Mirosław Żubrowski „Żak”, który wspomina: Aresztowany zostałem w Kielcach w maju 1945 roku i oskarżony o posiadanie broni i próbę obalenia władzy ludowej silą… Zarzut stawiany właściwie każdemu akowcowi”.
     Mężczyźni stanowili większość uwięzionych. Nie mogło zabraknąć jednak kobiet – bohaterskich łączniczek, bez których żadna działalność konspiracyjna nie miała szans powodzenia. Na specjalnym oddziale przebywały, więc Zofia Mokrzycka „Zosia”, Zofia Wójcik „Kudłata” czy łączniczka kapitana Siwego Irena Kolarz.
     Reasumując: w pierwszych miesiącach 1945 roku w więzieniu znalazło się doborowe owarzystwo żołnierzy walczących podczas okupacji niemieckiej z najeźdźcą. W sumie wiezienie, które przewidziane było na 400 osób momentami mieściło nawet około tysiąca. Codziennością były złe warunki higieniczne i niedożywienie, czyli tak jak za poprzedniego okupanta. Na przesłuchania połączone najczęściej z torturami brano więźniów do siedziby, UB, ale bicie i maltretowanie, odbywało się też w więzieniu. Kapitan Siwy pobity był niemiłosiernie Stanisław Wiącek „Inspektor” zastępca u Jędrusiów tak wspomina metody ubeków „ Najpierw posadzili mnie na nodze odwróconego stołka, potem bili, a wreszcie w czterech podawali sobie jak piłkę pchnięciami luf pepesz. Po tym ostatnim zabiegu miałem złamane cztery żebra i wybite sześć zębów”.
     Ale są też tacy ubecy, którzy stosują bardziej wymyślne tortury. Włodzimierz Kołaczkiewicz „Zawisza” żołnierz NSZ wspomina po latach: W czerwcową upalną noc postawili mnie ubranego w ciepłą kufajke i watowane spodnie obok gorącego pieca. Stoję wyprostowany z rękami wyciągniętymi przed siebie i całymi godzinami odpowiadam na pytania, aż w końcu zapominam imienia własnego ojca. Po kilku uderzeniach pałą ożywam. I znowu od początku”.
     Więźniów trzymano tak jak za okupacji niemieckiej w środkowym pawilonie. Wyroki śmierci w pierwszym okresie wykonywano na belce wystającej z południowej ściany środkowego pawilonu, od strony parku, ale oczywiście z parku belka ta nie była widoczna. Później miejsce straceń przez powieszenie przeniesiono do zachodniego skrzydła. W sklepieniu jednego z pomieszczeń umieszczono na stałe hak, na którym zawieszano pętlę. Pod hakiem wykuto zapadnię. W kieleckim więzieniu aresztowani byli także rozstrzeliwani. Miało to miejsce w ślepym zaułku pomiędzy południową ścianą więzienia a zewnętrznym murem. Ciała zamordowanych potajemnie grzebano na cmentarzu  przy ulicy  Zagnańskiem. Od lata 1945  roku egzekucje  przeniesiono jednak poza miasto. Wiadomo, że niektóre wykonywano 
w lasach koło Zgórska.
      O warunkach panujących w wiezieniu, o aresztowanych i o osobach, które należało ostrzec dowiadywała się krążąca wokół więzienia Józefa Brogowska „Barbara” sanitariuszka i łączniczka z oddziału „Szarego”, która za pomocą grypsów kontakt z przebywającą w wiezieniu swoją siostrą.
     Tragiczny los aresztowanych zmuszał ich pozostających na wolności kolegów z konspiracji do przeciwdziałania. Wiosną 45 roku działania podziemia niepodległościowego na Kielecczyźnie przybrały na sile. Powstały oddziały leśnie, zaczęły się tworzyć nowe siatki konspiracyjne lub wręcz reaktywowano stare powiązania. Działania partyzantki jak i organizacji konspiracyjnych zmierzały do zapewnienia    bezpieczeństwa.   Skupiały  się,   więc   na walce  z   grupami   operacyjnymi   sił   represji,   likwidacji   zdrajców, agentów
i funkcjonariuszy reżimu. Najważniejszy zadaniem było jednak uwalnianie aresztowanych już kolegów.
Takich akcji było wiele: 10 marca z sandomierskiego więzienia ucieka – przy pomocy z zewnątrz – ponad 100 żołnierzy AK. Miesiąc później z aresztu UB w Jędrzejowie ucieka ok. 30 aresztowanych. Są też jednak akcje nieudane. Pomimo dwukrotnych prób nie udało się opanować więzienia w Pińczowie.
     W takich okolicznościach w czerwcu 1945 roku do Wolborza, do przebywającego u swojej żony kapitana Antoniego Hedy „Szarego” dociera porucznik   Antoni Świtalski „Marian”  jego adiutant.  To od niego „Szary” dowiedział się o tragicznym losie swoich dowódców jak
i żołnierzy. Czarę goryczy przelała wiadomość, że UB chcąc dopaść „Szarego” aresztowała jego dwóch braci i szwagra. Heda, który w tym okresie swój udział w pracy konspiracyjnej starał się jedynie ograniczać do stałych kontaktów z organizacją, zmienił zdanie i podjął decyzję o zbrojnym uwolnieniu uwięzionych.
     Już na początku lipca „Szary” przyjechał na kielecczyznę i rozpoczął przygotowania do akcji. Porucznik Włodzimierz Dalewski „Szparag”,  podkomendny  „Szarego”, który  w tym czasie  służył w jednej z  jednostek  LWP w Kielcach  otrzymał rozkaz rozpoznania sił
w Kielcach. Por Tadeusz Łęcki „Krogulec”, por Zygmunt Bartkowski „Zygmunt” oraz ppor Wacław Borowiec „Niegolewski” otrzymali zadanie przygotowania oddziałów. Uzgodniono, że w akcji wezmą udział dwa oddziały działające w okolicach Radomia. Dowodzili nimi por Stefan Bembiński „Harnaś’ i Henryk Podkowiński „Ostrolot”. Ostatecznie na 3 sierpnia wyznaczono koncentrację wszystkich sił w lasach dalejowskich 5 km od leśniczówki Kruk niedaleko od Suchedniowa.
     Na miejscu panował gwar, toczyły się rozmowy między kolegami, którzy nie widzieli się od kilku miesięcy. Z przybywających grup organizowano pododdziały, nad którymi dowództwo objęli oficerowie wyznaczeni przez Szarego. Równocześnie rozpoczęto działania aprowizacyjne i uzupełniano braki w uzbrojeniu poszczególnych żołnierzy, a ci docierali z najdalszych zakątków kraju. Tak wspomina to Eugeniusz Fitas PS „Krater” „Po tzw wyzwoleniu wyjechałem ze Skarżyska na Zachód do Złotoryi. Aż tam dosięgnął mnie zew komendanta „Szarego”. Dowiedziałem się, że jeżeli tylko się zdecyduję – sprawa była dobrowolna – mam się zjawić w swoich rodzinnych stronach, gdzie szykuje się jakaś ważna akcja. Nie wahałem się ani chwili. Komendant „Szary” wzywa trzeba jechać".
