Historia

     Oddział kawalerii dowodzony bezpośrednio przez majora Henryka Dobrzańskiego po przebiciu się (walki pod Szałasem) przez niemiecką linię zaległ w lasach oczekując na piechotę. Teren był jednak niebezpieczny, bowiem niemieckie oddziały przeczesywały go poszukując żołnierzy z rozbitego według nich zgrupowania. To wtedy właśnie zapada decyzja niemieckiego dowództwa o pacyfikacji Szałasu, Królewca, Smykowa, Zaborowic i innych wiosek. Zgrupowania „Hubala” nie udało się zlikwidować, a niemieckiemu dowództwu potrzebny był sukces. Miała go zapewnić śmierć ludności cywilnej.
     Sam "Hubal" opuścił już w tym czasie ziemię samsonowską i klucząc pomiędzy niemieckimi obławami dotarł w okolice Opoczna i Tomaszowa Mazowieckiego. Oddział konny po tygodniowych walkach liczył tylko 23 ludzi. Piechota była rozproszona. W terenie gdzie znajdowała się olbrzymia ilość niemieckiego wojska szukająca oddziału trudno się było „Hubalowi” ukrywać.
     29 kwietnia do oddziału dotarły łączniczki, ale zdarzył się też smutny epizod. Gdy major pochylił się nad stołem, noszony na stałe przy mundurze Krzyż Virtuti Militari oderwał się od wstążki orderowej i upadł na deski stołu. Major sposępniał i powiedział: „Śmierć już blisko”. Atmosfera zrobiła się ponura tym bardziej, że do majora dotarły meldunki, że dookoła oddziału zaciska się pierścień niemieckiej obławy. Kurierki zostały odprawione, a oddział udał się w swoją ostatnią drogę…
     Klucząc pomiędzy miejscowościami zajętymi przez Niemców próbowano wyrwać się z okrążenia. W tym celu próbowano nawet przejść wbród przez Pilicę. Major ostatecznie nie podjął jednak tego ryzyka mając świadomość, że kilku żołnierzy nieprzyjaciela, dozorujących przejścia przez brody, może wystrzelać cały oddział przed osiągnięciem brzegu.
     Ostatecznie o świcie 30 kwietnia dojechali do zagajnika niedaleko od miejscowości Anielin. Major zarządził postój. Żołnierze zaczęli zsiadać z koni. Gęsty zagajnik z małymi polankami, na które odprowadzono konie, dawał żołnierzom poczucie bezpieczeństwa. Również major odniósł podobne wrażenie, gdyż powiedział: „No, tu nas nikt nie znajdzie”. Na pytanie oficera służbowego, ile ma wystawić posterunków, odrzekł: „Ludzie przemęczeni, wystaw tam jednego od wsi”. Podchorąży Ossowski, który to właśnie pełnił obowiązki oficera służbowego wystawił kaprala Lisieckiego pseudonim „Zemsta”. Otrzymał on zadanie obserwacji terenu od strony Anielina. W tymczasie „Hubal” położył się na przygotowanym mu posłaniu. Wokół na innych polankach wśród gęstwiny, ułożyli się żołnierze i wkrótce sen zmorzył wyczerpanych trudnym nocnym marszem hubalczyków. Było ich 19.
     Wschodziło słońce, gdy kapral „Zemsta” ocknął się z drzemki. Rzecz niedopuszczalna u wartownika i to do tego jedynego, ale stała się. „Zemsta” ujrzał przed sobą Niemca i karabinem, błyskawicznym ruchem wyrwał zdezorientowanemu wrogowi karabin i pobiegł do podchorążego Ossowskiego powiadomić go o pojawieniu się Niemców. W przeciwnym kierunku pobiegł Niemiec. „Zemsta, jako dowód pokazał oficerowi służbowemu karabin wyrwany niemieckiemu żołnierzowi. Ossowski skoczył natychmiast do śpiącego o kilkanaście kroków majora, który już wzbudził się ze snu. Pokazał mu karabin. Decyzje majora były błyskawiczne. Z pierwszym rozkazem zwrócił się do Alickiego: Skacz po erkaem, biegnij w kierunku Pilicy i powstrzymaj przeciwnika, my zaraz siadamy na koń i zaczekamy na was. Po ostrzelaniu wracajcie szybko i pomkniemy w duży las”. Alicki bez słowa pobiegł wykonać zadanie zabierając po drodze kilku spotkanych ułanów. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że ta akcja będzie przebiegała o wiele za szybko.
     Ossowski zobaczył już, bowiem czołgających się w ich kierunku Niemców. Poinformował o tym majora i sam zaczął strzelać w kierunku napastników. Do strzelaniny dołączyli inni żołnierze. Ossowski chcąc jednak wypełnić polecenie majora postanowił jak najszybciej przedostać się na polanę gdzie stały konie. Po drodze w tym samym celu zabierał żołnierzy mając nadzieję, że dowódca podąży zaraz za nim.
     Rzeczywistość była jednak tragiczna. Major Dobrzański zginął skoszony serią niemieckiego karabinu maszynowego. Być może ta sama seria odebrała życie kapralowi Antoniemu Kossowskiemu pseudonim „Ryś”, który pełnił funkcję luzaka majora i pozostał z nim do końca.
     W lesie powoli cichły strzały. Na placu pozostały jedynie zwłoki poległych i żołnierze 651 pułku piechoty Wehrmachtu. Pułku, który całą operację przeprowadził. Po zakończonej potyczce Niemcy zajęli się własnymi rannymi i zabitymi. Na pamiątkę zwycięskiej walki zaczęli robić pamiątkowe zdjęcia z zabitym "Hubalem".  Wreszcie odeszli z miejsca ostatniej walki majora zabierając jego ciało ze sobą.
Przez Studzianną dojechali do Tomaszowa Mazowieckiego i tam ślad po majorze urywa się.
     Niemcy byli zadowoleni ze swojej akcji, której efekt osiągnęli przez przypadek. Nie udało im się jednak rozbić samego oddziału. Cała siedemnastka grupami po kilku, konno i pieszo zebrała się u sołtysa Wojakowskiego, w Rzeczycy. Pomimo, że śmierć dowódcy była dla ich olbrzymim wstrząsem postanowili walczyć nadal. Pozostali wierni przysiędze. Ostatni raz oddział liczący 24 żołnierzy zebrał się 25 czerwca 1940 roku w lesie pomiędzy miejscowościami Kluczewsko i Praczka, niedaleko od Włoszczowy. Tu podjęto decyzję o rozwiązaniu oddziału i zamelinowaniu broni. A żołnierze....

