Historia
Garnizon nieświeski objął pułk w twardych warunkach. Koszary były częściowo spalone, stajnie zniszczone, a mieszkań dla oficerów i podoficerów nie było. Doprowadzenie ruin koszar do względnego stanu używalności kosztowało dowódców pułku i oficerów dużo wysiłku, czasu i energii.Niemałą pomoc udzieliło społeczeństwo przy wsparciu korporacji dawnego 203 pułku, która powstała w maju 1921 z inicjatywy pierwszego dowódcy pułku rtm. Zakrzewskiego oraz zwalniających się z czynnej służby ochotników. Zgromadziła ona wielu ziemian Kaliskiego, Kutnowskiego i Włocławskiego. Delegacja korporacji wielokrotnie przybywała do pułku uczestnicząc w szeregu uroczystościach i wzniosła własnym kosztem piękny pomnik pod Ciechanowem dla pamięci poległych. 8 sierpnia obrany został dniem święta pułkowego, ponieważ w dniu tym odbyła się pamiętna pierwsza bitwa i szarża pod Ciechanowem. Podczas pierwszego obchodu święta w 1922 został wręczony pułkowi sztandar ufundowany przez ludność powiatu nieświeskiego.
Obok pracy zawodowej i szkolenia się dla pogotowia wojennego, za które pułk był podczas manewrów wyróżniany, odbywała się praca kulturalno-oświatowa. Szereg miejscowych organizacji społecznych rozwija się przy czynnej pomocy oficerów pułku. Organizowane były dla ułanów kursy przygotowania do życia cywilnego, obejmujące wykłady spółdzielcze, przeciwpożarowe, wychowania fizycznego, ogrodniczego. Organizowano również wycieczki krajoznawcze dla podoficerów i ułanów przed zwolnieniem do rezerwy. W zakresie propagowania sportu pułk objął swoją działalnością prawie całe województwo Nowogródzkie. Oprócz konkursów konnych, strzeleckich i łyżwiarskich organizowanych w Nieświeżu, organizował również dwudniowe zawody konno-strzeleckie w 1927 w Baranowiczach, w 1928 w Nowogródku, w 1929 w Słonimie. Gromadziły one uczestników z wielu pułków, a także jeźdźców cywilnych oraz amazonek. Dowódca pułku wraz ze swoimi oficerami uczestniczył w rajdzie zorganizowanym przez dowódcę brygady kawalerii do Białegostoku w kwietniu 1928. Konie będące własnością oficerów pułku uczestniczyły w wyścigach na torach: Wilna,Grajewa, Piotrkowa, Łodzi, i Warszawy, zdobywając w latach 1928 i 1929 21 nagród.
KONSPIRACJA I WALKA
Okupacyjna historia pułku nierozerwalnie związana jest z osobą wspomnianego już Zdzisława Nurkiewicza. Chorąży po podleczeniu ran przedostaje się do Warszawy. Na przełomie roku 1939 /40 wraz z bratem stryjecznym Edmundem udaje się do Nieświeża do pozostawionej rodziny. Zdzisław został tam aresztowany przez bolszewików z NKWD. Jednak udało mu się zbiec z transportu i spotkać się w pobliskich Starzynkach z dziećmi i żoną. Żeby ponownie nie wpaść w łapy drugiego wroga wraca z Edmundem z granicznymi przygodami do Warszawy. Do Nieświeża powraca dopiero w lipcu 1941 roku, po wybuchu wojny niemiecki-sowieckiej. Najbliższych już nie zastaje, wszyscy oprócz najstarszego syna Zdzisława-Rafała zostają aresztowani i wysłani „na nieludzką ziemię”.