     Droga innych na koncentrację była krótsza: „Cała nasza starachowicka grupa zebrała się pod Wąchockiem przy kapliczce św Jacka. Dowieziono nam tam broń. Każdy wziął, ile tylko mógł udźwignąć i ruszyliśmy. Czekała nas daleka droga. Do miejsca koncentracji dotarliśmy ogromnie zmęczeni i przemoczeni. Posiadaliśmy, gdzie, kto mógł. – Hipolit Mucha „Kaczor”
     Oddziały radomskie dotarły w inny sposób. „ Mój oddział – wspomina por. Stefan Dembiński „Harnaś” – koncentrował się koło Wieniawy, na południowy zachód od Radomia. Na szosie czekały na nas zarekwirowane ciężarówki, do których się załadowaliśmy. Do miejsca uzgodnionego z „Szarym” dotarliśmy bez jednego strzału”.
     Problemów nie miał także drugi radomski oddział: „Zebraliśmy się pod wodzą por „Ostrolota” w Mniszku, koło Przysuch skąd pojechaliśmy do gajówki Kruk. Było nas dwudziestu dwóch, umundurowanych i uzbrojonych głównie w broń zdobyczną. Ja miałem niemiecki mundur i polską rogatywkę – tak koncentrację zapamiętał Tadeusz Barszcz „Piorun”.
     Prawdopodobnie, jako ostatnia dotarła na miejsce koncentracji Jozefa Brogowska „Barbara”, która przyniosła najświeższe wiadomości z miasta: „Zostałam wysadzona z samochodu na jakimś rozstaju dróg, skąd udałam się pieszo do obozu. Szłam przez las, nie było daleko. Kiedy natrafiłam na pierwsze czujki naszego oddziału, od razu zostałam rozpoznana przez chłopców. Wielu z nich dawno nie widziałam i poczułam się jak dawniej – w domu, w naszym leśnym, partyzanckim domu. Było koło południa.  Czas do wieczora spędziłam na pogawędkach, któryś z chłopców miał aparat fotograficzny, robiliśmy, więc pamiątkowe zdjęcia”.
      W tym samym czasie miały miejsce także inne działania. Komendant „Szary” po latach tak wspominał: Dzień przed zamierzoną akcją upozorowaliśmy uderzenie na miasteczko Szydłowiec koło Radomia odległe od Kielc o 50 km. Do rana trwała pozorowana próba opanowania miasteczka. W pobliskich lasach rozkładaliśmy miny, które kolejno wybuchały przez cały dzień. Do tego zadania wyznaczyłem „Niegolewskiego”. Tym sposobem zmusiliśmy wojskowy garnizon w Kielcach do opuszczenia miasta. Pociągnęli na obławę. Od samego rana wywożono ich na miejsce wybuchów i tam czesali lasy nikogo nie znajdując”
      Samochody wożące wojsko i wracające potem drogą ze Skarżyska do Kielc były także celem innej akcji wynikającej z planu. Na wzniesieniu Baranowska Góra – ostatnie wzniesienie jadąc z Kielc do Skarżyska – dziesięcioosobowy patrol pod dowództwem por Włodzimierza Dalewskiego „Szparag” rekwirował je, aby potem przewieźć oddziały do Kielc.  Tak wspomina to Czesław Dzioba „Piżmowicz”: „Większość z nas ubrana była w mundury wojskowe z opaskami o barwach narodowych. Przejeżdżające wozy ciężarowe zatrzymywaliśmy  i   rekwirowaliśmy.  Potem  do  każdego  z nich  wsiadało  po  dwóch  naszych  Jeden  przy  szoferze, a  drugi  na  masce
i doprowadzaliśmy samochody w wyznaczone miejsce”. Łącznie zarekwirowano 14 aut należących do różnych instytucji. Zatrzymano kilka samochodów KBW, a  także  pojazd  UB, w  którym  jechało  4  funkcjonariuszy.  Jeden z  żołnierzy  „Szarego”  rozpoznał  w  jednym
z ubeków tego, który niedawno znęcał się nad rodziną narzeczonej „Niegolewskiego”. Zorganizowano rozprawę sądu polowego, który orzekł dla siepaczy karę śmierci. Wyrok wykonał o godz. 19 pluton egzekucyjny.
     Przygotowania do akcji zostały zakończone. Zanim „Szary” dał sygnał do odjazdu, przemówił jeszcze raz do wszystkich oddziałów, po czym wszyscy odśpiewali Jeszcze Polska nie zginęła. Była godzina 21 padł rozkaz przestrzelania broni, a chwilę później oddziały załadowały się na samochody. Zaczęło lekko padać, gdy kolumna ruszyła w kierunku Kielc. O czym myśleli wtedy młodzi obrońcy Niepodległości? Jaka niedaleka przyszłość czaiła się na nich w ciemności…
     Zanim kolumna dojechała do Kielc w lasach Zagnańskach nastąpił nieprzewidziany postój. Patrolujący na motocyklu drogę ppor Edward Nazarkiewicz na wysokości Wiśniówki natknął się na przeciągniętą przez drogę linkę. Było to prawdopodobnie dzieło jakiegoś podziemnego oddziału, które niespodziewanie opóźniło wjazd do miasta. Kolumna samochodów o godz 23.30 dotarła dzisiejszą ulicą Warszawską do Rynku. Stamtąd samochody prowadzone przez przewodników zaczęły rozwozić żołnierzy w określone miejsca do określonych działań.
     Grupa pod dowództwem „Niegolewskiego” znalazła się na ulicy Sienkiewicza róg z Hipoteczną z zadaniem opanowania Poczty Głównej. Tak wspomina to żołnierz grupy Czesław Dzioba „Piżmowicz”: Do budynku podeszliśmy cicho od tyłu, było nas chyba sześciu, reszta została na ulicy. Przeszliśmy przez jakiś płot zdaje się, że też przez jakiś balkon i znaleźliśmy się na wewnętrznym podwórku. Stało tam dwóch wartowników, którzy zaskoczeni naszym pojawieniem się natychmiast się poddali. Dostaliśmy się do holu poczty, w mgnieniu oka wyłączyliśmy centralkę telefoniczną i zaraz wybiegliśmy na zewnątrz”. Ta grupa zajęła potem pozycję na ulicy Sienkiewicza blokując odsiecz z kierunku dzisiejszego osiedla KSM.
