Bolączką wszystkich grup partyzanckich był brak broni. W tym przypadku okazało się, że niebywałym pomysłem wykazał się dowódca placówki w Zagnańsku. Był to sierżant Marcin Wiech ps „Mściciel”. Specjalista od skoków na niemieckie pociągi. Zdobytą w ten sposób broń i ekwipunek przekazywał na potrzeby „Gryfa”.
23 marca 1943 roku „Gryf” wraz z „Wagą”, Jan Staniec, który stał na czele Rejonu Samsonów udali się z Kołomani do Zagnańska. To właśnie tam, 50 metrów od linii kolejowej Warszawa-Kraków i 500 metrów od kościoła w domu, którego właścicielem był Piotr Wójcicki, także związany z konspiracją, mieszkał „Mściciel” wraz z żoną i rocznym synkiem Rysiem. Po zjedzeniu skromnego posiłku wszyscy trzej wyszli z domu mieli zająć się przeniesieniem zdobytej, podczas ostatniego skoku na pociąg, broni. Była godzina 15.30. Szli na przełaj, najkrótszą drogą do wsi Zachełmie, gdzie za cmentarzem miał na nich czekać „Oblęgor”, Michał Żołądek. W czwórkę mieli udać się do Belna w celu zorganizowania transportu broni. Mimo iż znali się jeszcze sprzed wojny, bowiem wszyscy trzej byli zawodowymi podoficerami i służyli w 2 pułku piechoty Legionów, nie rozmawiali przytłoczeni ostatnimi aresztowaniami. Być może ten właśnie nastrój osłabił ich czujność. Nie zauważyli, że od strony drogi Kielce-Radom zbliża sięniebezpieczeństwo. Dziś już zapewne nie dowiemy się cóż to za Niemcy pojawili się na drodze. Hipotezy są, co prawda różne, ale dokumentów potwierdzających brak. Nie to jest zresztą najważniejsze. Niektórzy dopatrują się w całym zdarzeniu zdrady, ale… Nietrudno dociec, dlaczego Niemcy zainteresowali się trójką mężczyzn. Ich ubiór w znacznym stopniu wskazywał, że są związani z wojskiem, a w tamtych czasach było to jednoznaczne z wyrokiem śmierci.
Od chwili zatrzymania Niemieckiego samochodu sytuacja potoczyła się błyskawicznie. Krzyk „Halt! Hande hoch!” zelektryzował konspiratorów. Padły pierwsze strzały. Pomimo, że odległość wynosiła ponad 100 metrów i dawała szansę na ucieczkę „Gryf” podjął decyzję: Bronimy się! Przyklękli. Wyszarpali pistolety, które poza granatami były ich jedynym uzbrojeniem. Rozpoczęła się nierówna walka. „Mściciel” nagle krzyknął: Paweł ja umieram! Jego pierwszego dosięgły niemieckie kule. Miał strzaskaną kość udową i rozerwany brzuch. Zanim którykolwiek z przyjaciół zdążył zareagować „Mściciel” wyciągnął granat i sam zakończył swoje życie. Walka jednak trwała nadal. Jeszcze nie opadł kurz, a kolejna niemiecka kula trafiła do celu. Tym razem dostał „Gryf”. Trafiony w pierś upadł krzycząc: „Waga ratuj się, jestem rany!” Ten ostatni nie myślał jednak o sobie, ale o swoim przełożonym i koledze zarazem. Wydobył granat i cisnął go w kierunku Niemców. To samo zrobił „Gryf”. To na chwilę ostudziło bojowy zapał Niemców, konspiratorom dało szansę na odskok. Postanowili się rozłączyć i uciekać na własną rękę. Na szczęście obu się to udało.Na placu pozostali jedynie Niemcy i ciało „Mściciela”. Okupanci za wszelką cenę chcieli się dowiedzieć, kogo zabili, a to mogło być powodem kolejnych nieszczęść. W podobnych sytuacjach w społeczeństwie wyzwalały się jednak kolejne pokłady solidarności. Młody chłopak z miejscowości Małe Chrusty zobaczywszy, kim jest zabity pobiegł do domu, w którym została żona „Mściciela” i powiedział jej o wszystkim. O czym myślała wtedy tak nagle owdowiała kobieta? Prawdopodobnie jak każda matka, o dziecku. Przy pomocy miejscowych przyjaciół zabrała najpotrzebniejsze rzeczy i udała się na stację Zagnańsk i wyjechała razem z dzieckiem. Kazimiera Wiechowa najpierw dotarła do swoich rodziców do Klimontowa, a następnie ukrywała się u swojej siostry w Ostrowcu Świętokrzyskim.Jej ucieczka nastąpiła prawdopodobnie w ostatniej chwili, bowiem niedługo później Niemcy wpadli do jej domu. Dowiedzieli się od jakiegoś mało rozsądnego Polaka, albo może po prostu głupiego Polaka, kim był zabity. Na szczęście to niemieckie uderzenie nie przyniosło już kolejnych strat.
Dziś niewielu mieszkańców tej ziemi pamięta o „Mścicielu” czyżby, więc jego śmierć była daremną? Kończąc tą opowieść powiem tylko, że pomimo tragedii mieszkający tu bracia „Mściciela”: Józef, pseudonim „Przepiórka” i Stanisław, pseudonim „Młot” razem z innymi konspiratorami zajęli się karabinami, które były celem wyprawy „Mściciela”. To świadczy o tym, jak broń była dla organizacji cenna. Bracia pamiętali jednak o poległym. Prawie dwa tygodnie po przedstawianych zdarzeniach „Mściciel” został nocą złożony do trumny i pochowany na cmentarzu w Zagnańsku. A „Waga” i „Gryf”? Ten pierwszy wyszedł z opresji cało i w dalszym ciągu działał w konspiracji. „Gryf” leczył się aż do maja. Wtedy wrócił na partyzancką ścieżkę.
Akcja odtworzona przez SRH "JODŁA" podczas widowiska "NA SZLAKU HUBALA" Samsonów 2011.