     W większości trafili do Armii Krajowej pełniąc w organizacji różne funkcje. Niektórzy kontynuowali jednak walkę zbrojną rozpoczętą pod dowództwem "Hubala". Franciszek Głowacz zaraz po demobilizacji oddziału utworzył oddział partyzancki, złożony w większości z hubalczyków. Z powodzeniem walczyli w lasach koło Końskich, Przysuchy, Przedborza i Szydłowca. Sam poległ w walce dopiero w roku 1942.

      Po bitwie pod Huciskiem „Hubal” zdał sobie sprawę z tego, że musi opuścić niebezpieczny teren i odmaszerował wieczorem w odległy teren. Po pokonaniu 25-kilometrowej trasy oddział wkroczył do wsi Szałas Stary niedaleko, od Samsonowa, przy drodze prowadzącej do Odrowąża. Oddział znalazł się tam 31 marca 1940 roku, w niedzielę, o świcie.
     Dowódca liczył, że po ostatnich walkach jego oddział złapie trochę oddechu. Mieszkańcy Szałasu, choć niebogaci, dawali im, co mogli, podchlebiali jak dzieciom. Po południu zeszli się miejscowi muzykanci i rozpoczęli koncert, grając wojakom „od ucha do ucha”. Takiego przyjęcia jeszcze nigdzie dotąd nie zaznali. Muzykowanie przerodziło się w niemal w wiejską zabawę. Dowódca nie bronił, żołnierzom należał się odpoczynek.
     Nikt nie zdawał sobie sprawy, że wokół oddziału zaciska się śmiertelna pętla. Do Samsonowa i okolicznych miejscowości dotarły już siły niemieckie, które miały zniszczyć oddział majora "Hubala". Mieszkańcy Samsonowa nie mogli opuszczać miejscowości stąd
o grożącym niebezpieczeństwie nie mogli poinformować polskiego oddziału. Sami zresztą, też nie zdawali sobie sprawy, że i im grozi  niebezpieczeństwo.
     Rankiem 1 kwietnia, a był to poniedziałek w teren wyruszyły trzy konne patrole, które bardzo szybko nawiązały kontakt ogniowy z otaczającymi teren Niemcami. Patrol kaprala Biegaja udał się w kierunku Odrowąża, a patrol ppor. Morawskiego do Samsonowa. Ten ostatni patrol ostrzelał nawet pod Samsonowem kolumnę niemiecką, tracąc jednak jednego zabitego,a drugi Władysław Maćkowiak dostał się do niewoli i został prawdopodobnie przez Niemców rozstrzelany.
     „Hubal” kazał poinformować mieszkańców wsi, że oddział nie podejmie walki pomiędzy zabudowaniami. Zajęto stanowiska obronne na skraju lasu, a część sił oddziału została przesunięta w jego głąb posuwając się w kierunku na Kaniów. Na miejscu pozostał pluton Bilskiego wzmocniony innymi żołnierzami, pod ogólnym dowództwem ppor. Szymańskiego. To oni mają za zadanie powstrzymać ewentualny pościg Niemców za głównymi siłami „Hubala”.
     W pogoni za cofającymi się polskimi patrolami wjechała na polskie pozycje kolumna motorowa 6 batalionu policji oraz kilka innych oddziałów. Niemcy nie byli pewni, jakie siły mają przed sobą, nie spieszyli się ze swoim atakiem. Czekali na podciągnięcie kolejnych sił. Sytuacja stawała się niebezpieczna. Pluton Bilskiego miał już 6 zabitych i rannych, ale najgroźniejsze było to, że niemieckie patrole zaczęły oskrzydlać polskich obrońców. W takich okolicznościach dowodzący całością sił ppor. Szymański uznał, że wykonał już swoje zadanie i główna kolumna oddziału jest już bezpieczna. Porucznik wydał rozkaz wycofania się i dołączenia do oddziału.
      Niemcy nie zamierzali jednak wypuścić polskiego oddziału z kleszczy okrążenia. Z Samsonowa i Kaniowa ruszyli w ślad za majorem "Hubalem". Po wejściu do puszczy zmylili jednak drogę i zamiast w kierunku na Szałas skierowali się na północ. Na nieszczęście dla polskich oddziałów zorientowali się w sytuacji. Za przewodników posłużyli im zabrani pod przymusem dwaj Polacy: Gołębiowski i Guzera. Dopiero ci wyprowadzili niemieckie pododdziały na właściwy kierunek. Idąc wzdłuż kolejki wąskotorowej dotarli do Rogowego Słupa skąd mieli kierować się na Szałas, czyli wyjść na tyły polskich oddziałów.
     W takiej to sytuacji na skrzyżowaniu leśnych duktów w okolicy Rogowego Słupa. Znalazł się Niemiecki oddział nieświadom tego, że tuż obok nich znajduje się jeden z polskich pododdziałów oraz sam major „Hubal”. Ten ostatni widząc zaistniałą sytuację podjął decyzję
o ataku. Miał do dyspozycji część plutonu kawalerii i kilku żołnierzy piechoty. Nieprzypadkowo jednak Niemcy określali go mianem „Szalonego Majora”.