     Główne siły wjechały na plac przed katedrą. Najpierw motocykl, a za nim ciężarówki. Wyładunek trwał tylko chwilę. Wszystkie grupy doskonale wiedziały, jakie zadanie im przydzielono. Miejscowi przewodnicy bezbłędnie prowadzili ich na wyznaczone miejsce. Na placu przed katedrą wyładowała się licząca ok. 40 żołnierzy grupa szturmowa, jej dowódcą był porucznik „Szparag”. W skład grupy poza sekcją uderzeniową wchodzili minierzy oraz obsługa piata. „Nasza grupa szturmowa podjechała pod samą katedrę. Z moich kolegów byli w niej: Janusz Sermanowicz „Dyzma”, Janusz Piekarski „Ryś” i Ryszard Morys „Ryś”. No i nasz bezpośredni dowódca plutonowy Wacław Wrembiakowski „Korsarz”.  O komendancie  Szarym nie mówię, bo jasne, że był z nami – tak zapamiętał tą chwilę Henryk Czech „Śmigły”.
Po rozładunku ciężarówki odjechały dalej. Grupa szturmowa przez plac przykatedralny przeszła w kierunku Więzienia. Mijając Pałac Biskupi wystawiono tam placówkę ubezpieczającą. W jej skład wchodził Kazimierz Hahn ps „Józwa Butrym”, który wspomina: „Zajmowałem stanowisko naprzeciwko pałacu Biskupiego, w którym znajdował się Urząd Wojewódzki, za jednym ze starych drzew, których już teraz nie ma.”
     W okolicach katedry rozlokowały się także inne pododdziały z grupy osłonowej, którą dowodził por. Henryk Podkowiński „Ostrolot” Ich zadaniem było ubezpieczenie akcji od strony ulicy Sienkiewicza gdzie miało swoją siedzibę kilka instytucji reżimu komunistycznego i ulicy Wesołej. –Razem z kolegami stałem cały czas na ulicy Wesołej, blokując urząd powiatowej MO. Po rozpoczęciu akcji, żeby funkcjonariuszy od razu zorientować w sytuacji – sypnęliśmy po oknach ogniem. Siedzieli jak trusie nie dając żadnego znaku życia. Więcej już nie strzelaliśmy, szkoda było marnować amunicję.
     Po przeciwnej stronie wzgórza katedralnego, rozlokował się liczący ok. 50 żołnierzy pododdział dowodzony przez por. Stefana Bembińskiego „Harnasia”. Jego zadaniem było osłaniać działania od strony Komendy Wojewódzkiej MO z ulicy Wesołej. Zapobiec ewentualnej odsieczy z sowieckich placówek przy ulicy Seminaryjskiej i Śniadeckich oraz blokować wsparcie z koszar 8 pułku KBW i 4 pułku piechoty. Dowódca pododdziału wspomina to zwięźle: -Zadaniem mojej grupy było ubezpieczenie akcji od strony parku. Stanowiska zajęliśmy  przy  ulicy – dziś  Jana  Pawła II.  Położona jest  ona powyżej parku, więc była dobrym punktem obserwacyjnym. Stałem z jedną
z moich grup w centralnym miejscu, bliżej wejścia do parku. Pozostałe grupy naszego oddziału stały dalej, strzegąc pobliskich ulic”.
     Po przeciwnej stronie parku ulokował się pododdział porucznika Henryka Wojciechowskiego PS „Sęk”, który liczył około 40 żołnierzy. –Grupa, w której się znalazłem zaległa w parku na klombie kwiatowym, obok tego miejsca, gdzie teraz znajduje się muszla koncertowa. Mieliśmy ze sobą ręczny karabin maszynowy. „Krogulec” pobiegł za Silnicę, płynącą brzegiem parku, i tam z kilkoma kolegami obstawiał wojewódzki urząd bezpieczeństwa i koszary ruskiego garnizonu. – zapamiętał to Hipolit Mucha „Kaczor”.
     Na ulicy Paderewskiego kilka budynków o numerach 8,10,12 i 13  przy zbiegu z ulicą Solną zajęte było przez UB w piwnicach tych budynków przetrzymywano i katowano żołnierzy podziemia Niepodległościowego. Dalej pod numerem 24 mieściła się już siedziba tak samo krwawego, sowieckiego NKGB, a pod numerem 47 ulokował się komendant miasta wojsk sowieckich.
     Okolica była groźna i należało się z tej strony szczególnie starannie ubezpieczyć. Posterunek, który zajął miejsce obok muszli koncertowej musiał zwracać szczególną uwagę na odsiecz, która mogła nadciągnąć z ulicy Kapitulnej. Dziś w budynku tym znajduje się przedszkole. Wtedy swoją katownię urządzili tam mordercy z powiatowego i miejskiego Urzędu Bezpieczeństwa.
     Poza przedstawionymi pododdziałami w akcji brała także udział grupa dowodzona przez Zygmunta Bartkowskiego pseudo „Zygmunt”. Razem z 40 żołnierzami ubezpieczał on przewidywaną trasę odwrotu wszystkich oddziałów. W tej grupie znajdowały się sanitariuszki. Niezawodna „Barbara” była właśnie tam. – Mieliśmy ubezpieczać odwrót, pojechaliśmy, więc dalej. Tam chłopcy zaczęli od razu organizować podwody dla ewentualnych rannych i dla bardziej wycieńczonych więźniów. Jam miałam torbę sanitarną.
     Około godziny 23 wszystkie pododdziały znalazły się bez przeszkód na wyznaczonych pozycjach. Miasto pogrążone było w nocnej ciszy. Grupa szturmowa z "Szarym" na czele dociera na ulicę Zamkową. Nic nie zakłóca nocnej ciszy. Żołnierze widzą przed sobą ponury gmach więzienny i zamkniętą bramę. „Szary” krzyknął do strażników „Poddać się jesteśmy żołnierzami Armii Krajowej, przyszliśmy uwolnić naszych uwięzionych ludzi.
     Niestety nie poskutkowało. Henryk Czech „Śmigły” przypomina sobie tą chwilę: Usłyszeliśmy głos z wartowni: - Nie poddawać się! Odejdźcie od bramy, będziemy strzelać! Nie pozostawało nic innego jak zdobywać więzienie siłą. „Szary” krzyknął: Chłopcy ognia!
     Pierwsze starcie nie przyniosło efektu i do wysadzenia bramy „Szary” postanowił użyć broni ukrywanej jeszcze z czasów okupacji niemieckiej. To był piat, czyli angielska pancerzownica. Po ostrzale z piata brama nadal pozostała zamknięta. Główne zawiasy nie chciały puścić odwaliło tylko kawałek blach, ale przez taką s zczelinę nikt nie mógł się przecisnąć. Trzeba,  więc  było  przygotować nowe ładunki
i założyć je bezpośrednio na bramę. To już zadanie dla minerów. Tym razem udało się. W bramie zrobił się wyłom, ale na tyle duży, że można było przez niego wbiec. Zrobiła to część grupy szturmowej oraz minierzy.
