Po zakończeniu bitwy żołnierze Grupy Kampinos znaleźli się w rozproszeniu. Do Puszczy Kampinoskiej przebiło się ich około 200. Duża część po przebraniu się w cywilne ubrania „wsiąkła” w okoliczne wioski. Drogi innych były różne.
Liczący 21 żołnierzy oddział, któremu nie udało się wyjść z okrążenia, ukrył się w gęsto porośniętymi kępami olchy rozlewisku. Dopiero po dwóch dniach, kiedy wycofano niemieckie posterunki, oddział zaczął przedzierać się w kierunku Gór Świętokrzyskich. W połowie października grupa ta dołączyła do oddziału Antoniego Hedy „Szarego”. Nie ona jedna zresztą. Łącznie w oddziale „Szarego” znalazło schronienie 66 partyzantów z rozbitej Grupy Kampinos, w tym 43 ze Zgrupowania Stołpeckiego. Całość pod dowództwem ppor. „Lecha” (nazwisko nieznane). Sam „Szary” meldował, że grupa liczyła 96 osób i błędnie podawał, że pochodziła z Wileńszczyzny.
Nieduży, około dziesięcioosobowy oddział pod dowództwem pchor. „Sowy” – Stefana Sudnika dotarł aż na Podhale, gdzie dołączył do oddziału Józefa Kurasia „Ognia”, w ramach którego walczył z Niemcami do samego końca.
Największa grupa partyzantów znalazła się zgodnie z rozkazem „Doliny” w Puszczy Mariańskiej. Schronienie znalazło tu około 200 żołnierzy w tym duża część kawalerii. Oddział miał się przemieszczać na południe, na bardziej bezpieczny teren, żołnierze byli bowiem u kresu wytrzymałości. Rannych i chorych przekazywano miejscowym placówkom AK. Ranny podczas walk dowódca kawalerii „Nieczaj” przekazał czasowo dowództwo swojemu dotychczasowemu zastępcy, Zygmuntowi Kocowi „Dąbrowa”. Sam natomiast podczas marszu zajął się odbudowaniem pułku rekwirując po drodze z majątków konie przeznaczone dla Niemców.
OSAMOTNIENI
Po zebraniu rozproszonych żołnierzy oddział „Doliny” wraz z odbudowującą się kawalerią ruszył na południe. Przyjęto nazwę Samodzielny Oddział Partyzancki. Po przejściu Pilicy oddział zapadł w Lasach Brudzewskich na zasłużony odpoczynek. Przemarsze kolumn Niemieckich zmuszały jednak oddział do ciągłego lawirowania. Systematycznie przekazywano chorych i wycieńczonych
żołnierzy pod opiekę miejscowych placówek AK, przez co stan oddziału malał. Wszystkich nurtowała jednak myśl: co dzieje się z ich kolegami?, może czekają na pomoc w okolicy Jaktorowa? Podjęto więc decyzję o rekonesansie na teren niedawnego boju.
14 października oddział dotarł w okolice Woli Pękoszewskiej, niedaleko od Skierniewic. Tu zorganizowano zasadzkę na niemiecką kolumnę samochodów wracającą z rekwizycji w jednej z wiosek. Zatrzymano kilka samochodów w których jak się okazało są… ziemniaki. Auta spalono, a oddział odskoczył z terenu zdekonspirowanego walką.
Następnego dnia (15 października) oddział kwaterował we wsi Pniowie. W południe na partyzanckie ubezpieczenie dowodzone przez „Nieczaja” wjechały dwa niemieckie samochody ciężarowe z piechotą. Pierwszy mały samochód został początkowo przepuszczony przez zasadzkę, później zajęli się nim czterej ułani. W drugim siedziało przeszło czterdziestu Niemców. Zajęło się nim dwunastu kawalerzystów. Ogień otwarty z bliskiej odległości zrobił swoje, ale jeszcze większe zdziwienie partyzantów wzbudziło to, że Niemcy prawie wcale się nie bronili. W zasadzce zginęło ponad 30 Niemców, do niewoli dostało się dwunastu w tym oficer. Po stronie polskiej zabity został jedynie kapral Jan Polak, który poległ podczas ataku na mniejsze auto.