     Gwałtowne uderzenie wprowadziło zamieszanie wśród niemieckich szeregów. Niektórzy z żołnierzy zaczęli się cofać wgłąb lasu. Bardzo szybko zdali sobie jednak sprawę, że występuje przeciwko nim nieliczna siła. Szybko uporządkowali swoje szeregi i rozpoczęli wymianę ognia, a przewaga była niewątpliwie po ich stronie i pod względem uzbrojenia i pod względem liczebności. W tym ostatnim przypadku przewyższali Polaków kilkakrotnie. Po opanowaniu pierwszego zamieszania Niemcy przeszli do kontrataku. Sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Bezpośrednio dowodzący polską grupą podporucznik Morawski pod naporem atakujących coraz śmielej Niemców musi się cofać.
Major Henryk Dobrzański nie miał zamiaru nadaremnie przelewać polskiej krwi. Ściągnął, więc odwód, stanowiący jednocześnie ubezpieczenie. To byli ci sami żołnierze, którzy walczyli już w Szałasie. "Hubal" stawiając zadanie podporucznikowi Szymańskiemu powiedział jasno : ”Będą się trzymać mocno uderz bagnetem lub obejdź. Nie baw się w walkę pozycyjną”. Prosty rozkaz wymagał tylko sprawnego wykonania. Porucznik Szymański podciągnął swoich ludzi do walczących. W tym momencie walczącyw dalszym ciągu z Niemcami polski pododdział został poderwany przez porucznika Morawskiego i wachmistrza Rodziewicza. Oba oddziały prawie równocześnie zaatakowały Niemców. Rozległo się gromkie „hura”.
     Niemcy zostali zmuszeni do odwrotu, ale mylił by się ten kto by sądził, że nastąpiło to chaotycznie. Ta armia w każdych okolicznościach zachowywała się karnie. I tak samo w tym przypadku ścigana przez rozochoconych polaków wycofywała się. Wachmistrz Alicki wraz ze swoją grupą długo jeszcze ścigał Niemców, a pluton Kisielewskiego dotarł za nimi, aż pod Kaniów.
     Po walce major podziękował żołnierzom za dzielną postawę. Zwycięstwo okupione zostało jednak stratą 6 zabitych i dwóch rannych.
„Hubal” postanowił jak najszybciej wyrwać się z okrążenia. Koło Suchedniowa oddziały miały przerwać niemieckie linie. Niestety próba ta nie powiodła się. Następną postanowiono przeprowadzić na drodze Samsonów-Odrowąż. Odległość 10 kilometrów mogła pokonać tylko kawaleria. Piechota tej nocy nie mogła zdążyć. „Hubal” postanowił podzielić zgrupowanie. Na zbiórce całego oddziału major pożegnał się z piechotą. Tak zapamiętał to dowodzący pieszymi, ppor. Szamański: „Major podszedł do stojącej w dwuszeregu piechoty. Mnie ucałował, piechurom podał rękę. Powiedział tylko „maszeruj za mną”. Położył mi rękę na ramieniu i mimo ciemności wpatrywał się we mnie. Zrozumiałem. Major wiedział, że piechota nie ma szans przebicia się tej nocy razem z konnymi. „Maszeruj za mną” znaczyło: staraj się wyjść z okrążenia z piechotą, jak ja z konnymi. Gdzie i jak zdecydujesz sam, jako dowódca piechoty. Zależnie od sytuacji”
     Kawaleria wyszła z okrążenia jeszcze tej samej nocy. O świcie 2 kwietnia piechota zapadła w ostępach leśnych na odpoczynek pod gołym niebem. O zmroku rozpoznano możliwości przebicia się przez drogę Skarżysko-Kielce koło Ostojowa, ale uznano, że nie ma tam szans. Przypuszczając, że szosa Samsonów-Odrowąż będzie mniej strzeżona ppor. Szamański tam postanowił szukać możliwości wyjścia z matni. Wieczorem 3 kwietnia oddziały ruszyły w stronę osady Polesie położonej na północ od Samsonowa. Na szosie znajdowały się jedynie patrolujące teren oddziały zmotoryzowane.
     Pierwszy idzie pluton Kisielewskiego, a za nim pluton Bilskiego. Żołnierze z pierwszego plutonu, co chwile padają, chcąc się ukryć przed wzrokiem patrolujących teren Niemców. W pewnym momencie ciszę przerwała seria z karabinu maszynowego. Dziś już nie wiadomo czy pierwsi zaczęli strzelać Niemcy, czy jak mówią inne relacje była to przypadkowo oddana seria przez erkaemistę z drugiego plutonu.
     W grupie, której udało się wyjść z okrążenia był ppor. Szamański. Dotarli aż do wsi Luta gdzie bez powodzenia oczekiwali na nadejście pozostałych. Od tego momentu żołnierze dostali zgodę, aby na własną rękę szukać oddziału „Hubala”. Wielu z nich odchodziło po prostu do domów. Byli jednak też tacy jak plutonowy Stanisław Mieczkowski, który z grupą 12 żołnierzy wyszedł z okrążenia i przez
kilka dni bezskutecznie poszukiwał oddziału „Hubala”.