NIEŚWIEŻ – „STRAŻNICA – NIEDŹWIEDZICA”
Po przybyciu do Nieświeża chor. Nurkiewicz, przedwojenny zagończyk, organizuje tajny ośrodek dywersyjno-partyzancki Armii Krajowej, o kryptonimie „Strażnica-Niedźwiedzica” (funkcjonował w ramach specjalnej organizacji WACHLARZ) i przyjmuje pseudonim „Bator” będąc zarazem komendantem tego Rejonu. Ma wówczas do dyspozycji zaprzysiężonych około 120 osób, tj. około cztery plutony
Okupacyjna historia pułku nierozerwalnie związana jest z osobą wspomnianego już Zdzisława Nurkiewicza. Chorąży po podleczeniu ran przedostaje się do Warszawy. Na przełomie roku 1939 /40 wraz z bratem stryjecznym Edmundem udaje się do Nieświeża do pozostawionej rodziny. Zdzisław został tam aresztowany przez bolszewików z NKWD. Jednak udało mu się zbiec z transportu i spotkać się w pobliskich Starzynkach z dziećmi i żoną. Żeby ponownie nie wpaść w łapy drugiego wroga wraca z Edmundem z granicznymi przygodami do Warszawy. Do Nieświeża powraca dopiero w lipcu 1941 roku, po wybuchu wojny niemiecki-sowieckiej. Najbliższych już nie zastaje, wszyscy oprócz najstarszego syna Zdzisława-Rafała zostają aresztowani i wysłani „na nieludzką ziemię”.
NIEŚWIEŻ – „STRAŻNICA – NIEDŹWIEDZICA”
Po przybyciu do Nieświeża chor. Nurkiewicz, przedwojenny zagończyk, organizuje tajny ośrodek dywersyjno-partyzancki Armii Krajowej, o kryptonimie „Strażnica-Niedźwiedzica” (funkcjonował w ramach specjalnej organizacji WACHLARZ) i przyjmuje pseudonim „Bator” będąc zarazem komendantem tego Rejonu. Ma wówczas do dyspozycji zaprzysiężonych około 120 osób, tj. około cztery plutony
złożone z miejscowych konspiratorów. Po tak zwanej „wsypie mińskiej” w maju 1942 r. przekazuje komendę pchor. Józefowi Wróblewiczowi a sam zagrożony aresztowaniem ucieka w rejon Stołpców.
ODBUDOWA KAWALERII I BUDOWA PRZYSZŁEGO ZAPLECZA AK
Nawiązał kontakt z d-cą Obwodu AK „Słup” (Stołpce) por. inż. „Świrem” Aleksandrem Warakomskim i z „Józefem” Andrzejem Wierzbickim – inspektorem AK na Obwody; Stołpce, Nieśwież i Baranowicze. Chorąży, zakonspirowany ułan pracuje w majątku ziemskim
ODBUDOWA KAWALERII I BUDOWA PRZYSZŁEGO ZAPLECZA AK
Nawiązał kontakt z d-cą Obwodu AK „Słup” (Stołpce) por. inż. „Świrem” Aleksandrem Warakomskim i z „Józefem” Andrzejem Wierzbickim – inspektorem AK na Obwody; Stołpce, Nieśwież i Baranowicze. Chorąży, zakonspirowany ułan pracuje w majątku ziemskim
w Chaciszkach jako buchalter u wdowy, właścicielki – dawnej swojej sympatii p. Konstancji Hackiewicz vel Hachiewicz. Przemyślane to było przedsięwzięcie, żeby być bliżej siodeł i koni. Chorąży już jesienią 1942 roku udaje się do Starzynek k/ Iwieńca i nawiązuje tam kontakt z miejscową AK, z dawnym druhem z 27 p. uł. z Nieświeża, kpr. / wachm. „Mikiem” Józefem L. Samotyją z Harajmowszczyzny.
