Historia

     Tu przedstawimy Państwu akcję oddziału przeprowadzoną 31 maja 1944 roku. "Wilk" urządził wtedy na Czerwonej Górze, czyli na uczęszczanej trasie Kielce-Kraków zasadzkę. Przenieśmy się w czasie.

     Oddział po ostatniej akcji kwaterował we wsi Gałęzie, u zaprzyjaźnionej rodziny Giemzów. 31 maja 1944 roku „Wilk” polecił, aby trzej partyzanci: Stanisław Janyst ps. „Junak”, Witold Sobierajski ”Czarny” i Józef Rzeźnicki ps. „Babinicz” przebrali się w niemieckie mundury. Nie podobało się to szczególnie „Czarnemu”, Polakowi pochodzącemu z Westfalii, który został wcielony do Wehrmachtu, ale zdezerterował i niechętnie przebierał się w znienawidzony mundur. W niemiecki mundur przebrał się także „Wilk”. Wszyscy wiedzieli, że szykuje się większa akcja.

     Wymaszerowali w 26. Szli wzdłuż stromych zalesionych zboczy Góry Bukowej i Okrąglicy kierując się na Czerwoną Górę. Doszli na miejsce ok. godz. 11. „Wilk” podzielił zadania. Drużyna „Wiktora” ubezpieczała od strony Chęcin, drużyna „Huragana” od strony Kielc. „Jurand” ze swoimi ludźmi zajął miejsce w centrum akcji, a zadaniem podległych mu ludzi było ścisłe współdziałanie z kolegami operującymi na drodze. Tym razem celem oddziału miały być samochody przejeżdżające tą drogą.

     „Junak” stoi na drodze i lizakiem zatrzymuje pierwszą ciężarówkę. Wychodzi trzech Niemców. W tym samym momencie zza drzew wyskakują partyzanci rozbrajają Niemców i odprowadzają ich do lasu.  W tym czasie „Junak” melduje stojącemu w pobliżu „Wilkowi”, że od strony Kielc jedzie kolejny samochód. Zajmują miejsca. „Junak” wskazuje miejsce zatrzymania auta. W środku jest 4 Niemców. Partyzanci podchodzą, ale jeden z Niemców chwyta za broń. „Junak” i „Wilk” są jednak szybsi. Dwóch Niemców zostaje zabitych, ich ciała zostają przez nadbiegających partyzantów wyniesione do lasu. Zostaje tam też odprowadzony ranny szofer i niemiecki major.

     W tym czasie „Jurand” znajduje w samochodzie jakąś teczkę z dokumentami, którą przekazuje „Wilkowi”, a ten „Rolandowi” i każe ją strzec jak oka w głowie. Partyzanci zatrzymują jeszcze dwa samochody: autobus i ciężarówkę. Łącznie 23 kolejnych Niemców zostaje rozbrojonych i odprowadzonych do lasu.

     Wreszcie od strony Kielc zbliża się na pełnym gazie odkryty samochód osobowy. W środku trzech oficerów żandarmerii i oczywiście kierowca. „Junak” unosi lizak do góry, ale gdy samochód zatrzymuje się Niemcy otwierają ogień. Partyzanci odpowiadają ogniem. „Junak” przebiega na tą stronę drogi i zachodząc Niemców z boku zabija dwóch. Trzeci ucieka, ale celna seria „Junaka” kończy jego życie. Broni się jeszcze kierowca, ale i on ginie rażony partyzanckim granatem. To koniec akcji. Partyzanci oddalają się do swojej bazy w Gałęziach, każąc wcześniej zgrupowanym w lesie Niemcom pozostać tam przez pół godziny.