     Geneza Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego wiąże się ze 110 Rezerwowym Pułkiem Ułanów, w którym mjr Henryk Dobrzański pełnił funkcję zastępcy dowódcy, ppłk. w stanie spoczynku Jerzego Dąbrowskiego. Pułk działał początkowo w składzie Brygady Rezerwowej Kawalerii "Wołkowysk" pod dowództwem płk. dypl. Edmunda Helduta-Tarnasiewicza. Jednakże 20 września 1939 r. w rejonie Grodna ppłk J. Dąbrowski postanowił odłączyć się od reszty Brygady. W nocy z 20 na 21 września Pułk przeprawił się na zachodni brzeg Niemnai skierował się do Puszczy Augustowskiej. Tam została podjęta decyzja o wyruszeniu na pomoc oblężonej Warszawie. Po dwóch potyczkach z oddziałami sowieckimi w dniach 23 i 24 września, które doprowadziły do dużych strat,resztki Pułku dotarły w rejon Grajewa, a następnie znalazły się w okolicy Janowa koło Kolna, gdzie ppłk J. Dąbrowski rozkazał rozwiązać oddział.

     Część oficerów i żołnierzy na czele z mjr H. Dobrzańskim postanowiła iść na pomoc Warszawie, reszta z ppłk. J. Dąbrowskim powzięła decyzję walki na miejscu (w efekcie na Czerwonym Bagnie stworzono zgrupowanie, które pod okupacją sowiecką przetrwało do wiosny 1940 roku). Grupa mjr H. Dobrzańskiego (ok. 160-180 żołnierzy) zabrała ze sobą część pułkowej kasy, 1 działo, kuchnię polową i 3 ckm-y, w tym 1 taczankę, i wyruszyła w kierunku zachodnim.W miejscowości Woźna Wieś mjr H. Dobrzański podzielił swój oddział na trzy plutony – średnio po 55 ludzi i drużynę ckm. Przyjęto wówczas oficjalną nazwę: Oddział Wydzielony Wojska Polskiego.

     Po wyczerpującym marszu przez rejon Stawisk – Łomży – Czerwonego Boru – Ostrowi Mazowieckiej, podczas którego doszło do kilku potyczek z Niemcami, oddział 27 września dotarłdo lasu położonego między Michałowem i Krubkami niedaleko Warszawy, gdzie zatrzymał się napostój przed ostatnim skokiem do stolicy. 28 września w majątku Krubki odebrano jednak wiadomość o kapitulacji Warszawy. W tej sytuacji mjr H. Dobrzański podjął decyzję dalszego marszu na południe,aby przedostać się do Rumunii lub na Węgry, a stamtąd do Francji. Jednocześnie dał swoim podkomendnym możliwość wyboru: iść z nim lub wrócić do domu. Ostatecznie uzbierała się grupa licząca – według różnych źródeł – od kilkunastu do ok. 70 żołnierzy, w tym większość oficerów, która wyruszyła 29 września wieczorem.

     1 października o świcie oddział przeprawił się przez Wisłę w okolicach Dęblina, bez przeszkód ze strony Niemców, i stanął we wsi Kłoda  na  Kielecczyźnie.  3  października  dotarto w  lasy  starachowickie, staczając  po  drodze dwie potyczki z wojskami niemieckimi, w wyniku, których 2 ułanów zginęło, 2 zostało rannych, a 4 zdezerterowało. Doszło wówczas do ostrego sporu między mjr H. Dobrzańskim a jego zastępcą, rtm. S. Sołtykiewiczem na tle taktyki działań, po którym ten drugi odszedł z oddziału. Nowym zastępcą dowódcy został kpt. M. Kalenkiewicz. Oddział ruszył dalej w kierunku Gór Świętokrzyskich (ponownie w walkach z Niemcami), gdzie przebywał przez kilka dni, działając, ze względu na bezpieczeństwo i trudności zaopatrzeniowe, małymi grupami.

     W Górach  Świętokrzyskich  (okolice Bodzentyna)  mjr  H. Dobrzański  postanowił nie iść dalej za granicę, lecz pozostać w tym rejonie i prowadzić walkę partyzancką do czasu ofensywy alianckiej,której oczekiwano na wiosnę 1940 r. Po tej decyzji część żołnierzy opuściła oddział. Wszyscy oficerowie i żołnierze, którzy pozostali, przybrali konspiracyjne pseudonimy: mjr H. Dobrzański –"Hubal" (przydomek rodowy gałęzi  Dobrzańskich, z  której się wywodził), kpt. M. Kalenkiewicz –"Kotwicz", kpt. Józef Grabiński – "Pomian", por. F. Karpiński – "Korab", ppor. M. Iljin – "Klin",pchor. Leon Gołko – "Lorek", pchor. Zygmunt Morawski – "Bem", kpr. Romuald Rodziewicz –"Roman". Część żołnierzy, którzy nie mieli rodzin lub mieszkały one poza obszarem niemieckiej okupacji, pozostało przy swoich nazwiskach, m.in. kpr. Józef Alicki. Wobec coraz większej aktywności Niemców, postanowiono przejść do Puszczy Świętokrzyskiej.