Rozbudowuje tajną placówkę AK do około 40 zakonspirowanych (ułanów) i przyjmuje nowy pseudonim „Błyskawica”. Gotowych
Rozbudowuje tajną placówkę AK do około 40 zakonspirowanych (ułanów) i przyjmuje nowy pseudonim „Błyskawica”. Gotowych
i uzbrojonych konnych do walki jest wtedy 6 ułanów. Dalej pracuje w różnych majątkach „Ligienszaftu” ; Kul, Moskalewszczyzna, Bobrowszczyzna gm. Wołno pow. Stołpce. Zmienia je często, aby nie zostać zdekonspirowanym. Jest jak poprzednio zatrudniony
jako buchalter lub administrator majątków ziemskich. W tych majątkach jest trochę ukrytego sprzętu, broni, koni oraz siodeł. Przygotowuje schowaną broni do walki z okupantem. Swą rozległą pracą poznaje lepiej okoliczny teren, ludzi, gospodarstwa i składnice niemieckich magazynów gdzie polscy gospodarze oddają przymusowo wyznaczony przez Niemców kontyngent oraz „zagaduje”
młodych do walki z okupantem. Ten przebiegły zabieg pozwoli mu później korzystać ze zdobytej wiedzy. Kiedy nasilają się zbrodnie, gwałty i napady na polskie gospodarstwa dokonywane przez czerwoną partyzantkę i inne grupy grabieżcze włącza się do organizowanego w konspiracji oddziału AK ppor. „Lewalda” Kacpra Miłaszewskiego i por. „Waldana” Waldemara Parchimowicza. Zostaje
wyznaczony do utworzenia przygotowywanego przez niego patrolu ułanów. 3 czerwca 1943 r. – Kacper Miłaszewski „Lewald” zarządził mobilizację.
Chor. Zdzisław Nurkiewicz „Nieczaj” wspomina ją następująco: „Zbiórka odbyła się w majątku Kul. Zgłosiłem się ja, plut. Niedźwiecki „Lawina”, wachm. Jakubowski „Dąb”, doprowadzając łącznie ok. 40 konnych żołnierzy. Do tego doszły trzy zaprzęgi konne
jako buchalter lub administrator majątków ziemskich. W tych majątkach jest trochę ukrytego sprzętu, broni, koni oraz siodeł. Przygotowuje schowaną broni do walki z okupantem. Swą rozległą pracą poznaje lepiej okoliczny teren, ludzi, gospodarstwa i składnice niemieckich magazynów gdzie polscy gospodarze oddają przymusowo wyznaczony przez Niemców kontyngent oraz „zagaduje”
młodych do walki z okupantem. Ten przebiegły zabieg pozwoli mu później korzystać ze zdobytej wiedzy. Kiedy nasilają się zbrodnie, gwałty i napady na polskie gospodarstwa dokonywane przez czerwoną partyzantkę i inne grupy grabieżcze włącza się do organizowanego w konspiracji oddziału AK ppor. „Lewalda” Kacpra Miłaszewskiego i por. „Waldana” Waldemara Parchimowicza. Zostaje
wyznaczony do utworzenia przygotowywanego przez niego patrolu ułanów. 3 czerwca 1943 r. – Kacper Miłaszewski „Lewald” zarządził mobilizację.
Chor. Zdzisław Nurkiewicz „Nieczaj” wspomina ją następująco: „Zbiórka odbyła się w majątku Kul. Zgłosiłem się ja, plut. Niedźwiecki „Lawina”, wachm. Jakubowski „Dąb”, doprowadzając łącznie ok. 40 konnych żołnierzy. Do tego doszły trzy zaprzęgi konne
z prowiantem i furażem dla koni. I to właśnie był zalążek 27 Pułku Ułanów AK im. Króla Stefana Batorego”.