    Żołnierze, którzy sforsowali już więzienną bramę zorientowali się, że za nią jest kolejna krata. Niestety także zamknięta. Na szczęście na miejscu są minerzy. Zakładają ładunki i błyskawicznie wycofują się na ulicę chroniąc się przed odłamkami. Zniszczona została ostatnia przeszkoda. Żołnierze dostali się na teren więzienia. Strażnicy jak szczury pochowali się w zakamarkach. I wtedy wynikła dramatyczna sprawa z kluczami, których nigdzie nie było. Dopiero później okazało się, że były ukryte w piwnicy. -Kiedy okazało się, że kluczy nie będzie – do przodu znowu wysunęliśmy się my, minerzy. Zaczęliśmy przywiązywać kostki trotylu do krat – wspomina Jan Pająk „Sęp”
     Żołnierze dzielą się na grupy. Jedni biegną do drzwi pawilonu kobiecego. On zostaje sforsowany pierwszy, bo dostępu do niego broniły tylko  drewniane  drzwi. Potem przyszedł czas na poszczególne cele i na wolność. Po chwili na podwórcu zapanował niesamowity harmider
i bieganina. Cały tłum rozgorączkowanych, nieprzytomnych niewiast skupił się dookoła Szarego śmiejąc się i płacząc ze szczęścia na przemian. W pierwszych chwilach niewiele pomagały perswazje żołnierzy ich prośby. Dopiero dzięki stanowczym rozkazom udało się opanować sytuację. Do uwolnionych kobiet dotarło, że aby tą darowaną wolność zachować należy jak najszybciej uciekać.
     Minerzy pod dowództwem „Szparaga” zabrali się teraz do cel męskich. Trzeba było zachować dużą ostrożność, żeby nie ucierpieli uwalniani. Zresztą niektórzy sami próbowali wydostać się na wolność rozbijając drzwi ławami znajdującymi się w celach. Saper Ludwik Wiechuła ps „Jeleń” tak opisuje ostatnie swoje chwile w więzieniu: „Z trzaskiem wylatuje krata na naszym korytarzu. Biegną wzdłuż cel z okrzykiem: Gdzie „Lin”?, Gdzie „Siwy”?, Gdzie siedzi „Jeleń”?. Odpowiadamy im, jak kto może i przez to hałas na korytarzu iw celach robi się coraz większy. Teraz już każdy więzień wykrzykuje, gdzie go należy szukać. Do naszej kraty dopadają minerzy. Poznaję twarz jednego ze swoich podkomendnych. Wołam, aby najpierw wysadzili drzwi w celach śmierci, a my tymczasem będziemy próbowali ławą. Pracujemy ciężko. Nic jednak z tego. Rozleciała się w drzazgi jedna ława. Rozleciała się druga, a my ciągle jesteśmy zamknięci. Zjawia się mój saper. Podaje mi przez kratę ładunek wybuchowy z lontem prochowym oraz zapałki. –Panie poruczniku, nie wypada, żebym ja podpalał  ten  ładunek, skoro  pan  tam  jest. – powiada. –Szybko,  więc  przywiązałem  ładunek  do  zamka,   założyłem   spłonkę  z  lontem
i przytknąłem zapałkę. Wraz z kolegami rzuciłem się do konta, któryś z nich nakrył się siennikiem…Huk i kurz. Wyskoczyłem na korytarz, a mój saper zawisł mi na szyi.”
     Komendant „Szary” stojąc na środku dziedzińca witał się z uwalnianymi oficerami. Kiedy podszedł pułkownik „Lin” można było zauważyć, że był blady i słaby.„Szary” objął go ramieniem i przekazał pod opiekę innym. Już wtedy komendant utykał. Dostał rykoszetem w nogę pod bramą, ale w ferworze walki nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy. O czym myślał wtedy dowódca tej spektakularnej akcji: „ Witałem z radością naszych uwolnionych kolegów i koleżanki, a także ludzi ze sztabu NSZ, między innymi kapitana Józefa Wyrwę „Starego”. Nie było jednak wśród uwolnionych moich braci i szwagra…O ich losach miałem się dowiedzieć trochę później od uwolnionych. Na razie jednak akcja jeszcze trwała i to już stanowczo za długo. Była chyba godzina trzecia w nocy, kiedy dałem rozkaz odwrotu. Istniało realne niebezpieczeństwo, iż oddziały przeciwnika wrócą do Kielc, a także ruszą te spacyfikowane przez nas w mieście. Nie udało się już, niestety, otworzyć trzech ostatnich cel. Zabrakło trotylu.”
     Uwalniani więźniowie systematycznie opuszczali budynek chcąc jak najszybciej wydostać się z zagrożonego terenu. Jednak przy Szarym pozostali oficerowie i pewna część uwolnionych. Utworzono kolumnę marszową. Na przedzie i na tyle ubezpieczenia. Do kolumny dołączały poszczególne pododdziały blokujące przez cały czas budynki w mieście. Ta grupa wycofała się dzisiejszymi ulicami Jana Pawła II i Wojska Polskiego w kierunku na Wietrznię. Tam skręcono w lewo i szerokim łukiem omijając miasto udano się w kierunku Leszczyn. Tej drogi nie doczekał już płk Lin. Początkowo niesiony był przez uwolnionych więźniów, ale jego stan był poważny. Zanim opuszczono Kielce zmarł. Pozostałych witał radosny świt. Witała wolność.
     To nie był jednak koniec żołnierskiej epopei. Kolumna dotarła do wsi Leszczyny. Do wsi gdzie właśnie budziły się kwaterujące tam oddziały Armii Czerwonej. Zygmunt Cielniak pseudo „Cegliński” zapamiętał to tak: „Słynne Leszczyny i w nich Sowieci. Patrząc na nich zastanawiałem się, co mogą myśleć o takiej dziwnej grupie: na przedzie wojskowi, potem grupa cywilów składająca się z uwolnionych więźniów i naszych ludzi bez mundurów, potem znowu wojskowi. Jeżeli miałoby to być wojsko konwojujące więźniów, to czy w taki sposób się ich prowadzi? Nieważne jednak, co myśleli, ważne było, żeby nie dać się przez nich zaskoczyć. Słyszałem jak „Szary” powiedział do „Ostrolota”: Heniek ubezpieczaj mnie! –Z kolei „Ostrolot” zlecił to mnie. Przeszliśmy szczęśliwie. Kiedy weszliśmy na górkę pod Mąchocicami, mieliśmy wreszcie chwilę zasłużonego odpoczynku.