     Z oddziału ponownie odeszła część żołnierzy, tak, że liczył on zaledwie 36 ludzi i tyle samo koni. "Hubal" postanowił pozostawić tylko kadrowy  oddział,  a  sam  zajął  się  tworzeniem  siatki   konspiracyjnej   pod   nazwą   Okręg   Bojowy   Kielce. Miała  to być organizacja o charakterze wojskowym z zadaniem organizowania społeczeństwa do zbrojnego wystąpienia przeciwko Niemcom w momencie rozpoczęcia przez aliantów ofensywy na Zachodzie. Do tego czasu miano prowadzić jedynie działania służące samoobronie. 1 listopada przybyto do miejscowości Cisownik, gdzie oddział zaatakowała niemiecka kompania policji, wyposażona w broń maszynową. Hubalczycy zostali zaskoczeni,  w  rezultacie  stracili  11  koni,  natomiast  nikt  nie  zginął. Jednakże  oddział  zmniejszył  się  o  3  osoby: st. strz. M. Kaczorowski został złapany i rozstrzelany, a 2 żołnierzy zdezerterowało. Ostatecznie zatrzymano się w gajówce Rosochy koło wsi Szałas. Tam mjr H.Dobrzański kontynuował prace nad rozbudową Okręgu Bojowego Kielce, nawiązując także kontakty z Organizacją Orła Białego w Skarżysku-Kamiennej i Służbą Zwycięstwu Polski (SZP)w Kielcach. 11 listopada, po otrzymaniu informacji o zbliżaniu się kompanii Wehrmachtu, oddział udał się na północ do lasów spalskich. Dzięki pomocy mieszkańców Kielecczyzny oddziałowi udawało się wymykać z organizowanych przez Niemców pułapek. Ci odpowiedzieli represjami w stosunku do cywilów; z tego powodu kierownictwo SZP i Delegatury Rządu na Kraj powzięły decyzję o likwidacji oddziału hubalczyków. Pod koniec listopada mjr H. Dobrzański pojechał do Warszawy, aby spotkać się z Komendantem Głównym SZP, gen. Michałem Karaszewiczem-Tokarzewskim. Towarzyszył mu kpt. M.Kalenkiewicz, który  chciał  przedostać się  do  Wojska Polskiego  powstającego  we Francji. Czasowym dowódcą oddziału został kpt. J. Grabiński z zadaniem przebywania w określonym rejonie, aby po powrocie mjr H. Dobrzański mógł go szybko odnaleźć. "Hubal" spotkał się z gen. Karaszewiczem-Tokarzewskim 18 grudnia,przedstawiając mu dotychczasową działalność swojego oddziału i Okręgu Bojowego Kielce oraz plany związane ze spodziewaną na wiosnę ofensywą aliantów. Ten nakazał mjr H. Dobrzańskiemuorganizowanie kadry, gromadzenie broni i unikanie na razie walk z wojskami niemieckimi woczekiwaniu na ofensywę oraz przekazał środki finansowe.

     20 grudnia "Hubal"  wyjechał z Warszawy i poprzez Kielce przybył 24 grudnia do swojego oddziału. "Hubal" ograniczył jednak kontakty z ludnością  cywilną  d o minimum,  aby nie  narażać  jej  na  represje.  Święta  Bożego  Narodzenia  hubalczycy odbyli bardzo odświętnie w leśniczówce Bielawy. Wkrótce potem z powodu złego stanu zdrowia oddział opuściło dwóch żołnierzy: ppor. M. Iljin i pchor. L. Gołko. Jednocześnie dołączył, jako kapelan ksiądz Ludwik Mucha zklasztoru ojców filipinów w Poświętnem. 1 stycznia 1940 r. miało miejsce słynne uczestnictwo we mszy św. w kościele w Poświętnem plut. J. Alickiego z 2 żołnierzami w pełnym umundurowaniu i uzbrojeniu, za co "Hubal" miał ich surowo ukarać, ale ostatecznie przekonały go argumenty plut. Alickiego.

     Na początku 1940 r. oddział operował na obszarze powiatów opoczyńskiego i koneckiego. Liczył wówczas 16 ludzi. W tym czasie rozpoczął się nowy okres w działalności oddziału. Zaczęły się przygotowania do wystąpienia zbrojnego na wiosnę. Zaczęto przyjmować nowych ochotników, na razie pojedynczo, w wyniku, czego oddział wzrósł do 30 osób. Zbierano broń i wyposażenie wojskowe od okolicznych chłopów. Jednocześnie mjr H. Dobrzański rozbudowywał swoją siatkę konspiracyjną, nawiązując kontakty z różnymi środowiskami i innymi organizacjami. 8 stycznia oddział przeniósł się do Anielina. Tam "Hubal" postanowił uregulować jego tryb dnia. Odtąd miał on zawierać apel poranny iwieczorny, czas na posiłki oraz szkolenie wojskowe. Tym ostatnim objęci zostali przede wszystkim nowo przyjmowani ochotnicy, którzy wcześniej takowego nie przechodzili. Program szkolenia zawierał zajęcia teoretyczne, ćwiczenia praktyczne ze strzelania, taktykę, musztrę i naukę jazdy konnej. Zajęcia z ochotnikami prowadził ppor. Z. Morawski, natomiast pozostali żołnierze – w chwilach wolnych od wyjazdów na patrole – szkoleni byli w zakresie taktyki walki przez rtm. JózefaWalickiego ps. "Walbach" i kpt. J. Grabińskiego.