PUSZCZA NALIBOCKA – LASY RADZIWIŁŁÓW
Wraz z grupką ułanów wziął udział w walce o Iwieniec w tzw. „Powstaniu Iwienickim”. Po zwycięskiej bitwie o niemiecki garnizon przeszedł z całym oddziałem w okolice Nieścierowicz do Rudni Nalibockiej i zakwaterował w ostępach Puszczy Nalibockiej w rejonie Bielnicy nad jeziorem Kromań. Szybko grupa kawalerii rozrosła się do stanu szwadrony i plutonu żandarmerii. W puszczy chor. przyjmuje nowy pseudonim „Noc” . Ułani także nazywali swego dowódcę „Królem Nocy” , wówczas chorąży był panem „swoich” terenów
PUSZCZA NALIBOCKA – LASY RADZIWIŁŁÓW
Wraz z grupką ułanów wziął udział w walce o Iwieniec w tzw. „Powstaniu Iwienickim”. Po zwycięskiej bitwie o niemiecki garnizon przeszedł z całym oddziałem w okolice Nieścierowicz do Rudni Nalibockiej i zakwaterował w ostępach Puszczy Nalibockiej w rejonie Bielnicy nad jeziorem Kromań. Szybko grupa kawalerii rozrosła się do stanu szwadrony i plutonu żandarmerii. W puszczy chor. przyjmuje nowy pseudonim „Noc” . Ułani także nazywali swego dowódcę „Królem Nocy” , wówczas chorąży był panem „swoich” terenów
w prowadzonej z okupantem walce. W lipcu i sierpniu 1943 roku chorąży walczy i w obronie obozu partyzanckiego AK z przeważającymi siłami niemieckimi, w niemieckiej „Akcji Herman”. Po zdradzie partyzantki bolszewickiej, która uciekła ze wspólnej linii obronnej
i opuściła swoje stanowiska Polski Oddział Partyzancki im. T. Kościuszki (inaczej Batalion Stołpecki) wraz z ułanami 27 pułku został otoczony od tyłu przez nacierającego wroga (pierścień niemiecki to około 60.000 tyś. różnego wojska), następnie oddziały w ciężkiej walce i odwrocie przez puszczańskie mokradła i bagna zostają rozproszone oraz częściowo rozbite.
Już w dwa tygodnie po niemieckiej blokadzie Puszczy Nalibockiej polski oddział rozrasta się do około 600 partyzantów w tym prawie dwóch szwadronów ułanów. Odbudowywany oddział wraz z ułanami toczy zwycięskie walki z wrogiem oraz niszczy miejscowe
zbrodnicze grupy grabieżcze.
Już w dwa tygodnie po niemieckiej blokadzie Puszczy Nalibockiej polski oddział rozrasta się do około 600 partyzantów w tym prawie dwóch szwadronów ułanów. Odbudowywany oddział wraz z ułanami toczy zwycięskie walki z wrogiem oraz niszczy miejscowe
zbrodnicze grupy grabieżcze.
Początkiem jesieni 1943 r. przybywają z Warszawy nowi dowódcy i paru cichociemnych w celu szkolenia i uzupełnienia kadry oficerskiej zgrupowania. Powstaje zgrupowanie o nazwie Stołpeckie.
Rano 1 grudnia 1943 roku polski obóz partyzancki stacjonujący w nieodległej bliskości od partyzantki czerwonej zostaje przez niedawnego sprzymierzeńca podstępnie rozbity i rozbrojony. Polscy dowódcy sztabowi, którzy raniutko pojechali do „czerwonych partyzantów” na „zaproszoną naradę” także zostali przez nich rozbrojeni. Część z internowanych polskich oficerów zostało na miejscu brutalnie zastrzelona. Chorąży „Noc” w tragicznym dniu przebywał poza obozem i w ten sposób z około 60 ułanami zdołał się uratować. Resztę, bo ponad połowę odbudowanej kawalerii (100 – szabel) zostało internowanych lub zabitych przez bolszewików.
Rano 1 grudnia 1943 roku polski obóz partyzancki stacjonujący w nieodległej bliskości od partyzantki czerwonej zostaje przez niedawnego sprzymierzeńca podstępnie rozbity i rozbrojony. Polscy dowódcy sztabowi, którzy raniutko pojechali do „czerwonych partyzantów” na „zaproszoną naradę” także zostali przez nich rozbrojeni. Część z internowanych polskich oficerów zostało na miejscu brutalnie zastrzelona. Chorąży „Noc” w tragicznym dniu przebywał poza obozem i w ten sposób z około 60 ułanami zdołał się uratować. Resztę, bo ponad połowę odbudowanej kawalerii (100 – szabel) zostało internowanych lub zabitych przez bolszewików.
