Nastał dzień 9 marca 1943 roku. Tego dnia w Samsonowie pojawili się Niemcy poszukujący… niewolników. Tak, szukali taniej siły roboczej, która mogłaby pracować za grosze w niemieckich zakładach produkujących na potrzeby wojska. Pracujących w niemieckich gospodarstwach rolnych, w których brakowało rąk do pracy, bowiem mężczyźni od dawna byli na froncie. Aresztowano mieszkańców Zagnańska, Janaszowa, Samsonowa. Na koniec niemiecka ekspedycja dotarła do Szałasu. Wśród aresztowanych były też osoby związane z konspiracją, ale w obliczu takiej tragedii nie to było najważniejsze. Należało za wszelką cenę uwolnić aresztowanych.
Wiadomość o aresztowaniach bardzo szybko dotarła do oddziału „Gryfa”. Ogłoszono alarm. Padł rozkaz odbicia aresztowanych. Zasadzkę urządzono na górze Brusznia przy szosie Samsonów –Odrowąż. Tędy musieli wracać Niemcy z aresztowanymi.Partyzanci podpiłowali rosnące obok drogi drzewo, które miało służyć do zablokowania drogi.Gdzieś po godzinie najpierw usłyszeli, a potem zobaczyli wracające od strony Szałasu samochody. „Gryf” wydał rozkaz przewrócenia podciętego drzewa. Drzewo jednak nie w pełni zatarasowało drogę. Pierwszy samochód próbuje go ominąć. Nie reaguje na okrzyki partyzantów. Wreszcie z obu stron padają strzały. Partyzanci strzelają tylko do samochodu z Niemcami. Karnie wypełniają rozkazy, aby nie strzelać do auta z aresztowanymi. Partyzanci otaczają ze wszystkich stron Niemców ci zaś widząc, że nie mają szansy poddają się. Partyzanci zabierają im broń. Na placu pozostaje jedynie nieruchome ciało niemieckiego podoficera. To Robert Koch.
Aresztowani z radością zeskakują z auta. Wiedzą, że zostaną w domach. Uratowali ich przecież ich leśni, ich chłopcy, z których wielu znają. Nie ma jednak czasu na czułości i podziękowania. W każdej chwil może się pojawić jakiś oddział niemiecki, a wtedy słabo uzbrojony oddział partyzancki nie miałby szans. Po odejściu partyzantów Niemcy odjechali w kierunku Kielc. Po drodze zatrzymując się jedynie przy posterunku policji w Samsonowie, gdzie rozkazali policjantowi Dulębie, aby o całym zajściu poinformował komendę w Kielcach. Franciszek Dulęba, mimo iż był policjantem od dawna współpracował z ruchem oporu. To on po całej akcji ostrzegł wszystkich, że Niemcy tak łatwo nie darują swojej porażki. Niestety miał rację.
Następnego dnia, 10 marca, Niemcy znów pojawili się z Samsonowie. Zatrzymali się przed posterunkiem policji, z którego wyciągnięto Franciszka Dulębę. Stanął pod ścianą. Po chwili przyprowadzono Antoniego Czernichowskiego. Zajął miejsce obok. Niedługo później pod ścianą znalazły się także Aniela Frydrych oraz Czesława Jasińska, żona sekretarza gminy. Tą ostatnią przyprowadzono z dwoma córkami 18-letnią Basią i 20-letnią Danusią. Kiedy wszyscy znaleźli się pod ścianą na wprost wycelowanych karabinów kobiety zaczęły krzyczeć, że są niewinne i błagać o darowanie życia. Nic to jednak nie dało. Niemcy wykonując rozkazy funkcjonariuszy Gestapo odprowadzili aresztowanych na bok. Wszyscy zginęli. Niemcy kazali ich pochować w jednej mogile obok posterunku policji. Mieszkańcy Samsonowa byli pod wrażeniem okrucieństwa Niemców. Jeden ze starszych mieszkańców Samsonowa, Franciszek Palus, – który mieszkał niedaleko od posterunku i widział tę egzekucję, nie wytrzymał psychicznie i następnego dnia odebrał sobie życie.
Akcja została odtworzona przez SRH "JODŁA" podczas widowiska "NA SZLAKU HUBALA" Samsonów 2010