     Od tej chwili z głównej grupy poczęły odłączać się grupki więźniów i żołnierzy, którzy stopniowo wsiąkali w teren. Nie wszystkie oddziały, które brały udział w opanowaniu Kielc wyszły jednak z miasta z „Szarym”. Grupa Porucznika Zygmunta Bartkowskiego „Zygmunta”, która pomagała słabszym więźniom nie dogoniła głównej kolumny. W efekcie zmyliła drogę. Część żołnierzy dotarła do Zagnańska, a stamtąd koleją do Skarżyska skąd pochodzili. Reszta drogę tą pokonała pieszo.
     O wiele bardziej tragiczne były losy żołnierzy z grupy porucznika Henryka Wojciechowskiego „Sęka”. Im również nie udało się dołączyć do głównych sił wycofali się na ulicę Ogrodową. Tam okazało się, że jeden z żołnierzy Tadeusz Derfel ma złamaną nogę. Postanowił zostać w Kielcach, aby nie utrudniać kolegom odwrotu. Niestety nie znalazł najlepszej kryjówki, bo został aresztowany. Odsiedział w więzieniu sześć lat.
     Jeszcze  mniej  szczęścia  miała  inna  grupa, w  której  znajdował  się  Tadeusz  Łęcki  „Krogulec”.  Oddzielili  się i doszli aż pod stację
w Sitkówce. Błądzili. Przypadkowo natrafili na dom, w którym kwaterowali sowieci. „Krogulec” padł skoszony serią z automatu. Pozostali z mniejszymi lub większymi perypetiami dotarli do swoich domów w okolicy Starachowic i Iłży.
     Czas najwyższy podsumować wydarzenia jakie miały w Kielcach miejsce w nocy z 4 na 5 sierpnia 1945 roku:
- liczące około 200 żołnierzy AK zgrupowanie pod dowództwem kapitana Antoniego Hedy Szarego opanowało miasto.
-za pomocą ładunków wybuchowych uwolniono 354 więzionych przez reżim komunistyczny
-podczas zdobywania więzienia zginął jeden sowiet i jeden funkcjonariusz MO, 7 innych było rannych
-po stronie Podziemia Niepodległościowego straty – jeden zabity i jeden aresztowany – nastąpiły podczas odwrotu, już po zakończeniu bezpośredniej akcji.
Najważniejsze było jednak to, że pokazano nowej władzy funkcjonującej w oparciu o sowieckie bagnety, że ich działania nie są bezkarne, że w dalszym ciągu istnieje Podziemie Niepodległościowe dla żołnierzy, którego najważniejsze są BÓG, HONOR i OJCZYZNA.
Akcja opanowania więzienia w Kielcach dała też społeczeństwu namacalny przykład istnienia sił sprzeciwiających się nowemu okupantowi.
    A jak potoczyły się losy bohaterów naszej opowieści.
- jedni jak Ludwik Wiechula „Jeleń” – uwolniony podczas akcji – nie widząc dla siebie miejsca pod czerwoną okupacją przeszli przez zieloną granicę i dostali się na zachód Europy
-inni jak „Harnaś” czy „Ostrolot” postanowili walczyć z bronią w ręku. Miesiąc później w podobnej akcji opanowali więzienie w Radomiu. Większość z nich zginęła w walkach, została zakatowana przez UB lub aresztowana i skazana na wieloletnie wyroki.
-jeszcze inni pod zmienionymi nazwiskami próbowali sobie ułożyć życie. Bardzo często także ich dosięgały zbrodnicze macki UB
     A co z ich dowódcą?
Kapitan Antoni Heda „Szary” od czasu akcji w Kielcach ukrywał się. Bezpieka dopadła go wreszcie w Chyloni koło Gdyni gdzie został aresztowany 28 lipca 1948 roku. Po fikcyjnym procesie w styczniu 1950 roku został skazany na karę śmierci, którą później zamieniono na dożywocie. W efekcie w więzieniach odsiedział 8 lat. Pierwsze miesiące po wyroku przebywał właśnie tu w Kieleckim więzieniu na ulicy Zamkowej, które sam rozbijał. Historia zatoczyła koło.
Rozbicie więzienia jest odtwarzane przez SRH „JODŁA” corocznie od 2009 roku w rocznicę przeprowadzenia akcji.
     5 września wieczorem Niemcy weszli do Kielc, zachowując jednak dużą ostrożność liczyli się, bowiem z dalszą zaciętą walką. Miasto nie było jednak bronione. Nie znaczyło to jednak, że okupanci mogli czuć się bezpiecznie. Już w następnej nocy polska kompania piechoty pod dowództwem por. Rukścińskiego, której żołnierze zostali dodatkowo wyposażeni w butelki zapalające wdarła się do miasta, na terenie dzisiejszego osiedla Szydłówek. Zaatakowali znajdującą się tam kolumnę czołgów i wozów pancernych. To był ostatni akord walk obronnych w Kielcach.
     Warto jeszcze wspomnieć, że 10 września Kielce były wizytowane przez wodza i kanclerza III Rzeszy Niemieckiej Adolfa Hitlera, który odbywał swoją podróż inspekcyjną. Po inspekcji Hitler odleciał samolotem z lotniska w Masłowie do swojej kwatery polowej pod Opolem.
     Niemcy po wkroczeniu do Kielc zajęli budynki instalując w nich własną administrację. Brutalność, jaką okazali przy zajmowaniu Kielc przygniotła mieszkańców. Zdobywcy miasta – 15 Korpus Armijny – wyróżnił się wtedy szeregiem zbrodni na ludności cywilnej. Już 5 września na Cegielni rozstrzelano 6 osób. Na polach za Koszarką zamordowano 4 kolejnych, na Malikowie 9. Szóstego września na dziedzińcu magistratu dokonano egzekucji 7 osób. Takich ofiar było więcej. Ginęli uchodźcy, a także bezbronni ludzie. Na ulicy Focha zastrzelono dwoje staruszków.
     Niemieckie siły okupacyjne były rozbudowane. Na ulicy Leśnej kwaterował 305 Batalion 22 Pułku Policji, który był przeznaczony do działań antypartyzanckich. W zbrodniczych działaniach wsławił się także 62 Pluton Zmotoryzowany pod dowództwem Alberta Schustera.
Bardzo ważną rolę pełniła niemiecka żandarmeria. Najbardziej znanym z okrucieństwa dowódcą tej formacji był Gerulf Mayer, odpowiedzialny między innymi za pacyfikację Michniowa i Skałki Polskiej. Szczególną rolę w inspirowaniu aktów terroru odegrała policja bezpieczeństwa, a zwłaszcza jej IV Wydział – Tajna Policja Państwowa –Geheime Staatspolizei – Gestapo.