     31 grudnia oddział wyruszył z Anielina do miejscowości Gałki Krzczonowskie, gdzie mjr H. Dobrzański zamierzał znacznie go rozbudować. W Gałkach Krzczonowskich oddział "Hubala" przebywał przez okres 6 tygodni. W tymczasie nastąpiła jego znaczna rozbudowa i przyjął on całkowicie charakter jednostki wojskowej. Warunki przyjmowania ochotników były surowe, dlatego znaczna ich część wracała do domów. Nowoprzyjmowani ochotnicy najpierw przechodzili podstawowe przeszkolenie i zapoznawali się ze służbą polową, a dopiero potem składali przysięgę. Miała ona uroczystą oprawę poprzedzoną mszą św. sprawowaną przez księdza L. Muchę. Wobec powiększania się stanu liczbowego oddziału, który na początku marca 1940 r. liczył już ok. 320 żołnierzy, mjr H. Dobrzański podzielił go na dwa pododdziały: kawalerii i piechoty. Dowódcą szwadronu kawalerii (ponad 50 ułanów) mianował rtm. J.Walickiego, a kompanii piechoty (ponad 200 ludzi) – kpt. J. Grabińskiego. Po pewnym czasie sformowana została także druga kompania piechoty, na czele, której stanął ppor. Antoni Kubisiak ps. "Leszczyna" i pluton ckm (kilkunastu żołnierzy) pod dowództwem pchor. Edmunda Kuropka ps. "Barbarycz". Funkcję szefa sztabu pełnił por. F. Karpiński, a oficera ordynansowego plut. R. Rodziewicz. Kancelarię oddziału prowadził plut. Wiktor Maruszewski. Grupę do zleceń specjalnych stanowili: Marianna Cel i plut. Stanisław Kmita ps. "Twardy". Oddział był stosunkowo dobrze uzbrojony. Kawalerzyści posiadali karabinki, a piechota polskie Mausery. Oficerowie, podoficerowie i niektórzy szeregowcy mieli także pistolety. Z broni maszynowej posiadano 32 rkm-y i3 ckm-y, w tym 1 uszkodzony. Dwa ckm-y przewożone były na biedkach, a 1 na wozie. Oddział miał na wyposażeniu także 1 karabin przeciwpancerny. Ilość amunicji do karabinów i broni maszynowej była wystarczająca. Brakowało natomiast nabojów do pistoletów. Oddział posiadał ponad 50 koni wierzchowych oraz ok. 20 koni taborowych i do taczanek. Dysponowano również saniami doprzewożenia amunicji i zaopatrzenia. Wieś, w której obozowali hubalczycy, obstawiona była licznymi posterunkami, w których służbę pełnili ochotnicy. Poza tym często były wysyłane patrole, które rozpoznawały pobliskie tereny, zwracając szczególną uwagę na ruchy oddziałów niemieckich.Czasami dochodziło do wymiany ognia z Niemcami, także ze stratami dla żołnierzy mjr H.Dobrzańskiego. Jednocześnie "Hubal" prowadził dalsze prace rozbudowujące Okręg Bojowy Kielce, rozszerzając zasięg jego działalności.

     Na początku marca Niemcy ustalili miejsce pobytu oddziału mjrH. Dobrzańskiego. Termin rozpoczęcia akcji został wyznaczony na 16 marca. Jednakże doszło dosporu kompetencyjnego w wojskowych władzach niemieckich i na razie akcję zaniechano. Wskutek meldunku Komendanta Okręgu Łódzkiego Związku Walki Zbrojnej, ppłk.dypl. Leopolda Okulickiego ps. "Miller" z połowy lutego 1940 r. skierowanego do komendy Obszaru nr 1 ZWZ w Warszawie, a także innych informacji, Komendant Główny ZWZ płk dypl. Stefan Rowecki ps. „Grot” podjął decyzję o rozwiązaniu oddziału mjr H. Dobrzańskiego. 13 marca w obozie w Gałkach Krzczonowskich pojawił się ppłk L. Okulicki, który stwierdził, że jest wysłannikiem Komendy Głównej ZWZ i ma rozkaz Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego zdemobilizowania oddziału. "Hubal" oświadczył, że będzie walczył dalej, natomiast reszta oficerów i żołnierzy miała samodzielnie zdecydować o podporządkowaniu się treści rozkazu. Ostatecznie chęć pozostania w oddziale zgłosili: oficerowie ppor. M. Szymański, ppor. Z. Morawski, pchor. Józef Świda ps. "Lech",pchor. Henryk Ossowski ps. "Dołęga", pchor. E. Kuropka, podoficerowie plut. J. Alicki, plut. R.Rodziewicz, plut. Antoni Kisielewski ps. "Kisiel", a także ksiądz L. Mucha. Odejście zgłosili kpt. J.Grabiński, rtm. J. Walicki, por. F. Karpiński, ppor. A. Kubisiak, ppor.Mikołaj Ostaszewski ps. "Mikołaj", ppor. Józef Wüstenberg ps. "Tchórzowski". Spośród żołnierzy w oddziale pozostało ok. 70 ludzi. Po wyjeździe ppłk. L. Okulickiego i części żołnierzy, "Hubal" wydał rozkaz opuszczenia Gałek Krzczonowskich.