Liczący 21 żołnierzy oddział, któremu nie udało się wyjść z okrążenia, ukrył się w gęsto porośniętymi kępami olchy rozlewisku. Dopiero po dwóch dniach, kiedy wycofano niemieckie posterunki, oddział zaczął przedzierać się w kierunku Gór Świętokrzyskich. W połowie października grupa ta dołączyła do oddziału Antoniego Hedy „Szarego”. Nie ona jedna zresztą. Łącznie w oddziale „Szarego” znalazło schronienie 66 partyzantów z rozbitej Grupy Kampinos, w tym 43 ze Zgrupowania Stołpeckiego. Całość pod dowództwem ppor. „Lecha” (nazwisko nieznane). Sam „Szary” meldował, że grupa liczyła 96 osób i błędnie podawał, że pochodziła z Wileńszczyzny.
Nieduży, około dziesięcioosobowy oddział pod dowództwem pchor. „Sowy” – Stefana Sudnika dotarł aż na Podhale, gdzie dołączył do oddziału Józefa Kurasia „Ognia”, w ramach którego walczył z Niemcami do samego końca.
Największa grupa partyzantów znalazła się zgodnie z rozkazem „Doliny” w Puszczy Mariańskiej. Schronienie znalazło tu około 200 żołnierzy w tym duża część kawalerii. Oddział miał się przemieszczać na południe, na bardziej bezpieczny teren, żołnierze byli bowiem u kresu wytrzymałości. Rannych i chorych przekazywano miejscowym placówkom AK. Ranny podczas walk dowódca kawalerii „Nieczaj” przekazał czasowo dowództwo swojemu dotychczasowemu zastępcy, Zygmuntowi Kocowi „Dąbrowa”. Sam natomiast podczas marszu zajął się odbudowaniem pułku rekwirując po drodze z majątków konie przeznaczone dla Niemców.
OSAMOTNIENI
Po zebraniu rozproszonych żołnierzy oddział „Doliny” wraz z odbudowującą się kawalerią ruszył na południe. Przyjęto nazwę Samodzielny Oddział Partyzancki. Po przejściu Pilicy oddział zapadł w Lasach Brudzewskich na zasłużony odpoczynek. Przemarsze kolumn Niemieckich zmuszały jednak oddział do ciągłego lawirowania. Systematycznie przekazywano chorych i wycieńczonych
żołnierzy pod opiekę miejscowych placówek AK, przez co stan oddziału malał. Wszystkich nurtowała jednak myśl: co dzieje się z ich kolegami?, może czekają na pomoc w okolicy Jaktorowa? Podjęto więc decyzję o rekonesansie na teren niedawnego boju.
14 października oddział dotarł w okolice Woli Pękoszewskiej, niedaleko od Skierniewic. Tu zorganizowano zasadzkę na niemiecką kolumnę samochodów wracającą z rekwizycji w jednej z wiosek. Zatrzymano kilka samochodów w których jak się okazało są… ziemniaki. Auta spalono, a oddział odskoczył z terenu zdekonspirowanego walką.
Następnego dnia (15 października) oddział kwaterował we wsi Pniowie. W południe na partyzanckie ubezpieczenie dowodzone przez „Nieczaja” wjechały dwa niemieckie samochody ciężarowe z piechotą. Pierwszy mały samochód został początkowo przepuszczony przez zasadzkę, później zajęli się nim czterej ułani. W drugim siedziało przeszło czterdziestu Niemców. Zajęło się nim dwunastu kawalerzystów. Ogień otwarty z bliskiej odległości zrobił swoje, ale jeszcze większe zdziwienie partyzantów wzbudziło to, że Niemcy prawie wcale się nie bronili. W zasadzce zginęło ponad 30 Niemców, do niewoli dostało się dwunastu w tym oficer. Po stronie polskiej zabity został jedynie kapral Jan Polak, który poległ podczas ataku na mniejsze auto.
