Historia

     Pierwsza akcja dopiero, co powołanego oddziału nie miała miejsca w okolicach Bodzentyna gdzie kwaterowali, ale w… Chęcinach.
Po latach Henryk Pawelec „Andrzej” tak wspominał przygotowania do akcji: ”9 kwietnia siedzieliśmy na kwaterze pod Bukową Górą
u Chrząszczyka, gdy przyszedł łącznik od „Barabasza” z rozkazem marszu na koncentrację w Gałęzicach. Po całonocnym marszu dochodzimy do miejscowości Szewce i zajmujemy kwaterę w leśniczówce. Szarówką docieramy do Gałęzic, tam spotykamy oddział
suchedniowski, którego dowódcą był plutonowy Władysław Krogulec „Wiktor”.
     Razem z „Wiktorem” przyszło 4 ludzi. Był także „Barabasz”, który udał się do Chęcin w celu nawiązania kontaktu z miejscową placówką Armii Krajowej. Ustalono, że celem akcji będzie opanowanie w celach propagandowych miasteczka i likwidacja burmistrza Józefa Barana, zajmował tą funkcję od listopada 1940 roku z niemieckiego nadania. Bardzo gorliwie wykonywał on niemieckie polecenia. Ponadto, to prawdopodobnie on, posiadając na usługach kilku konfidentów, sporządzał listy Polaków przeznaczonych do wysyłki na przymusowe roboty do Rzeszy oraz osób szczególnie niebezpiecznych, czyli takich, które przewidziane były do aresztowania. Dowódca zapoznał się w położeniu miasteczka i w towarzystwie Mariana Wilczyńskiego „Grom”, który miał być przewodnikiem, wrócił do oddziału.
     Wreszcie wymarsz. Jest noc z 10 na 11 kwietnia. Marian Sołtysiak „Barabasz” zapisał po latach: ” Wieczorem wyszliśmy z Gałęzic. Po dwugodzinnym cichym marszu doszliśmy do pierwszych zabudowań. Powitało nas ujadanie psów – zmora partyzanckich podchodów. Kilkunastoosobowa grupa została podzielona na małe sekcje. „Andrzej” z dwoma ludźmi wszedł na wartownię strażacką i po sterroryzowaniu wartowników zamknął ich. Ja i kilku innych podeszliśmy pod budynek urzędu pocztowego i nożycami poprzecinaliśmy wszystkie druty”.
     Wspomniany już „Andrzej” dodaje, że z remizy straży pożarnej zabrano dwie drabiny, parę toporków oraz trąbkę sygnałówkę. Tak wyposażony oddział dociera na Rynek. „Dan” wystawił ubezpieczenie, które spełniało raczej funkcję posterunków alarmowych. Celem oddziału był magistrat, w którym mieszkał burmistrz. Narastały emocje. Po drabinie przystawionej do okna na pierwszym piętrze najpierw wszedł Stanisław Lutek „Roch”. Zaraz za nim wskoczyli: Henryk Giżycki „Heniek” i Sławomir Werens „Sławek”. Mimo dokładnego przeszukania domu burmistrza Barana nie znaleziono. Zdążył się ukryć lub w tym czasie nie było go w domu. Z góry budynku zeszli
wewnętrznymi schodami. Na parterze otworzyli areszt miejski, uwalniając kilku chłopów, przetrzymywanych za nieoddanie kontyngentu oraz młodego chłopaka, Heńka, aresztowanego na polecenie gestapo z Kielc. Dołączył on zresztą do oddziału „Wybranieckich” w późniejszym okresie.
     Wreszcie koniec. „Barabasz” wspomina: ”Zarządziłem odwrót. Z miasteczka wychodziliśmy uformowani w małą zwartą kolumnę. Wychodzimy ze śpiewem na ustach”. Po tej akcji „Barabasz” opuszcza oddział i udaje się do Kielc, a partyzanci pod dowództwem „Andrzeja” odskakują nad Wierną Rzekę. W ciągu kilku kolejnych dni przeprowadzają kolejne akcje w Zajączkowie, Snochowicach
i Piekoszowie.
     Burmistrz Baran pojawił się w Chęcinach dopiero następnego dnia. Niemcy z zainteresowaniem oglądali wyniki akcji partyzanckiej, wszak była to pierwsza taka akcja na tym terenie. Życie powoli wracało do normy. Jednak burmistrz wziął sobie do serca swoiste ostrzeżenie o nieuchronności kary. Zaczął być ostrożny i wydawało się, że pod ochroną Niemców nic złego mu się już nie stanie.
Wybranieccy pamiętali jednak o burmistrzu i niewykonanym wyroku. Oddajmy jeszcze raz głos dowódcy oddziału. „Barabasz” wspomina: „...Wysłałem ochotniczy patrol, składający się z trzech ludzi: „Heńka”, „Sławka” i „Tadka” – do Chęcin, w celu wykonania wyroku…” Żołnierze wchodzili w skład drużyny dowodzonej przez „Dana”.
     Tego dnia życie w miasteczku toczyło się swoim monotonnym rytmem. Przez rynek przewijali się mieszkańcy i okoliczni chłopi. Przejeżdżali Niemcy kwaterujący w okolicy. W takich okolicznościach na Rynku pojawili się partyzanci. Miejscowi żołnierze Armii Krajowej mieli im wskazać burmistrza. Po nerwowym okresie oczekiwania, wreszcie pojawił się burmistrz Baran. Nie spostrzegł oczekujących na niego obcych ludzi. Partyzanci podchodzą do zajętego rozmową burmistrza, padają strzały. Burmistrz pada. Rynek miasteczka błyskawicznie pustoszeje. Zanim przebywający na Rynku Niemcy orientują się w sytuacji partyzanci opuszczają miasteczko. Gonią ich spóźnione i niecelne strzały. Po kilkunastu minutach na Rynku jest już pusto i cicho. Jedynie leżące nieruchomo ciało
burmistrza świadczy o przeprowadzonej akcji. Niemcy ładują ciało na samochód i odjeżdżają.
     W ten oto sposób „Wybranieccy” dokończyli powierzone im zadanie. Oddział jeszcze raz pojawił się w Chęcinach było to 16 października, kiedy to partyzanci opanowali miasteczko. Oddajmy jeszcze raz głos dowódcy oddziału. Marian Sołtysiak „Barabasz” wspomina: „weszliśmy do Chęcin. Posterunek niemiecki, silny w owym czasie, liczący około 40 żandarmów, zablokowaliśmy trzema
karabinami maszynowymi skierowanymi na drzwi i okna. Przerwawszy wszystkie połączenia telefoniczne, rozesłałem sekcje do poszczególnych punktów w mieście w celu wychwytania szpiclów. Po kilkunastu minutach prowadzono ich na miejscowy cmentarz. Tam zostali rozstrzelani. W miasteczku byliśmy około dwudziestu minut. Niemcy nie oddali ani jednego strzału. Po akcji odskok na Bolmin…”
Pierwsze zajęcie miasteczka oraz zamach na burmistrza były odtwarzane przez SRH „JODŁA” na Rynku Chęcin w czerwcu 2010 roku.