     Nowym miejscem postoju oddziału stała się wieś Hucisko. Tam mjr H. Dobrzański dokonałreorganizacji oddziału, tworząc dwa samodzielne plutony piechoty i pluton kawalerii. Dowódcami pododdziałów piechoty mianował plut. A. Kisielewskiego i plut. Jana Bilskiego,kawalerii – plut. J. Alickiego, a drużyny ckm – pchor. E. Kuropkę. Szefem oddziału został sierż. Stefan Bieńkowski ps "Łoś", adiutantem – pchor. H. Ossowski, oficerem ordynansowym – plut. R.Rodziewicz, a oficerami dyspozycyjnymi – ppor. M. Szymański i ppor. Z. Morawski. Do oddziału zaczęli ponownie zgłaszać się ochotnicy, w wyniku, czego jego stan liczebny szybko wzrósł do ponad100 ludzi. Ich szkoleniem zajmował się ppor. M. Szymański. 19 marca odbyła się uroczysta zbiórka,podczas której "Hubal" awansował kilku podoficerów i szeregowców, m.in. J. Alicki i R. Rodziewicz otrzymali stopień wachmistrza. Podczas pobytu w Hucisku oddział zlikwidował kilku konfidentówi agentów gestapo, a niektórzy mniej groźni otrzymali kary chłosty. Wobec zbliżania się wiosny,a tym samym spodziewanej ofensywy alianckiej, mjr H. Dobrzański postanowił odbyć naradę z udziałem przedstawicieli różnych środowisk społecznych i konspiracyjnych. Miała ona miejsce we wsi Konary 28 marca.

     W tym czasie narastała koncentracja wojsk niemieckich do przeprowadzenia akcjizbrojnej przeciwko hubalczykom. Niemcy na rozkaz wyższego dowódcy SS i policji w Generalnym Gubernatorstwie SS-Obergruppenführera Krügera zgromadzili w rejonie Skarżyska-Kamiennej,Szydłowca, Chlewisk i Przysuchy duże siły w postaci trzech pułków SS i trzech batalionówWehrmachtu (ok. 5 do 8 tys. żołnierzy). Miejsce pobytu oddziału Szalonego Majora zostało zlokalizowane, stąd w okolice Gałek i Huciska zostały wysłane dwa wydzielone bataliony policji poddowództwem SS-Oberführera Katzmana. O świcie 30 marca jeden batalion zaatakował Gałki, a ponieważ nie było już tam hubalczyków, spacyfikował wieś. Natomiast drugi batalion uderzył na Huciska i doszło do ponaddwugodzinnej walki. Zakończyła   się  ona  zwycięstwem  oddziału  mjr H.Dobrzańskiego;  Niemcy,  pomimo  liczebnej  i  technicznej przewagi, zostali pokonani i zmuszeni do gwałtownego odwrotu. Zginęło lub zostało rannych ponad 100 żołnierzy niemieckich, zniszczono 6 samochodów, w tym 4 ciężarowe, a kilka innych uszkodzono, Niemcy stracili też znaczną ilość bronistrzeleckiej. Straty własne hubalczyków wyniosły: 11 zabitych, 10 rannych, 2 zaginionych i 1 dezerter. Po walce "Hubal" awansował za odwagę kilku żołnierzy, m.in. kpr. F. Głowacza do stopnia plutonowego, a Mariannę Cel do stopnia starszego ułana. Jednakże – jego zdaniem – uwikłanie się w walkę było zdecydowanie przedwczesne, przed spodziewaną wiosenną ofensywą, dlatego podjąłdecyzję natychmiastowego przedostania się w Góry Świętokrzyskie.

     Rano 31 marca oddział dotarł dowsi Szałas Stary. Jednocześnie Niemcy dokonali okrążenia lasów suchedniowskich siłami 8 i 12 Pułków SS Totenkopfverband, 1 Pułku Kawalerii SS Totenkopfverband, 6, 51 i 111 batalionu policjiwspomaganych przez 4 samochody pancerne policji porządkowej. W nocy z 31 marca na 1 kwietniazajęły one pozycje wyjściowe do koncentrycznego ataku na obszar zajmowany przez oddział mjr H.Dobrzańskiego. Rano 1 kwietnia "Hubal" zarządził pogotowie marszowe, a dla rozpoznania działańniemieckich wysłał kilka patroli, które zostały zaatakowane. Bilans tych działań wyniósł 6 ludzi zabitych lub rannych i straconych 8 koni. Do wieczora oddział zagłębił się w lasy suchedniowskie,kierując się w stronę wsi Łączna i prowadząc ustawiczne walki z Niemcami, które przyniosły dalszych 6 żołnierzy zabitych, a 2 rannych. W nocy "Hubal" postanowił przebić się przez szosę Skarżysko –Kamienna – Kielce na południe od Suchedniowa, aby wejść w wyższe partie Gór Świętokrzyskich. Jednakże wobec silnej obrony (stracono kilka koni, a 3 ludzi zostało rannych) oddział cofnął się napoprzednie pozycje i zdecydowano o przebiciu się przez szosę na odcinku między wsiami Szałas i Odrowąż. Ponieważ jednak teren ten był trudno dostępny, mjr H. Dobrzański podzielił oddział na kawalerię i piechotę. Sam stanął na czele ułanów. Pierwsza miała nacierać kawaleria, a gdyby piechota nie zdążyła dotrzeć do szosy przed świtem, miała ukryć się w lesie i próbować przebić sięnastępnej nocy. Pododdział kawalerii szarżą przebił się na drugą stronę szosy, wychodząc poza wewnętrzny pierścień okrążenia, i zdołał dotrzeć do wsi Kamienna Wola, gdzie pozostawał przez 2dni. Natomiast pododdziałowi piechoty udało się wieczorem 3 kwietnia przejść bez walki szosę wrejonie osady Podlesiena północ od Samsonowa i dotrzeć do przedpola wsi Serbinów. Jednakże na skutek potknięcia jednego z żołnierzy, który niechcący puścił serię z erkaemu, pododdział został zaatakowany przez Niemców i uległ rozbiciu na mniejsze grupki, które rozdzieliły się i na własną ręką usiłowały przebić się poza pierścień okrążenia. Większość z nich została zniszczona przez Niemców, część żołnierzy przebrała się w cywilne ubrania i wydostała z lasu. Ponieważ Niemcy 2 kwietnia nieodnotowali innych prób przebicia się, dlatego uznali, że oddział "Hubala" został rozbity i ogłosili zakończenie akcji.