Podczas przesłuchania niemieckiego oficera okazało się, że szukali oni zgrupowania (liczącego według ich dowództwa dwa tysiące konnych) z propozycją poddania się oddziałów AK. „Dolina” odparł, że musi skontaktować się z własnym dowódcą, co miało zapewnić oddziałowi czas. Niemiecki oficer zaświadczył, że do czasu otrzymania odpowiedzi oddziały stacjonujące w okolicach Skierniewic nie będą prowadziły działań przeciwko partyzantom. Jeńcy niemieccy zostali puszczeni wolno, a oddział postanowił wykorzystać „czas na odpowiedź” na planowany rekonesans pod Jaktorów.
Po dotarciu do linii kolejowej Skierniewice-Żyrardów okazało się jednak, że jest ona szczelnie obstawiona przez niemieckie oddziały i dalszy marsz jest niemożliwy. Oddział rozpoczął powrót na południe. Przez Las Osuchowski dotarli w okolice Białej Rawskiej. Tu, we wsi Rosławowice, oddział stoczył walkę z kolumną niemieckich samochodów pancernych, która zaatakowała miejsce postoju partyzantów. Oddział odskoczył jeszcze bardziej na południe.
NA ZIEMI ŚWIĘTOKRZYSKIEJ
24 października Samodzielny Oddział Partyzancki wszedł w skład 25 Pułku Piechoty AK, którym dowodził mjr. „Leśniak” Rudolfa Majewskiego (po zakończeniu wojny zamordowany przez komunistów). Oddział stworzył III batalion w składzie: 7 kompania 78 pułku piechoty Strzelców Słuckich z Baranowicz oraz szwadron kawalerii 27 pułku ułanów im. Króla Stefana Batorego z Nieświeża.
W tym czasie 25 pp prowadził w okolicy Drzewicy ciężkie walki i aby dać żołnierzom odpocząć dowództwo postanowiło w ciągu jednej nocy przerzucić się o 30 kilometrów.
BIAŁY ŁUG
W straży przedniej szedł III batalion dowodzony przez „Dolinę”. Pułk, liczący łącznie około 850 żołnierzy, bez przeszkód pokonał wyznaczoną trasę. Nad ranem oddział „Doliny” dotarł do miejscowości Biały Ług, niedaleko od Radoszyc i rozłożył się na kwaterach. Wystawiono ubezpieczenie. Reszta pułku zajęła kwatery w niedalekiej odległości. Tuż nad ranem kwatery batalionu „Doliny” zostały zaatakowane przez nieprzyjaciela, który przeszedł pomiędzy ubezpieczeniami. Wśród ogólnego rozgardiaszu oddział wycofał się do lasu, dopiero tam uporządkowano szeregi i gdy zrobiło się już widno zaatakowano nieprzyjaciela zajętego szykowaniem posiłku. Jak się okazało naprzeciw partyzantom stali Ukraińcy, z Dywizji SS „Galizien”, współpracujący z Niemcami. Poranny atak rozbił napastników, którym zadano duże straty. Oddział „Doliny” zajął następnie stanowiska na piaszczystych górkach, a w kierunku skąd spodziewano się napastników wysłano patrole. Wkrótce zameldowały one, że zbliża się kolejny nieprzyjacielski oddział. Został on ostrzelany, ale pomimo to napastnicy powoli posuwali się w kierunku stanowisk partyzanckich, a kiedy Ukraińcy do walki wprowadzili moździerze, sytuacja partyzantów stała się bardzo zła.