     Jeszcze przed Świętami Wielkiej Nocy 1943 roku Marian Sołtysiak „Barabasz”, dowódca oddziału, wydał rozkaz przeprowadzenia kolejnej akcji, tym razem w Białogonie koło Kielc. Co mieli zrobić?  W Białogonie mieszkał niejaki Piróg, Polak, strażnik na kolei, który pod nową władzą wsławił się okrutnym traktowaniem Polaków. Mieli wykonać na nim wyrok śmierci.

     Do akcji zostali wyznaczeni: „Jurand” Bolesław Boczarski, „Roch” Stanisław Lutek, „Pistolet” Stanisław Strachocki i „Andrzej” Henryk Pawelec. Nie chcieli iść na miejsce akcji przez Kielce. Wybrali, więc okrężną drogę od północnej strony miasta przez Brzezinki, Dąbrowę i Czarnów. Do Białogonu dotarli w pierwszy dzień Świąt, gdy ludzie wybierali się właśnie na rezurekcję.

     Po dotarciu na miejsce akcji czwórka konspiratorów orientuje się, że dostarczony im plan albo nie jest dokładny, albo oni nie mogą znaleźć właściwego domu. Pytają, więc mieszkańców o dom pana Wieczorka, który zajmował się handlem, a u którego mieszkał Piróg. Teraz trafiają wreszcie we właściwe miejsce.

     Na ubezpieczeniu zostają „Roch” i „Pistolet”.” Jurand” i „Andrzej” wchodzą do środka. Zastają Piróga w domu. Pierwsza próba wykonania wyroku, jeszcze w domu jest bezowocna, bowiem amunicja, którą mają nie jest najlepszej, jakości. Wreszcie wyprowadzają Piróga z domu.  Jeden z nich strzela dwa razy do stojącego zdrajcy. Ten pada.

     Partyzanci nie mogli nawet sprawdzić czy zdrajca żyje, bowiem ubezpieczenie przekazało im wiadomość, że zbliżają się zaalarmowani przez kogoś Niemcy. Rozpoczyna się walka. Konspiratorzy chowają się do środka domu i prowadzą ostrzał. Zdają sobie sprawę, że jej przedłużanie działa na ich niekorzyść, bowiem Niemcy zaczynają obchodzić dom ze wszystkich stron. Wreszcie jeden z konspiratorów rzuca granat. Pod jego osłoną wybiegają do lasu, gonieni przez Niemców.