     Centralnym miejscem zamieszkania Niemców były okolice ulicy Focha (dzisiejsza Paderewskiego), gdzie stworzono namiastkę dzielnicy niemieckiej. Niedaleko w parku znajdowała się nawet szkoła Hitlerjugen. Pomimo olbrzymiej przewagi niemieckiej w Kielcach, tak jak
w wielu innych miastach powstawały zalążki konspiracji. Jako pierwsza powstała Organizacja Orła Białego na czele, której stał zresztą
prezydent Kielc, Stefan Artwiński. Bardzo szybko organizacja podporządkowała się Służbie Zwycięstwu Polsce, która zmieniła później nazwę na Związek Walki Zbrojnej i Wreszcie Armię Krajową.
     Niemcy zdawali sobie sprawę, że społeczeństwo polskie będzie wałczyło o własną wolność. Dlatego już przed wojną zainstalowali tu swoją agenturę, która do historii przeszła, jako V Kolumna. Wsławili się tą działalnością rodziny Rommlów i Mauwów. To takie rodziny ,niemieckiego pochodzenia, znając miejscową ludność tworzyły trzon niemieckiego aparatu bezpieczeństwa kierując siatkami agentów. Oni działali z odkrytą przyłbicą, ale podlegali im inni, o których nikt nie wiedział, że pracują dla Niemców zdradzając Polaków.
     Jeszcze przed wojną na ziemi kieleckiej osiedlił się Franz Wittek. Podawał się za Chorwata, ale tak naprawdę jego życiorys owiany jest tajemnicą. Chwalił się, że zjeździł cały świat. W Polsce pomieszkiwał w różnych miejscach spełniając zapewne tajne zadania swoich niemieckich mocodawców. Wreszcie na dłużej osiadł w Mirocicach koło Nowej Słupi. Nie pracował nigdzie, ale  udzielał się, jako społecznik. Pomagał wszystkim chętnym zdobywając dużą popularność i nawiązując nowe znajomości. To właśnie ten człowiek zajmował się tworzeniem z chętnych pierwszej organizacji konspiracyjnej - Organizacji Orła Białego. Robił to nie tylko na terenie gminy Nowa Słupia, ale głównie w Skarżysku Kamiennej. Wielu z nich zostało później aresztowanych przez Gestapo. To pierwsze ofiary Wittka. Latem 1940 przez ziemie kielecką przeszła olbrzymia fala aresztowań. Lasy koło Dymin, na Wiśniówce i na kieleckim Stadionie to miejsca masowych egzekucji. Największa miała jednak miejsce 29 czerwca, 1940 kiedy to w Brzasku koło Skarżyska rozstrzelano 760 osób. To była największa zbiorowa egzekucja ludności cywilnej na kielecczyźnie.
     Już wtedy organizacje niepodległościowe podejrzewały, że z tragedią jest związany Wittek. Ale niestety od podejrzeń do pewności daleka droga. A Wittek potrzebował ludzi takich jak on. Potrzebował nie tyle ludzi, co informacji o organizacjach niepodległościowych. Był, więc jedną ze sprężyn utworzenia w Kielcach szkoły agentów Gestapo. Zajęcia odbywały się w jednym z budynków na terenie zakładów Granat. W pierwszej grupie szkolono około 15 osób. AK bardzo szybko dowiedziała się o swoistym pomyśle edukacyjnym Wittka i jak najszybciej postanowiła położyć jej kres. Specjalna grupa zaatakowała agentów udających się na szkolenie. Nikt, co prawda nie zginął, ale zahamowało to proces szkolenia. Niestety z biegiem czasu coraz więcej nierozpoznanych agentów zaczęło wnikać w szeregi organizacji konspiracyjnych, będąc powodem coraz większej ilości aresztowań.
     Jesienią 1940 roku te podejrzenia zostały potwierdzone, rozpoczęto polowanie na Szpicbródkę, tak bowiem określano Wittka.
Próbowano wypchnąć go z wagonu kolejki wąskotorowej, robotnik leśny chcąc się zemścić za wymordowanie jego rodziny rzucił się na agenta z siekierą, Jan Kosiński „Jacek” zorganizował za pomocą podległych sobie żołnierzy zasadzkę na Wittka w Jeziorku, niedaleko od miejsca zamieszkania. Niestety niedoświadczenie zamachowców oraz niespodziewane nadejście odsieczy uratowały agenta. Kolejną próbę zamachu podjął Stanisław Mikołajczyk ps „Halban”, „Harpun” który jako wtyczka AK pracował w policji granatowej. Miał otruć agenta. Niestety nie udało się… Pod dowództwem „Halbana miano przeprowadzić także kolejną akcję. Niestety jej wykonawcy,
z „Halbanem” na czele zostali przez jednego z uczestników wydani Wittkowi. Myśliwy stał się zwierzyną łowną. Próbowano jeszcze spalić Wittka żywcem w jego domu w Mirocicach. Przeżył.
     Agent zdał sobie sprawę, że podziemie wie o jego działalności. Jego zemsta była straszna przeprowadzono pacyfikacje wielu miejscowości z rejonu Gór Świętokrzyskich. Główne represje dotknęły mieszkańców Bielin, Nowej Słupi, Bartoszowin i Bodzentyna. Po tej masakrze Wittek przeniósł się z żoną na stałe do Kielc. Jednak po przeprowadzce nie miał absolutnie zamiaru odpoczywać. Miał tu już do pomocy wyszkolonych agentów. To tu nadano mu przydomek DIABEŁ.
     AK pamiętała jednak o Szpicbródce. Już we wrześniu 1942 żołnierze AK chcieli go zastrzelić w jego mieszkaniu przy ulicy Małej 21. Uratowała go wtedy żona, zasłaniając przed strzałem. Później Henryk Pawelec „Andrzej” dwukrotnie próbował wykonać wyrok na agencie. Niestety bez skutku. Wreszcie, w lipcu, specjalna grupa partyzantów z oddziału AK „Wybranieckich” dopadła Wittka obok
dzisiejszego seminarium. Dostał 14 kul. Przeżył.
     Lato 1943 roku to na ziemi kieleckiej okres najbardziej nasilonego i najbardziej nieludzkiego terroru. Bartoszowiny, Skałka pod Nową Słupią, Święta Katarzyna, Huta Szklana, Kakonin to tylko nieliczne przykłady miejscowości, w których za tragediami ludzi stał Diabeł. Ten zresztą zdał sobie sprawę, że AK nie odpuści. Z mieszkania na ulicy Małej przeniósł się na ulicę Paderewskiego, róg ze Złotą. Tu zamieszkał w jednym z narożnych budynków. Poruszał się już o lasce, to efekt strzałów. Do miejsca pracy miał tylko kilka metrów. Na
pacyfikacje jeździł już rzadko. Koncentrował się na szkoleniu agentów i zarządzaniu ich działalnością. Miejsce zamieszkania powodowało kłopoty z wykonaniem wyroku.