„Dolina” zarządził odwrót. To właśnie podczas niego został ranny odłamkami pocisku granatnika. Wtedy zginął także podporucznik kawalerii Stanisław Bazarewski "Bazar", który w Kampinosie był dowódcą szwadronu zwiadu konnego. Na szczęście ze wsparciem przybyła jednak z kompanii piechoty. Partyzanci „Doliny” mogli chwilę odpocząć. Nie trwało to długo bowiem major „Leśniak” wydał rozkaz aby oddział obszedł niemieckie pozycje i zaatakował wrogów od tyłu. Okrężna droga trwała ponad godzinę. Po dotarciu na wyznaczone pozycje partyzanci przeprowadzili atak, który kompletnie zaskoczył wroga. Ogień otwarty z bliskiej odległości przyniósł straszny efekt. Nieprzyjaciel, zaczął w bezładzie uciekać. Śmierć zbierała bogate żniwo.
Po walce okazało się, że akcję na partyzancki pułk przeprowadziły jednostki Wehrmachtu, SS i formacji pomocniczych Ostlegionu liczące ogółem około 900 żołnierzy. Straty wroga wynosiły około 140 zabitych, liczby rannych nie udało się ustalić. Zdobyto także trzy wozy z amunicją, 2 granatniki, 1 cekaem, 6 erkaemów, 5 peemów, kilkanaście karabinów oraz dwa działka polowe (napastnicy zabrali przed porzuceniem zamki). Straty własne całego pułku wynosiły 8 poległych i 27 rannych (z których dwóch zmarło). Ze składu 27 pułku ułanów polegli: starszy wachmistrz pchor./ppor. Bazarewski Stanisław „Bazar”, „Lis” oraz ułan Izdebki Henryk „Lis”. Najgorsze było jednak to, że Pułk nie oderwał się od nieprzyjaciela, a całodzienny bój zdradził miejsce postoju oddziału.
W WALCE
Następnego dnia (28 października) pułk kwaterował w okolicy miejscowości Bulianów (powiat Końskie). Około godziny 9 rano na ubezpieczenie wystawione przez batalion „Doliny” wjechały 4 wozy parokonne z 16 ludźmi. Ich celem była rekwizycja żywności w wiosce. Po wymianie ognia cała grupa została ujęta. Było w niej 2 niemieckich żandarmów, 7 Ukraińców i 3 Kałmuków z Ostlegionu oraz 4 Polaków z Organizacji Todt. Polaków, na ich prośbę wcielono do pułku jako pracowników cywilnych. Pozostałych na mocy wyroku sądu polowego rozstrzelano.
Następnie pułk przeniósł się w lasy przysuskie. Dopiero tam żołnierze mieli kilka dni odpoczynku. Dopiero 4 listopada partyzantów ogarnęła niemiecka obława. O godzinie 9 rano rozpoczął się w rejonie leśniczówki Huta trwający dziesięć godzin bój. O zmroku Niemcy wycofali się z lasu, ryglując jednak wszystkie dukty i drogi. Szykowali się do kolejnego etapu walki w dniu następnym. Około północy partyzanci brawurowym atakiem przedarli się przez niemieckie okrążenie i odskoczyli do odległego w linii prostej o 11 km Bokowa. Straty własne: 9 poległych, w tym starszy ułan „Niedźwiedź” Stanisław Myślicki i około 50 rannych. Straty wroga: ponad 100 zabitych. Liczba rannych nieustalona.
Pułk nie oderwał się jednak od nieprzyjaciela. Następnego dnia jego miejsce postoju zostało wytropione i około godziny 9 rano partyzanci stacjonujący w wiosce zostali zaatakowani. Atakujący przez odkryty teren Niemcy zostali przywitani skutecznym ogniem. Zginęło ich około 50. Dopiero kiedy do użycia wprowadzono artylerię i wieś zaczęła płonąć partyzanci w sposób zorganizowany
wycofali się i zapadli w lasy Nadleśnictwa Radoszyce. Straty własne: 10 poległych i około 30 rannych.