     Niemcy w tych okolicznościach nie są skorzy do pościgu tym bardziej, że po walce mają rannych. Zabierają także swojego zabitego współpracownika. Grupa partyzantów nie jest tym zainteresowana. Długo uciekała jeszcze z miejsca akcji. Wreszcie, kiedy się zatrzymali na odpoczynek długo dziękowali Bogu za ocalenie. Tylko cudem wyszli z akcji bez najmniejszej rany.

     Wróćmy jeszcze na koniec do Piroga. Zdrajca jak się okazało nie zginął tego dnia. Troskliwie leczony przez Niemców wylizał się z ran. Dalej pracował dla okupanta. Kilka miesięcy potem dosięgły go kule jednego z patroli oddziału „Barabasza”.

Akcja została odtworzona przez SRH „JODŁA” podczas IV PIKNIKU HISTORYCZNEGO SZEWCE 2011.

     W lutym 1943 r. Marian Sołtysiak „Barabasz” (dowódzca Kierownictwa Dywersji – KEDYW Obwodu Kieleckiego Armii Krajowej) rozpoczął staraniao uzyskanie zgody na sformowanie leśnego oddziału partyzanckiego. Przeprowadził w tym celu rozmowę z mjr "Wyrwą" (Józef Włodarczyk) - komendantem obwodu Kielce AK.  "Barabaszowi" udało się uzyskać zgodę na utworzenie oddziału. Następnie udał się on udał się do inspektora podobwodu Bodzentyn "Jacka" (Jan Kosiński). Po dłuższej rozmowie przekonał "Jacka" do swojego pomysłu, i został skierowany do dowódcy plutonu konspiracyjnego na placówce Wzdół – „Beja” (Jan Sadza). Ten przekazał mu do dyspozycji już działającą grupę dywersyjną, w skład, której wchodzili: 'Andrzej" (Henryk Pawelec), "Bogdan" (Stanisław Kozera), "Dan" (Stefan Fąfara), "Orlicz" (Stanisław Łubek), "Madej" (Jan Śniowski), "Roch" (Stanisław Lutek) oraz "Jurand" (Bolesław Boczarski).

     Na początkowe uzbrojenie składały się: 2 kb "Mauzer" i 15 sztuk amunicji, 1 "Sten" pochodzenia zrzutowego z trzema magazynkami amunicji, 1 pistolet „Steyer” z dwiema sztukami amunicji, 1 stary pistolet FN kal. 7,65 bez amunicji, 1 pistolet Colt kal. 9 i 40 sztuk amunicji.

    Oddział formowano w rejonach BodzentynaSuchedniowa (na Bukowej Górze koło Klonowa ) Do grupy dołączali kolejni członkowie, m.in. "Mietek" (Władysław Szumielewicz), "Heniek" (Henryk Giżycki), "Chmiel" (Stanisław Jończyk), "Cisowski" (Józef Kruk) i inni. Średnia wieku partyzantów wynosiła 19 lat.

     23 czerwca 1943 r. oddział otrzymał nazwę "Wybranieccy" nawiązującą do tradycji piechoty wybranieckiej. Do zadań oddziału, jako jednostki dyspozycyjnej Kedywu Obwodu Kielc należało wykonywanie akcji bojowych (likwidacja konfidentów, funkcjonariuszy hitlerowskich) oraz dywersja psychologiczna (łamanie morale żołnierzy niemieckich). W czerwcu 1943 r. oddział otrzymał rozkaz przemarszu w rejon Cisowa. 23 czerwca 1943 na uroczysku "Kwarta", w lasach cisowskich (w miejscu obozu powstańców styczniowych), partyzanci urządzili obozowisko. Mieszkali w szałasach. Lasy cisowskie (południowa część powiatu kieleckiego) były głównym terenem operacyjnym oddziału.

     W marcu 1943 r. w skład oddziały wchodziło 127 żołnierzy w tym: 3 oficerów, 24 podoficerów, 100 szeregowych. Całość podzielona była na cztery drużyny, którymi dowodzili:

ppor "Wierny" – Edward Skrobot,

kapral "Jurand" – Bolesław Boczarski,

kapral "Mietek" – Władysław Szumielewicz,

kapral "Andrzej" – Henryk Pawelc.