     Efektem akcji było zatrzymanie 4 samochodów. Rozbrojono około 40 Niemców i Ukraińców w służbie niemieckiej, podczas akcji zginęło ich 6. Zdobyto 5 pistoletów maszynowych, 20 karabinów, 16 pistoletów oraz wiele amunicji i oporządzenia. Najważniejsze było jednak, co innego. W ostatnim samochodzie zginęli trzej wysocy oficerowie gestapo z Radomia, a znaleziona przy nich teczka z dokumentami to prawdziwy skarb. Zawierał on miedzy innymi obszerny materiał zbierany przez konfidentów gestapo na terenach Kielecczyzny. Były to imienne listy 224 osób przeznaczonych do aresztowania, na mapach sztabowych zaznaczone były rejony objęte działalnością partyzancką, znalazły się też plany wielkich obław – miedzy innymi na oddział partyzancki Armii Krajowej „Marcina” i oddział Gwardii Ludowej „Garbatego” działające w powiecie włoszczowskim. Te cenne dokumenty oficerowie wieźli do Krakowa do Gubernatora Franka, prawdopodobnie w celu formalnego zaakceptowania.

      Z akcją wiąże się ciekawa anegdota. Po powrocie oddziału do Gałęzic dotarł tam łącznik z Komendy Obwodu w Kielcach z rozkazem zlikwidowania mających przejeżdżać z Radomia do Krakowa wyższych oficerów gestapo, posiadających ważne dokumenty. Było z tego wiele śmiechu i żartów, jak to leśne wojsko potrafi zgadywać myśli dowództwa i działać z wyprzedzeniem, tyle anegdota, a życie toczyło się dalej.

Akcja odtworzona przez SRH „JODŁA” podczas widowisk historycznych: PIKNIK HISTORYCZNY SZEWCE 2009, „LEKCJA HISTORII” Chęciny 2010, „NA TROPIE WILKA” Miedziana Góra 2012.

 

 