Pułk staczając potyczki wymywał się niemieckim oddziałom, aż wreszcie 8 listopada przekraczając około godziny 21 szosę Końskie – Kielce, między wsiami Wincentów i Brody, wpadł w niemiecką zasadzkę. Ponad 350 partyzantów, w tym większość oddziału „Doliny”, przebiło się na drugą stronę szosy, ale ponad 200 się to nie udało. Część rozproszyła się, a część dołączał później do oddziałów z rozformowanego już pułku. Bitwa pod Wincentowem była bowiem ostatnią bitwą pułku. Następnego dnia jednostka została rozwiązana. Dowódca większość żołnierzy zdemobilizował, a z pozostałych stworzył mniejsze oddziały, które miały działać samodzielnie.
Pozostawieni sami, por. „Dolina” i chor. „Nieczaj” tworzą samodzielny oddział/grupę AK o nazwie „Kampinos”. Dotychczasowy III batalion pod dowództwem "Doliny" został w nowym układzie jedynym oddziałem kawaleryjskim. Był to zarazem czas awansów i nagradzania orderami i odznaczeniami. Wielu partyzantów zmienia także swoje nazwiska. Tak czyni także dowódca kawalerii.Ciężej chorych partyzantów pozostawiają na melinach lub odsyłają do rodzin i znajomych, zmniejszając oddział do 100 osób.
NA ZIEMI ŚWIĘTOKRZYSKIEJ
24 października Samodzielny Oddział Partyzancki wszedł w skład 25 Pułku Piechoty AK, którym dowodził mjr. „Leśniak” Rudolfa Majewskiego (po zakończeniu wojny zamordowany przez komunistów). Oddział stworzył III batalion w składzie: 7 kompania 78 pułku piechoty Strzelców Słuckich z Baranowicz oraz szwadron kawalerii 27 pułku ułanów im. Króla Stefana Batorego z Nieświeża.
W tym czasie 25 pp prowadził w okolicy Drzewicy ciężkie walki i aby dać żołnierzom odpocząć dowództwo postanowiło w ciągu jednej nocy przerzucić się o 30 kilometrów.
BIAŁY ŁUG
W straży przedniej szedł III batalion dowodzony przez „Dolinę”. Pułk, liczący łącznie około 850 żołnierzy, bez przeszkód pokonał wyznaczoną trasę. Nad ranem oddział „Doliny” dotarł do miejscowości Biały Ług, niedaleko od Radoszyc i rozłożył się na kwaterach. Wystawiono ubezpieczenie. Reszta pułku zajęła kwatery w niedalekiej odległości. Tuż nad ranem kwatery batalionu „Doliny” zostały zaatakowane przez nieprzyjaciela, który przeszedł pomiędzy ubezpieczeniami. Wśród ogólnego rozgardiaszu oddział wycofał się do lasu, dopiero tam uporządkowano szeregi i gdy zrobiło się już widno zaatakowano nieprzyjaciela zajętego szykowaniem posiłku. Jak się okazało naprzeciw partyzantom stali Ukraińcy, z Dywizji SS „Galizien”, współpracujący z Niemcami. Poranny atak rozbił napastników, którym zadano duże straty. Oddział „Doliny” zajął następnie stanowiska na piaszczystych górkach, a w kierunku skąd spodziewano się napastników wysłano patrole. Wkrótce zameldowały one, że zbliża się kolejny nieprzyjacielski oddział. Został on ostrzelany, ale pomimo to napastnicy powoli posuwali się w kierunku stanowisk partyzanckich, a kiedy Ukraińcy do walki wprowadzili moździerze, sytuacja partyzantów stała się bardzo zła.