     Wreszcie 20 kwietnia 1944 wyrok na agencie próbował wykonać Zbigniew Kruszelnicki „Wilk”, dowódca jednego z oddziałów partyzanckich. W przebraniu niemieckiego oficera dopadł agenta na rogu ulic Mazurskiej i Źródłowej. Wittek wiedziony instynktem, widząc obcego oficera, tuż przed strzałami upadł na ziemię. Był cały, miał jedynie przestrzelony kapelusz. Zginął za to towarzyszący Wittkowi oficer Gestapo.
     W maju 1944 roku wywiad AK ustalił, że Wittek chce 17 czerwca wynieść się z Kielc do Hiszpanii, aby ostatecznie uniknąć zemsty podziemia za swoje zdrady i zbrodnie. Dowództwo AK przyspieszyło przygotowania do kolejnego zamachu. 2 czerwca 1944 roku w narożnym budynku Paderewskiego i Złotej 4 żołnierzy z kieleckiej dywersji oczekiwało na Wittka. Niestety ten nie pokazał się.
     Termin następnej akcji wyznaczono na 15 czerwca. Akcji nadano kryptonim „Hiszpania”. Tego dnia przed godziną 8 rano czterej żołnierze z oddziału AK Pawła Stępnia „Gryf”, który działał w okolicy Samsonowa, przyszło na ulicę Focha. Dowódcą akcji był ppor. Kazimierz Smolak „Nurek” – cichociemny. Dwaj z nich: Janusz Likowski „Milcz” oraz Józef Skorzecki „Bąk” zatrzymało się na ulicy Solnej, uzbrojeni w broń krótką mieli osłaniać główną grupę zamachowców. Do upatrzonego mieszkania dostali się pozostali pod dowództwem „Nurka”. Byli to Roman Kasperowicz „Szarada” oraz Jan Karaś „Karol” z kieleckiej grupy likwidacyjnej. Niedługo potem na miejsce koncentracji dotarł także Zygmunt Firlej „Kajtek”, także członek kieleckiej grupy likwidacyjnej. Spóźnił się, bo po prostu zaspał. Życie.
     Tak, więc o godzinie 8 wszyscy członkowie akcji byli na swoich miejscach. I rozpoczęli żmudne oczekiwanie na pojawienie się agenta. Tak akcję po latach wspominał „Milcz”: „ Pomysł doprawdy szaleńczy. Pod oknami spacerują uzbrojeni Niemcy, a Wittek nie wyłazi ze swej bramy. Jacyś Niemcy przeszli ulicą. Przejechały dwie budy żandarmów z okolicy, bo wozy zabłocone gruntownie, rozproszyli się po budynkach – chyba tu kwaterowali. Przez chwilę pustka. Ludzi cywilnych nie ma na lekarstwo, każdy obchodzi tę ulicę naokoło. Okropne takie czekanie. Wloką się minuty jak całe dnie. Wpatrują się wszyscy w punkt, gdzie ma się ukazać człowiek, dla którego przeznaczone są nasze kule”.  O godzinie 10 „Karol” krzyknął - Jest.”
     I zaczęło się. Wittek wyszedł w towarzystwie innego mężczyzny. Idą powoli prowadząc ożywioną rozmowę. Agent ,o lasce, kuleje. Zamachowcy wybiegli. Pierwszy wyskoczył „Kajtek”. Zanim dobiegł do agenta, jego żona krzyczała z balkonu, aby go ostrzec. Nie pomogło. Wittek sięga do płaszcza po broń, ale w tym czasie "Kajtek" serią z Pm strzela do niego. Agent kręcąc się jak spirala pada na ziemię. Podbiega „Nurek”. Z bliskiej odległości strzela z rewolweru do leżącego w kałuży krwi Diabła. Musi być pewny, że ten już nigdy nie wstanie. W tym czasie "Kajtek" strzela za mężczyzną towarzyszącym Wittkowi, ale ten ucieka. „Szarada”  ze stena ostrzeliwuje budynek gestapo. "Karol" obserwując sytuację krzyczy wreszcie do wszystkich: Uciekajcie.
     Przeskakują na ulicę Solną. I dopiero wtedy Niemcy, którzy po pierwszych strzałach ukryli się za samochodami, podejmują walkę
z uciekającymi zamachowcami. Ci są już na ulicy Solnej. Pierwszy pada ranny w nogę „Nurek”. Przebiegający obok niego „Karol” woła do „Kajtka” – dobij go. Taka była bowiem umowa, że rannych należy dobić, aby żywi nie dostali się w ręce gestapo. Kiedy „Kajtek” chciał to zrobić „Nurek” wykrztusił – nie dobijaj. Kajtek chwycił go na plecy i zaczął się z nim wycofywać.
     Do walki dołączyli stanowiący ubezpieczenie „Milcz” i „Bąk”. Jako ostatni wycofuje się „Szarada” i kiedy wszyscy są już w pewnym oddaleniu. Pada ranny. Strzela jeszcze przez chwilę, ale kolejne Niemieckie pociski są celne. Gdy Niemcy do niego doszli starszy strzelec „Szarada” – pochodzący zresztą z Warszawy. Już nie żył.
     „Kajtek” po zostawieniu "Nurka" w zaroślach nad Silnicą, przedarł się aż w okolice ulicy Chęcińskiej, a po południu dotarł do rodzinnego Białogonu. "Karol", "Milcz", i "Bączek" uciekają w kierunku ulicy Spacerowej. Tam jeszcze przypadkowa potyczka z Niemcami, którzy nadjechali samochodem. Wszyscy giną. Zamachowcy zmieniają kierunek ucieczki i uciekają w kierunku ulicy Zacisze. Szczęśliwie docierają do Białogona. Podczas tej ucieczki odłączył się „Milcz”. Został ranny w nogę. Ukrył się w jakiś zabudowaniach, jak się potem okazało niedaleko ukrywał się "Kajtek". Na drugi dzień organizacja przerzuciła go do obozowiska oddziału partyzanckiego. Rana okazała się groźna. Sprowadzony z Kielc doktor Latało orzekł, że nogę trzeba amputować, widząc łzy w oczach kolegów „Milcz” powiedział cicho „Nie martwcie się chłopaki. Będziecie mnie chować na raty. Dalej doktorze, pierwsza rata do piachu”.
      Nad Silnicą, ukryty w krzakach, leżał ranny "Nurek". Niemcom nie przyszło do głowy, że jeden z zamachowców może ukrywać się 100 metrów od miejsca akcji. Wieczorem przez przypadkową kobietę "Nurek" poinformował organizację gdzie się znajduje. Dwaj żołnierze z sekcji "Krzemienia" przyjechali po niego dorożką i szczęśliwie przewieźli na melinę przy ulicy Szydłowskiej. Tam pod ochroną kolegów miał czekać na przerzut w inne miejsce. Niesty Niemcom udało się ustalić miejsce jego pobytu. W nocy otoczyli budynek. Zginął "Nurek" Kazimierz Smolak oraz trzej żołnierze z obstawy: „Ares” Jan Matyjak, „Biały” Władysław Malinowski i „Sikorka” Józef Mójecki. Uratował się jedynie Władysław Dziewiór ps. „Skazaniec”.