     Oddział „Wilka” na rozkaz dowództwa obwodu przeniósł się w lasy snochowickie. Tam w porozumieniu z miejscową placówką AK pod dowództwem „Sergiusza” oddział miał przeprowadzić zasadzkę na szefa żandarmerii Gustawa Mayera oraz na jadącego z nim krwawego żandarma z posterunku w Łopusznie, Ericha Rodhe.
     Oddział ulokował się przy drodze z Łopuszna do Kielc, niedaleko od wioski Snochowice. Sam „Wilk” udał się do Łopuszna po informacje o planowym czasie przejazdu szefa żandarmerii. Poza strukturami AK, „Wilk” otrzymywał także informacje od Adama Karola Landla – żandarma z posterunku w Łopusznie, który pod pseudonimem „Felek” od jesieni 1941 roku współpracował z Armią Krajową, przekazując jej szereg cennych informacji.
     Po powrocie „Wilka” oddział przesunął się do lasku niedaleko od drogi do Kielc. Natomiast sam „Wilk” w towarzystwie „Junaka”, „Długiego” i „Czarnego” udali się jeszcze raz w kierunku Snochowic, po najświeższe informacje. Wszyscy byli oczywiście ubrani w niemieckie mundury, czym wywoływali zrozumiały popłoch.
     Całość oddziału ulokowana była w pewnym oddaleniu od drogi. Przy niej samej została jedynie placówka z erkaemem obsługiwanym przez „Zarębę” oraz z „Wiktorem” i „Jurandem”. Zapadła ciepła bezksiężycowa noc. Zmęczeni ludzie leżeli nadal na stanowiskach walcząc z ogarniającą ich sennością. W jakieś pół godziny po odejściu dowódcy leżący przy szosie „Zaręba”, „Wiktor” i „Jurand”
usłyszeli szum silnika samochodu jadącego od strony Łopuszna. Zajęli stanowiska tuż przy szosie. Szum samochodu stawał się coraz bardziej wyraźny. Samochód jedzie bez świateł, choć noc ciemna. Jest coraz bliżej. Pierwszy zaczął „Zaręba”, ale po chwili strzelali już wszyscy. Po pierwszych strzałach auto zygzakiem zawirowało na szosie. Gdy zatrzymało się w odległości kilkudziesięciu metrów od
placówki „Zaręba” krzyknął: Zrobiony.
     Niestety z auta posypały się w kierunku partyzanckiej placówki strzały. Co więcej zaczęli też strzelać partyzanci przebywający w lesie, ale ich strzały były też niebezpieczne dla placówki przy szosie. „Jurand” i „Wiktor” klną, na czym świat stoi, bowiem strzały Niemców i ich kolegów uniemożliwiają im prowadzenie ognia. A Niemcy? Niemcy na tym całym zamieszaniu korzystają najbardziej. Pod osłoną własnego ognia jeden z pasażerów zamienia się miejscem z kierowcą i po chwili samochód odjeżdża.
     Po odjeździe niemieckiego samochodu cały oddział zbiera się przy szosie. Jedni mają zarzuty do drugich. W tym czasie powraca „Wilk” z pozostałymi trzema żołnierzami. Dowiaduje się o całym zajściu. „Wiktor”, który znajdował się na placówce przy szosie mówi tak: Przeszkodzili nam, bili po nas jak w kaczy kuper! Aż dziw, że nas nie podziurawili.
     Poirytowany „Wilk” podejmuje decyzję, że za nieudaną akcję na szosie rozbije posterunek żandarmerii w Łopusznie. Szybko przeprowadzona zostaje zbiórka. „Wilk” wysyła szperaczy do przodu, aby sprawdzali trasę przemarszu, bowiem strzelanina mogła zaalarmować pozostałych Niemców z silnego przecież posterunku w Łopusznie. Faktycznie po przejściu kilkuset metrów szperacze wracają do „Wilka” i meldują, że na drodze przed oddziałem znajduje się niemiecka ciężarówka, a dookoła niej jacyś ludzie. Następuje szybki podział zadań. „Jurand”, „Wiktor” i „Huragan” z paroma ludźmi przekradają się z lewej strony szosy. „Zaręba” ze swoją grupą zalega po przeciwnej stronie drogi. „Wilk”, „Junak”, „Czarny”, „Halny”, „Ryś”, „Robak” i „Jagiellończyk” zajmują miejsce centralnie
przy szosie. Coraz wyraźniej słychać niemieckie głosy. Partyzanci zdają sobie sprawę, że tak jak oni widzieli Niemców tak ci zapewne widzieli ich. Walka jest nieunikniona. Wreszcie któryś z dowodzących Niemców wydaje rozkaz otwarcia ognia. Jazgot karabinów maszynowych miesza się z pojedynczymi wystrzałami karabinów. Teraz wszystko jest już jasne. Walka. Niestety Niemcy mają znaczną
przewagę. Tym bardziej, że ich siły znajdujące się w drugiej linii mają granatniki. Strzelają, ale na szczęście ich pociski przenoszą za plecy partyzantów. Na razie przenoszą. „Wilk” zdaje sobie sprawę, że sytuacja staje się dla oddziału coraz bardziej zła. Obraz sytuacji pogłębia wiadomość, że od strony Kielc widać nadjeżdżające Niemieckie samochody. To zapewne odsiecz. Wtedy „Wilk” wydaje rozkaz 
odwrotu na południe. Najdłużej walczyli „Jagiellończyk”, „Ryś”, „Robak” i „Halny”, którzy wiążąc ogniem przeciwnika, umożliwili wycofanie się całego oddziału. Sami zresztą uszli z pola walki czołgając się rowem, który zasłaniał ich przed Niemcami. „Zaręba” ze swoimi ludźmi nie mógł już dołączyć do głównych sił oddziału i wycofał się w kierunku wsi Oblęgorek. Cały oddział zgodnie z wcześniejszym planem pomaszerował w kierunku Gałęzic: między Piekoszowem, a Chęcinami.
      Walka i cała akcja nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Z późniejszych meldunków „Felka” dowiedziano się, że ostrzelanym samochodzie zabity został zastępca komendanta żandarmerii w Kielcach, a sam wóz podziurawiony jak sito. Szofer trafiony ponoć trzema kulami stracił panowanie nad samochodem, ale jego miejsce zajął Gustaw Mayer, który dziwnym zbiegiem okoliczności z całej tej strzelaniny wyszedł cało. Tak to po raz kolejny sprawdziło się przysłowie, że człowiek strzela, ale Pan Bóg kule nosi. Na szczęście podczas nocnej walki z Niemcami partyzanci nie ponieśli żadnych strat. Tylko jeden z nich został ranny.
Akcja odtworzona podczas widowiska historycznego: „ŚMIERĆ WILKA” Miedziana Góra 2011.
     Jedną z konspiracyjnych kwater oddziału była wioska Gałęzice pomiędzy Chęcinami, a Piekoszowem. To stamtąd 15 kwietnia 1944 roku wyszło pięciu żołnierzy AK pod dowództwem Zbigniewa Kruszelnickiego „Wilka”. Poza dowódcą na akcję szli: „Miecz” Mieczysław Sejdo, „Baldwin” – Jedynak, „Robak” – Tomasz Rak i „Junak” – Ludwik Janyst.

