Nastała późna jesień 1943 roku. Oddział kwaterował w lasach Cisowskich, niedaleko od Daleszyc. Żołnierzom coraz bardziej dawały się w znaki mrozy. Dowódca postanowił na okres zimy podzielić oddział na drużyny i każdej z nich przydzielić inny teren. Zastępcą „Barabasza”, a zarazem dowódcą jednej z drużyn był pochodzący z Suchedniowa Edward Skrobot „Wierny”. Wraz ze swoimi ludźmi miał on przezimować po zachodniej stronie Kielc. Podlegał mu teren od Chęcin przez Piekoszów, aż po Zagnańsk.
     Na długi czas ulokowali się w Bolminie. To była dla nich pracowita zima. Systematycznie patrolowali teren, likwidując szpicli i zwykłych bandytów, paląc dokumenty kontyngentowe (w ten sposób ratowano chłopów przed obowiązkowymi dostawami na rzecz okupanta). Byli prawdziwymi obrońcami ludności. Biednej ludności, która dzieliła się z nimi jedzeniem. Zgodnie z rozkazami za żywność oddziały partyzanckie starały się płacić, ale niestety nie zawsze miały na to fundusze. Dowództwo zawsze obiecywało, że je dostarczy, ale
w czasie wojny nie wszystko było możliwe.
     Oddziały radziły, więc sobie jak tylko mogły, a najprostszym sposobem był zabranie pieniędzy Niemcom. Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Partyzanci mieli je spędzić z dala od własnych domów. Z obcymi ludźmi, którzy teraz byli ich rodziną. Od jednego ze swoich informatorów otrzymali wiadomość, że 21 grudnia 1943 roku Niemcy będą przewozić z Piekoszowa do Kielc większą sumę gotówki. Taki prezent na święta mógłby poprawić wszystkim nastroje.
     Na decyzję nie trzeba długo czekać. Zajęli miejsce niedaleko od Jaworzni i zaczął się najtrudniejszy czas – czas oczekiwania. Minuty wlokły się niesamowicie wolno. Zimno zaczęło dokuczać coraz bardziej niezbyt dobrze ubranym żołnierzom. Wreszcie z oddali zaczął dochodzić narastający szum samochodu. Po głowie kołatały się myśli: czy to ten? Ręce zaciśnięte na karabinach. Jeszcze tylko głos dowódcy: czekajcie chłopcy, aż podjedzie bliżej. Już można rozpoznać twarze siedzących w samochodzie Niemców i wtedy pada rozkaz: Ognia! Wydaje się, że palba broni partyzanckiej powinna zmieść Niemców, ale tak się nie dzieje. To wyćwiczone wojsko. Kierowca zatrzymuje samochód i cała jego załoga zaczyna odpowiadać ogniem. Najpierw jest on sporadyczny, ale wzmaga się z każdą chwilą.              Pewne jest, że tanio nie sprzedadzą swojej skóry, a partyzanci nie mają czasu na długą wymianę ognia. Jest jeszcze widno, a droga Piekoszów – Kielce jest dosyć uczęszczana. „Wierny” wie, że trzeba jak najszybciej zdobyć samochód, zabrać pieniądze i odskoczyć daleko od miejsca akcji, aby uciec przed pościgiem. Dowódca wydaje rozkazy, aby partyzanci zaszli samochód z boków, ale zanim rozkazy zostaną wykonane spokojna dotąd droga zamienia się w pełną Niemców Marszałkowską, to oni zaczynają zachodzić partyzantów.
     Sytuacja zmienia się diametralnie. Myśliwi w jednej chwili zmieniają się w zwierzynę łowną. Dowodzący akcją „Wierny” zdaje sobie sprawę, że wobec takiego obrotu akcji wcześniej przygotowany plan jest już nieaktualny. Najlepszym wyjściem z sytuacji będzie odwrót. W każdej chwili na plac boju mogą nadjechać kolejne niemieckie oddziały. Podjęcie decyzji przyspiesza fakt, że Niemcy zaczynają szykować się do ataku.
     Jakby na domiar złego niemieckie strzały stają się coraz celniejsze. Jako pierwszy pada Stanislaw Tatarowski „Kalif”. Koledzy podbiegają do niego i wynoszą z linii ognia. „Wierny” ponagla żołnierzy do szybkiego wycofywania się, ale pod ogniem i do tego po śniegu nie jest to łatwe zadanie. Zanim do wszystkich dotarła wiadomość o śmierci „Kalifa”, po linii poszła następna Cios”Stanisław Klimontowicz jest ranny. Partyzanci wycofują się. Unoszą „Ciosa” i „Kalifa”. Obaj już nieżyją. Nie można pozwolić, aby ich ciała dostały się
w  niemieckie ręce. To zbyt niebezpieczne, ktoś mógłby ich rozpoznać, a wtedy niebezpieczeństwo zawisło by nad głowami ich rodzin.
     Tym razem okazało się, że prosta akcja może poprzez splot nieszczęśliwych zbiegów okoliczności zamienić się w klęskę. Partyzanci
w ciszy wracali na swoje kwatery. Nadchodzące Święta Bożego Narodzenia nie były dla nich wesołe. Przy ich stole były dwa puste miejsca. Łzy same cisnęły się do oczu. Wielu z żołnierzy Armii Krajowej przyrzekało sobie wtedy, że pomści śmierć swoich kolegów.
Okazja nadarzyła się już niedługo. W celu przeprowadzenia kolejnych akcji drużyna „Wiernego” przeniosła się, bowiem w okolice Samsonowa i Zagnańska, ale to już całkowicie inna historia.
Akcja została odtworzona przez SRH „JODŁA” podczas widowiska historycznego „W OBRONIE BIAŁO-CZERWONEJ” Piekoszów 2010.