„Dolina” zarządził odwrót. To właśnie podczas niego został ranny odłamkami pocisku granatnika. Wtedy zginął także podporucznik kawalerii Stanisław Bazarewski "Bazar", który w Kampinosie był dowódcą szwadronu zwiadu konnego. Na szczęście ze wsparciem przybyła jednak z kompanii piechoty. Partyzanci „Doliny” mogli chwilę odpocząć. Nie trwało to długo bowiem major „Leśniak” wydał rozkaz aby oddział obszedł niemieckie pozycje i zaatakował wrogów od tyłu. Okrężna droga trwała ponad godzinę. Po dotarciu na wyznaczone pozycje partyzanci przeprowadzili atak, który kompletnie zaskoczył wroga. Ogień otwarty z bliskiej odległości przyniósł straszny efekt. Nieprzyjaciel, zaczął w bezładzie uciekać. Śmierć zbierała bogate żniwo.
Po walce okazało się, że akcję na partyzancki pułk przeprowadziły jednostki Wehrmachtu, SS i formacji pomocniczych Ostlegionu liczące ogółem około 900 żołnierzy. Straty wroga wynosiły około 140 zabitych, liczby rannych nie udało się ustalić. Zdobyto także trzy wozy z amunicją, 2 granatniki, 1 cekaem, 6 erkaemów, 5 peemów, kilkanaście karabinów oraz dwa działka polowe (napastnicy zabrali przed porzuceniem zamki). Straty własne całego pułku wynosiły 8 poległych i 27 rannych (z których dwóch zmarło). Ze składu 27 pułku ułanów polegli: starszy wachmistrz pchor./ppor. Bazarewski Stanisław „Bazar”, „Lis” oraz ułan Izdebki Henryk „Lis”. Najgorsze było jednak to, że Pułk nie oderwał się od nieprzyjaciela, a całodzienny bój zdradził miejsce postoju oddziału.
W WALCE
Następnego dnia (28 października) pułk kwaterował w okolicy miejscowości Bulianów (powiat Końskie). Około godziny 9 rano na ubezpieczenie wystawione przez batalion „Doliny” wjechały 4 wozy parokonne z 16 ludźmi. Ich celem była rekwizycja żywności w wiosce. Po wymianie ognia cała grupa została ujęta. Było w niej 2 niemieckich żandarmów, 7 Ukraińców i 3 Kałmuków z Ostlegionu oraz 4 Polaków z Organizacji Todt. Polaków, na ich prośbę wcielono do pułku jako pracowników cywilnych. Pozostałych na mocy wyroku sądu polowego rozstrzelano.
Następnie pułk przeniósł się w lasy przysuskie. Dopiero tam żołnierze mieli kilka dni odpoczynku. Dopiero 4 listopada partyzantów ogarnęła niemiecka obława. O godzinie 9 rano rozpoczął się w rejonie leśniczówki Huta trwający dziesięć godzin bój. O zmroku Niemcy wycofali się z lasu, ryglując jednak wszystkie dukty i drogi. Szykowali się do kolejnego etapu walki w dniu następnym. Około północy partyzanci brawurowym atakiem przedarli się przez niemieckie okrążenie i odskoczyli do odległego w linii prostej o 11 km Bokowa. Straty własne: 9 poległych, w tym starszy ułan „Niedźwiedź” Stanisław Myślicki i około 50 rannych. Straty wroga: ponad 100 zabitych. Liczba rannych nieustalona.
Pułk nie oderwał się jednak od nieprzyjaciela. Następnego dnia jego miejsce postoju zostało wytropione i około godziny 9 rano partyzanci stacjonujący w wiosce zostali zaatakowani. Atakujący przez odkryty teren Niemcy zostali przywitani skutecznym ogniem. Zginęło ich około 50. Dopiero kiedy do użycia wprowadzono artylerię i wieś zaczęła płonąć partyzanci w sposób zorganizowany
wycofali się i zapadli w lasy Nadleśnictwa Radoszyce. Straty własne: 10 poległych i około 30 rannych.