     Dzień był bardzo słoneczny. Żołnierze obawiali się, że w długich płaszczach kryjących broń mogą wyglądać podejrzanie. Ich celem była stacja kolejowa w Piekoszowie, a dokładnie trzyosobowy patrol Niemiecki, który zawsze tym samym pociągiem przyjeżdża z Kielc, aby wzmocnić załogę gorzelni w Pomniku. Zgodnie z planem Niemcy mieli być rozbrojeni i zamknięci w murowanej piwnicy, znajdującej się obok stacji.

     Dwaj partyzanci uzbrojeni w steny ukryte pod płaszczami stanowią ubezpieczenie. Pozostali trzej uzbrojeni jedynie w broń krótką mają rozbroić Niemców. Mimo, że plan był prosty, a przeprowadzane wcześniej rozpoznanie nie przewidywało trudności, życie po raz kolejny miało sprawić niespodziankę…

     Pociąg był niestety bardzo długi i nie zatrzymał się w takim miejscu jak zwykle. Niemcy zamiast przejść przez poczekalnię szli obok budynku stacyjnego. Podbiegł do nich „Robak” z okrzykiem Hande Hoch! Niemcy stanęli jak osłupiali, nie wiedząc, co robić. Niezdecydowanie sięgają po broń, ale partyzanci nie wiedzą czy chcą ją oddać, czy może walczyć… Wreszcie „Robak” obawiając się tego ostatniego zaczyna strzelać. Po chwili pomagają mu „Baldwin” i „Miecz”, którzy w tej chwili nadchodzą. Jeden z Niemców pada. Pozostali jednak cofają się za drzewa i zaczynają się ostrzeliwać.

     Zresztą cała akcja układała się od początku źle. W wagonach przeznaczonych tylko dla Niemców jechało, bowiem ich dosyć dużo. Na odgłos strzelaniny wyskoczyli z pociągu pod dowództwem jakiegoś żołnierza SS oraz Gestapowca. Na całe szczęście biegli na pomoc kamratom z drugiej strony budynku, a tam przywitały ich strzały „Junaka” i „Wilka”. Całe szczęście w tym, że Niemcy w nieznanym terenie nie za bardzo chcieli ryzykować walki z nieznanym przeciwnikiem.  Ich dowódca po pewnym czasie dał rozkaz do odwrotu. Po załadowaniu się do pociągu nakazali jego odjazd.

     Niemcy tak się spieszyli, że zapomnieli o swoich kolegach z patrolu, którym chcieli pomóc. Zresztą dwóch z nich leżało już na ziemi zabitych. Ich dowódca zaś nie mogąc się wycofać do pociągu został wzięty przez partyzantów do niewoli. Było już po wszystkim. Walka nie trwała zapewne nawet 10 minut. „Wilk” nakazał załadować się na bryczkę, która oczekiwała przed stacją na Niemiecki patrol. Jeńca zabrano ze sobą, ale z dala od stacji został puszczony wolno.

Akcja odtworzona przez nas podczas widowisk historycznych: „W OBRONIE BIAŁO-CZERWONEJ” Piekoszów 2009.