     19 lipca patrol w składzie: „Orlicz”, „Heniek”, „Sławek”-Sławomir Werens lat 23, „Tadek” oraz „Kanarek” udał sie do Kielc celem zastrzelenia konfidenta Adamczyka. Wraz z nimi udali się do miasta „Kostek” i „Leszek”. W Niwkach Daleszyckich wsiedli do kolejki wąskotorowej, jadącej z drzewem do Kielc. Koło Leszczyn patrol zauważył Niemców. Wszyscy rzucili się do ucieczki. Żandarmi otwarli ogień. Zginęli „Orlicz”, „Sławek”, „Kanarek”, „Heniek” i „Tadek”. Uratował się „Leszek” oraz „Kostek”. Następnej nocy patrol pod dowództwem „Dana” pochował ciała zabitych. Nad mogiłą został usypany kopczyk i rozrzucono ulotki, skierowane do miejscowej ludności o treści: „W tych pięciu na kolejce straciliśmy najlepszych kolegów, odważnych do szaleństwa, mających za sobą niejedną akcję przeciwko znienawidzonemu wrogowi (...) Czcimy ich pamięć salwą karabinową i wieńcem, na który padały łzy pozostałych kolegów. Wierzymy w waszą pomoc, w opiekę nad tym drogim nam miejscem. Wierzymy, że nie będzie wieczoru, by nie przyszedł ktoś i nie rzucił na ich grób naręcza kwiatów z ziemi, za której wolność padli".

     Zimę oddział przetrwał działając drużynami w wyznaczonych terenach. Na wiosenną koncentrację wszystkie drużyny stawiły się w powiększonym składzie. Oddział stacjonował także pod Górą Włochy i koło Widełek (kwiecień 1944). W lipcu 1944 r., do oddziału przyłączono grupę "Wilk" – 4 pluton pod dowództwem ppor. Edwarda Kiwera "Edward".

     Pod koniec lipca na bazie oddziału rozpoczęto formowanie 1 batalionu 4 P.P. Leg. pod dowództwem por. Maksymiliana Lorenza "Katarzyny". W tym czasie stan liczebny wynosił już 290 żołnierzy: 7 oficerów, 27 podchorążych, 47 podoficerów, 209 szeregowych.

Po reorganizacji w AK przed akcją „Burza” w 1944 r. "Wybranieccy" weszli w skład 4 P.P. Leg. AK. "Barabasz" został dowódcą 1 kompanii 4 P.P. Leg AK, zaś w październiku 1944 roku dowódcą I Batalionu 4 P. P. Leg. AK. Funkcję te pełnił do końca działalności Armii Krajowej.

 

     W 1943 roku w Podobwodzie Niewachlów powstała grupa dyspozycyjna, którą dowodził ppor. Józef Mikołajczyk ps. „Marcin”. Grupa ta formalnie podlegała Szefowi Kierownictwa Dywersji Okręgu AK Kielce. Był nim cichociemny Jan Piwnik „Ponury”. W lipcu grupa przebywała na zgrupowaniu na Wykusie koło Wąchocka gdzie koncentrowało się całe Zgrupowanie. Grupa „Marcina” dotarła tam wkrótce po pacyfikacji Michniowa. Niedługo oddział dostał od „Ponurego” rozkaz zdobycia w Kielcach umundurowania i wyposażenia dla żołnierzy Zgrupowania. Jako cel wybrano koszary Baundienstu przy ulicy Piotrkowskiej.  Zdobyte umundurowanie nie dotarło jednak do „Ponurego”, bowiem Zgrupowanie wymykało się z kolejnych obław i kontakt z nim był niemożliwy.
     „Marcin” wrócił na swój macierzysty teren i w dalszym ciągu prowadził działania. W lipcu 1943 roku uwolnili w Kielcach, na ulicy, aresztowanego wcześniej swojego kolegę: Władysława Janysta „Jagiellończyka”. Na zimę grupa została rozformowana, a trzon oddziału został ukryty w dworku Sienkiewicza w Oblęgorku. Po śmierci „Marcina” (przypadkowa akcja rozbrojeniowa w Kielcach przeprowadzana 4 lutego 1944 roku) dowództwo objął Zbigniew Kruszelnicki ps. „Wilk”. Było to w lutym 1944 roku. Grupa została zasilona przez żołnierzy z Plutonu AK nr 186 z Kieleckiego Czarnowa i specjalizowała się w akcjach kolejowych (wielu jej członków było klejarzami).  Trochę później do oddziału dołączyła także grupa harcerzy.
     Po śmierci „Wilka” oddział został włączony do oddziału partyzanckiego „Wybranieccy”, którym dowodził Marian Sołtysiak „Barabasz”. Oddział tworzył w nim 4 pluton i przeszedł cały szlak bojowy.