Pułk staczając potyczki wymywał się niemieckim oddziałom, aż wreszcie 8 listopada przekraczając około godziny 21 szosę Końskie – Kielce, między wsiami Wincentów i Brody, wpadł w niemiecką zasadzkę. Ponad 350 partyzantów, w tym większość oddziału „Doliny”, przebiło się na drugą stronę szosy, ale ponad 200 się to nie udało. Część rozproszyła się, a część dołączał później do oddziałów z rozformowanego już pułku. Bitwa pod Wincentowem była bowiem ostatnią bitwą pułku. Następnego dnia jednostka została rozwiązana. Dowódca większość żołnierzy zdemobilizował, a z pozostałych stworzył mniejsze oddziały, które miały działać samodzielnie.
Pozostawieni sami, por. „Dolina” i chor. „Nieczaj” tworzą samodzielny oddział/grupę AK o nazwie „Kampinos”. Dotychczasowy III batalion pod dowództwem "Doliny" został w nowym układzie jedynym oddziałem kawaleryjskim. Był to zarazem czas awansów i nagradzania orderami i odznaczeniami. Wielu partyzantów zmienia także swoje nazwiska. Tak czyni także dowódca kawalerii.Ciężej chorych partyzantów pozostawiają na melinach lub odsyłają do rodzin i znajomych, zmniejszając oddział do 100 osób.
SAMODZIELNY ODDZIAŁ „KAMPINOS”
Po reorganizacji do oddziału przybył na wizytację, w towarzystwie komendanta Podokręgu Piotrków majora „Powały”, wysłannik szefa sztabu Naczelnego Wodza pułkownik dyplomowany Roman Rudkowski. Jak się okazało jest on tak jak „Dolina” cichociemnym i rozmowa zeszła na dopytywanie się o losy znajomych. Naprawdę jednak okres po demobilizacji pułku to dla oddziału „Doliny” czas nieustannego wymykania się z niemieckich kleszczy obław. Często dochodziło także do walk:
13 listopada – Brzozów,
26 listopada – Niemojewskie Górki. Kawaleria kwaterująca w wiosce, na skraju lasów białaczowskich, została z flanki zaatakowana przez niemieckie jednostki pacyfikacyjne. Po walce partyzanci szarżując wyrwali się o zmroku z „kotła” i odskoczyli. Strat własnych nie było.
9 grudnia – lasy Białaczewskie,
10 stycznia 1945 – Modrzew,
17 stycznia – Modrzewek i Kraśnica
W tym ciężkim czasie dzięki pani Bąkowskiej zarządzającej, majątkiem w Kraśnicy, po swoim mężu zamordowanym w Katyniu, zorganizowano Wigilię. Ostatecznie wieczerza została przygotowana w szkole w Libiszowie, a olbrzymi wkład w jej przygotowanie włożyli miejscowi nauczyciele.
Kiedy teren na którym operował oddział został zajęty przez Armię Czerwoną przed żołnierzami stanął nowy dylemat: co dalej? Do dowódców dotarł rozkaz Komendanta Głównego o rozwiązaniu Armii Krajowej. "Dolina" i "Nieczaj" rozwiązują oddział.
W lasach kieleckich w Okręgu AK „Jodła” przy 25 pułku piechoty (okres październik do 11 listopad 1944 ) w składzie III batalionu składającego się z 7 kompanii piechoty i jednego szwadronu kawalerii oraz w samodzielnym oddziale „Kampinos” ( w okresie 11 listopad 1944 do 17/18 styczeń 1945 roku) kawaleria toczyła walki z Niemcami w rejonach i wsiach: Marcinków – Herszt pod Żarnowcem, Biały Ług, Krzezinki k/ Gochniewa, Pod Przysuchą – Huta Gałki, Kolonia, Niebo – Piekło. Zginęło 10 ułanów, rannych zostało 20.