     Większość sił wróciła do miejsc postoju, jedynie w rejonie działań pozostał dywizjon z 1 Pułku Kawalerii SS oraz 51 i 111 batalion policji. W celu zastraszenia polskiej ludności cywilnej SS-Obergruppenfuhrer Kruger postanowił przeprowadzić szeroką akcję odwetową połączonąz przeczesywaniem lasu. Rozpoczęła się ona 6 kwietnia po południu. W jej wyniku spacyfikowanowsie Szałas Stary, Gałki Krzczonowskie, Hucisko i Skłoby, mordując ponad 700 ludzi.Tymczasem, przebywając w wsi Węgrzyn Mały, na czele oddziału konnego liczącego 23ludzi, mjr H. Dobrzański dowiedział się o pacyfikacjach wsi. Wydarzenie to wstrząsnęło nim, gdyż dotej pory nie zdawał sobie w pełni sprawy z realiów hitlerowskiej okupacji. Za główne zadanie uznało dnalezienie oddziału piechoty, jednakże wysłani w teren łącznicy nikogo nie odnaleźli. Jednocześnie w odpowiedzi na propagandę niemiecką o likwidacji swojego oddziału wydał kilka odezw do ludnościcywilnej, informujących o walkach i przebiciu się oddziału.

     7 kwietnia przybył do niego przedstawiciel komendy Obwodu ZWZ w Końskich z rozkazem natychmiastowego rozwiązania oddziału, na co "Hubal" odpowiedział odmownie. Oddział wyruszył z Węgrzyna i 22 kwietnia dotarł pod Wólkę Kuligowską.W tym czasie ciągle trwały bezskuteczne próby nawiązania kontaktu z piechotą. Oddział pomniejszyłsię o 3 żołnierzy, z których 1 odszedł za zgodą mjr H. Dobrzańskiego do domu, a 2 zdezerterowało.Z drugiej strony do oddziału przyjęto 1 ochotnika i był to już ostatni ochotnik.

     29 kwietnia rano doszło do potyczki z Niemcami, w wyniku, której poległ 1 ułan. Pozwoliła ona ustalić dowództwu niemieckiemu miejsce postoju hubalczyków. Do bezpośredniej akcji przeciwko nim wyznaczone zostały dwa bataliony szturmowe, które zaczęły zacieśniać pierścień okrążenia. W odpowiedzi oddział mjr H. Dobrzańskiego ruszył na południe w kierunku Anielina. Tam hubalczycy zostali nieoczekiwanie zaskoczeni przez obławę (być może z powodu zdrady); "Hubal" i jeszcze 1 żołnierz polegli, a pozostali rozproszyli się po lesie.  Po  zakończonej potyczce  Niemcy  zabrali  ciało  mjr H.  Dobrzańskiego i jego rzeczy do Anielina,  tam  zrobili  kilka  zdjęć, a następnie przewieźli je do Studziannej i dalej do koszar w Tomaszowie Mazowieckim, gdzie je zmasakrowali. Nie wiadomo, gdzie "Hubal" został pochowany.

     Reszta oddziału zebrała się w Rzeczycy, gdzie podjęto decyzję o dalszej walce. Wydano także komunikat z datą 4 maja, który informował o śmierci mjr H. Dobrzańskiego i zamiarze dalszej walki. Ostatecznie udało się zebrać ok. 30 ludzi, w tym kilku z pododdziału piechoty. Dzień powalce pod Anielinem przyszło kolejne pismo KG ZWZ, nakazujące po raz trzeci rozwiązanie oddziałui nazywające "Hubala" dywersantem i szkodnikiem sprawy narodowej. Wobec przeczesywania przez Niemców pobliskich lasów oddział – na razie bez dowódcy – wyruszył trzema grupami domiejscowości Praczka w pow. włoszczowskim. Po drodze doszło do potyczki z oddziałem niemieckim,w wyniku, której zginął plut. pchor. A. Bilski, natomiast pozostali 25 czerwca dotarli na miejsce zbiórki. Tam otrzymano wiadomość o klęsce Francji, co zdecydowało o rozwiązaniu oddziału. Po raz ostatni przeprowadzono zbiórkę oddziału, liczącego wówczas 24 żołnierzy. Następnie zakopano broń i w ubraniach cywilnych udano się w różne strony.