     13 marca 1944 roku oddział „Wilka” pojawił się w Kielcach, ale wyglądał dość nietypowo. „Wilk” i trzej jego ludzie byli przebrani
w niemieckie mundury. Prowadzili swoich dziewięciu kolegów udających aresztowanych. Wszyscy szli ulicą Karczówkowską w kierunku torów. Gdy do nich doszli musieli się zatrzymać, bowiem szlaban został zamknięty. Po chwili obok nich zatrzymał się samochód pocztowy w eskorcie dwóch Niemców. Decyzja „Wilka” była szybka, a dla Niemców całkowicie zaskakująca. Partyzanci rozbroili Niemców
i  opanowali auto. Związani jeńcy trafili na pakę samochodu. „Wilk” zajął miejsce obok kierowcy, a jego żołnierze z tyłu samochodu. Dowódca postanowił jechać „na miasto”.
     Zanim odjechali obok nich pojawili się dwaj niemieccy strażnicy przemysłowi. Całkowity przypadek. Także ci przedstawiciele niezwyciężonej III Rzeszy zostali rozbrojeni i znaleźli się obok rozbrojonych wcześniej. Samochód ruszył ulicami: Ogrodową, Słowackiego, Hipoteczną, Leonarda, Bodzentyńską i Wesołą aż do Rogatki Krakowskiej. Jeżdżąc po mieście porywano Niemców. Na pace samochodu znalazło się ich łącznie dziewięciu, w tym jeden oficer. „Wilk” obawiając się jednak dekonspiracji postanowił opuścić miasto. Wyjechano w kierunku Borkowa i Pierzchnicy. Oddział klucząc przed pościgiem dotarł aż w okolice Jędrzejowa, a w efekcie 17 marca, znalazł się na stacji kolejowej Wolica (linia Kielce – Kraków). Stacja została opanowana. Taki sam los spotkał pociąg towarowy. Strzegących go pięciu Niemców rozbrojono, a część pocisków artyleryjskich, znajdujących się w wagonach, została uszkodzona.
Wreszcie przez Słowik dotarli do swojej bazy w Gałęzicach.
     Efektem czterodniowego „rajdu” było 16 rozbrojonych Niemców, w tym dziewięciu porwanych. Zdobyto 15 sztuk broni oraz wiele
cennego sprzętu.
13 marca 1944 roku oddział „Wilka” pojawił się w Kielcach, ale wyglądał dość
nietypowo. „Wilk” i trzej jego ludzie byli przebrani w niemieckie mundury. Prowadzili swoich
dziewięciu kolegów udających aresztowanych. Wszyscy szli ulicą Karczówkowską w kierunku torów.
Gdy do nich doszli musieli się zatrzymać, bowiem szlaban został zamknięty. Po chwili obok nich
zatrzymał się samochód pocztowy w eskorcie dwóch Niemców.
Decyzja „Wilka” była szybka, a dla Niemców całkowicie zaskakująca. Partyzanci rozbroili
Niemców i opanowali auto. Związani jeńcy trafili na pakę samochodu. „Wilk” zajął miejsce obok
kierowcy, a jego żołnierze z tyłu samochodu. Dowódca postanowił jechać „na miasto”.
Zanim odjechali obok nich pojawili się dwaj niemieccy strażnicy przemysłowi. Całkowity
przypadek. Także ci przedstawiciele niezwyciężonej III Rzeszy zostali rozbrojeni i znaleźli się obok
rozbrojonych wcześniej.
Samochód ruszył ulicami: Ogrodową, Słowackiego, Hipoteczną, Leonarda, Bodzentyńską i
Wesołą aż do Rogatki Krakowskiej. Jeżdżąc po mieście porywano Niemców. Na pace samochodu
znalazło się ich łącznie dziewięciu, w tym jeden oficer. „Wilk” obawiając się jednak dekonspiracji
postanowił opuścić miasto. Wyjechano w kierunku Borkowa i Pierzchnicy.
Oddział klucząc przed pościgiem dotarł aż w okolice Jędrzejowa, a w efekcie 17 marca, znalazł
się na stacji kolejowej Wolica (linia Kielce – Kraków). Stacja została opanowana. Taki sam los spotkał
pociąg towarowy. Strzegących go pięciu Niemców rozbrojono, a część pocisków artyleryjskich,
znajdujących się w wagonach, została uszkodzona.