     Tak, więc w akcji zginęło 2 biorących w niej udział żołnierzy AK, a także 3 kolejnych z ochrony rannego „Nurka”. Po stronie Niemieckiej w całodziennych walkach w różnych częściach miasta zginęło 10 Niemców, a kolejnych 9 zostało rannych.
     Diabeł, Szpicbródka, Hans, – bo tak mówili na niego kielczanie, Franz Wittek przeżył prawdopodobnie 11 zamachów. 15 czerwca ten postrach kielecczyzny, przestał spędzać sen z oczu ludzi z podziemia. Kielce odetchnęły z ulgą, mimo ciężkiej ofiary, jaką złożyli żołnierze Armii Krajowej.
AKCJA ZOSTAŁA ODTWORZONA PRZEZ SRH "JODŁA" PODCZAS WIDOWISKA "ZABIĆ AGENTA GESTAPO" W ROKU 2010.
     Nastała późna jesień 1943 roku. Oddział kwaterował w lasach Cisowskich, niedaleko od Daleszyc. Żołnierzom coraz bardziej dawały się w znaki mrozy. Dowódca postanowił na okres zimy podzielić oddział na drużyny i każdej z nich przydzielić inny teren. Zastępcą „Barabasza”, a zarazem dowódcą jednej z drużyn był pochodzący z Suchedniowa Edward Skrobot „Wierny”. Wraz ze swoimi ludźmi miał on przezimować po zachodniej stronie Kielc. Podlegał mu teren od Chęcin przez Piekoszów, aż po Zagnańsk.
     Na długi czas ulokowali się w Bolminie. To była dla nich pracowita zima. Systematycznie patrolowali teren, likwidując szpicli i zwykłych bandytów, paląc dokumenty kontyngentowe (w ten sposób ratowano chłopów przed obowiązkowymi dostawami na rzecz okupanta). Byli prawdziwymi obrońcami ludności. Biednej ludności, która dzieliła się z nimi jedzeniem. Zgodnie z rozkazami za żywność oddziały partyzanckie starały się płacić, ale niestety nie zawsze miały na to fundusze. Dowództwo zawsze obiecywało, że je dostarczy, ale
w czasie wojny nie wszystko było możliwe.
     Oddziały radziły, więc sobie jak tylko mogły, a najprostszym sposobem był zabranie pieniędzy Niemcom. Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Partyzanci mieli je spędzić z dala od własnych domów. Z obcymi ludźmi, którzy teraz byli ich rodziną. Od jednego ze swoich informatorów otrzymali wiadomość, że 21 grudnia 1943 roku Niemcy będą przewozić z Piekoszowa do Kielc większą sumę gotówki. Taki prezent na święta mógłby poprawić wszystkim nastroje.
     Na decyzję nie trzeba długo czekać. Zajęli miejsce niedaleko od Jaworzni i zaczął się najtrudniejszy czas – czas oczekiwania. Minuty wlokły się niesamowicie wolno. Zimno zaczęło dokuczać coraz bardziej niezbyt dobrze ubranym żołnierzom. Wreszcie z oddali zaczął dochodzić narastający szum samochodu. Po głowie kołatały się myśli: czy to ten? Ręce zaciśnięte na karabinach. Jeszcze tylko głos dowódcy: czekajcie chłopcy, aż podjedzie bliżej. Już można rozpoznać twarze siedzących w samochodzie Niemców i wtedy pada rozkaz: Ognia! Wydaje się, że palba broni partyzanckiej powinna zmieść Niemców, ale tak się nie dzieje. To wyćwiczone wojsko. Kierowca zatrzymuje samochód i cała jego załoga zaczyna odpowiadać ogniem. Najpierw jest on sporadyczny, ale wzmaga się z każdą chwilą.              Pewne jest, że tanio nie sprzedadzą swojej skóry, a partyzanci nie mają czasu na długą wymianę ognia. Jest jeszcze widno, a droga Piekoszów – Kielce jest dosyć uczęszczana. „Wierny” wie, że trzeba jak najszybciej zdobyć samochód, zabrać pieniądze i odskoczyć daleko od miejsca akcji, aby uciec przed pościgiem. Dowódca wydaje rozkazy, aby partyzanci zaszli samochód z boków, ale zanim rozkazy zostaną wykonane spokojna dotąd droga zamienia się w pełną Niemców Marszałkowską, to oni zaczynają zachodzić partyzantów.
     Sytuacja zmienia się diametralnie. Myśliwi w jednej chwili zmieniają się w zwierzynę łowną. Dowodzący akcją „Wierny” zdaje sobie sprawę, że wobec takiego obrotu akcji wcześniej przygotowany plan jest już nieaktualny. Najlepszym wyjściem z sytuacji będzie odwrót. W każdej chwili na plac boju mogą nadjechać kolejne niemieckie oddziały. Podjęcie decyzji przyspiesza fakt, że Niemcy zaczynają szykować się do ataku.
     Jakby na domiar złego niemieckie strzały stają się coraz celniejsze. Jako pierwszy pada Stanislaw Tatarowski „Kalif”. Koledzy podbiegają do niego i wynoszą z linii ognia. „Wierny” ponagla żołnierzy do szybkiego wycofywania się, ale pod ogniem i do tego po śniegu nie jest to łatwe zadanie. Zanim do wszystkich dotarła wiadomość o śmierci „Kalifa”, po linii poszła następna Cios”Stanisław Klimontowicz jest ranny. Partyzanci wycofują się. Unoszą „Ciosa” i „Kalifa”. Obaj już nieżyją. Nie można pozwolić, aby ich ciała dostały się
w  niemieckie ręce. To zbyt niebezpieczne, ktoś mógłby ich rozpoznać, a wtedy niebezpieczeństwo zawisło by nad głowami ich rodzin.
     Tym razem okazało się, że prosta akcja może poprzez splot nieszczęśliwych zbiegów okoliczności zamienić się w klęskę. Partyzanci
w ciszy wracali na swoje kwatery. Nadchodzące Święta Bożego Narodzenia nie były dla nich wesołe. Przy ich stole były dwa puste miejsca. Łzy same cisnęły się do oczu. Wielu z żołnierzy Armii Krajowej przyrzekało sobie wtedy, że pomści śmierć swoich kolegów.
Okazja nadarzyła się już niedługo. W celu przeprowadzenia kolejnych akcji drużyna „Wiernego” przeniosła się, bowiem w okolice Samsonowa i Zagnańska, ale to już całkowicie inna historia.
Akcja została odtworzona przez SRH „JODŁA” podczas widowiska historycznego „W OBRONIE BIAŁO-CZERWONEJ” Piekoszów 2010.