Wreszcie przez Słowik dotarli do swojej bazy w Gałęzicach. Efektem czterodniowego „rajdu”
było 16 rozbrojonych Niemców, w tym dziewięciu porwanych. Zdobyto 15 sztuk broni oraz wiele
cennego sprzętu.13 marca 1944 roku oddział „Wilka” pojawił się w Kielcach, ale wyglądał dość
nietypowo. „Wilk” i trzej jego ludzie byli przebrani w niemieckie mundury. Prowadzili swoich
dziewięciu kolegów udających aresztowanych. Wszyscy szli ulicą Karczówkowską w kierunku torów.
Gdy do nich doszli musieli się zatrzymać, bowiem szlaban został zamknięty. Po chwili obok nich
zatrzymał się samochód pocztowy w eskorcie dwóch Niemców.
Decyzja „Wilka” była szybka, a dla Niemców całkowicie zaskakująca. Partyzanci rozbroili
Niemców i opanowali auto. Związani jeńcy trafili na pakę samochodu. „Wilk” zajął miejsce obok
kierowcy, a jego żołnierze z tyłu samochodu. Dowódca postanowił jechać „na miasto”.
Zanim odjechali obok nich pojawili się dwaj niemieccy strażnicy przemysłowi. Całkowity
przypadek. Także ci przedstawiciele niezwyciężonej III Rzeszy zostali rozbrojeni i znaleźli się obok
rozbrojonych wcześniej.
Samochód ruszył ulicami: Ogrodową, Słowackiego, Hipoteczną, Leonarda, Bodzentyńską i
Wesołą aż do Rogatki Krakowskiej. Jeżdżąc po mieście porywano Niemców. Na pace samochodu
znalazło się ich łącznie dziewięciu, w tym jeden oficer. „Wilk” obawiając się jednak dekonspiracji
postanowił opuścić miasto. Wyjechano w kierunku Borkowa i Pierzchnicy.
Oddział klucząc przed pościgiem dotarł aż w okolice Jędrzejowa, a w efekcie 17 marca, znalazł
się na stacji kolejowej Wolica (linia Kielce – Kraków). Stacja została opanowana. Taki sam los spotkał
pociąg towarowy. Strzegących go pięciu Niemców rozbrojono, a część pocisków artyleryjskich,
znajdujących się w wagonach, została uszkodzona.
Wreszcie przez Słowik dotarli do swojej bazy w Gałęzicach. Efektem czterodniowego „rajdu”
było 16 rozbrojonych Niemców, w tym dziewięciu porwanych. Zdobyto 15 sztuk broni oraz wiele
cennego sprzętu.
     10 marca 1944 roku „Wilk” po raz pierwszy do akcji ruszył w zdobyty wcześniej mundur kapitana Wehrmachtu. Pomysł był prosty: „Wilk” doskonale zna język niemiecki, a przebranie będzie umożliwiało sprawniej przeprowadzać akcje siejąc dezorientację wśród okupantów. Tego dnia „Wilk” dowodząc dwudziestoma ludźmi zjawił się na stacji kolejowej Kielce – Herby. Dzięki podstępowi rozbrojono 9 Niemców, a jeden został podczas walki zabity. Zdemolowanowarsztaty mechaniczne, biuro oraz magazyny. Następnie oddział wycofał się przez Brynicę do Wymysłowa, aby z dala od miejsca akcji odpocząć.
     W wiosce oddział przypadkowo spotyka grupę dywersyjną z Kielc, która znalazła się tam po wykonaniu swojego zadania. Po zjedzeniu kolacji postanowiono wyruszyć… na łowy. Partyzanci w środku nocy dotarli na stację kolejową w Piekoszowie, tam rozbrojono w poczekalni dwóch żołnierzy Wehrmachtu, strażnika kolejowego oraz opanowano pociąg towarowy. Tym pociągiem żołnierze AK przejechali na stację kolejową Małogoszcz.
     Także tu oddział opanował budynki stacyjne i wtedy dowiedziano się, że niedługo na stację ma wjechać niemiecki pociąg urlopowy wiozący Niemieckich żołnierzy z frontu wschodniego do III Rzeszy. „Wilk” podejmuje decyzję o opanowaniu pociągu. Błyskawicznie dokonano podziału zadań. Podczas walki zabito i zraniono ponad 10 Niemców. Zdobyto: jeden pistolet maszynowy, 16 karabinów, 14 pistoletów oraz wiele cennego wyposażenia. Oddział bez strat wycofał się ze stacji.