Drugi raz w krótkim czasie roku 1943 partyzantka sowiecka dokonała przemyślnej politycznej zdrady swojego sprzymierzeńca. Po takim stanie rzeczy ułani chor. „Nocy” zaczęli bezpardonowo zwalczać przeważające siły partyzantki czerwonej. Od razu Nurkiewicz zaczął intensywnie rozbrajać i likwidować wrogów oraz miejscowych konfidentów, to była tzw. Ułańska „Bombiszka”. Zatrzymywano oficerów partyzantki bolszewickiej, aby później wymienić ich za internowanych dowódców AK. Kiedy trwał początkowy okres walki z bolszewikami chorąży pojmał i rozbroił grupę czerwonych z dowódcą lejtnantem, a przy nim znaleziono Tajny Rozkaz nr 7 mówiący o rozbrajaniu nacjonalistycznych „Band” Białopolaków AK. W rozkazie tym napisano: tych którzy nie chcą się poddać należy na miejscu rozstrzelać. Zdobyty sowiecki tajny dokument jednoznacznie potwierdzał zbrodnicze cele ZSRS wobec Polski i Polaków.
Na początku grudnia 1943 roku udało się chorążemu wygrywać w kilkunastu starciach z bolszewikami oraz pozbierać w okolicy uratowanych partyzantów AK wraz z cichociemnym por. „Górą” (Adolf Plich), któremu także udało się wydrzeć z okrążenia bolszewickiego zastosowanego w Puszczy Nalibockiej. Wówczas zaczęła się nierówna i prawie samobójcza walka prowadzona przez akowców. Uratowani dowódcy zastanawiali się teraz jak postąpić w tak trudnej sytuacji wojennej. Wobec tragedii zgrupowania i nie otrzymywania żadnej pomocy z Okręgu AK czy z KG AK zastanawiano się co dalej robić. Kalkulowano; albo się poddać czerwonym partyzantom, albo uciekać lub iść do domu, gdzie i tak każdego by czekała śmierć, czy to od czerwonych czy od Niemców. Wyjścia bezpiecznego nie było. Musiano zastosować przebiegły i podstępny chwyt wojenny wobec obu wrogów przebywających na rubieży przedwojennych kresów II RP.
STATUS QUO – Z NIEMIECKĄ ŻANDARMERĄ
W ten grudniowy bardzo zimowy i mroźny okres, uratowane dowództwo AK w tym por. „Góra- Pistolet” i chor. „Noc” nie mając jakiejkolwiek pomocy zadecydowali się na zawieszenie walk z Niemcami w ustnym porozumieniu i zawarciu „Paktu o Nieagresji”, o nie walczeniu ze sobą i przyjęciu w tym trudnym okresie wspólnej walki z przeważającej siłami zgrupowań partyzantki bolszewickiej,
STATUS QUO – Z NIEMIECKĄ ŻANDARMERĄ
W ten grudniowy bardzo zimowy i mroźny okres, uratowane dowództwo AK w tym por. „Góra- Pistolet” i chor. „Noc” nie mając jakiejkolwiek pomocy zadecydowali się na zawieszenie walk z Niemcami w ustnym porozumieniu i zawarciu „Paktu o Nieagresji”, o nie walczeniu ze sobą i przyjęciu w tym trudnym okresie wspólnej walki z przeważającej siłami zgrupowań partyzantki bolszewickiej,
a także walki w obronie rdzennej kresowej ludności polskiej. Przyjęto wspólne uzgodnienia o dozbrojenie zgrupowania AK, wyleczeniu rannych i chorych oraz otrzymaniu ciepłej bielizny i odzieży. Zorganizowano także szwadron CKM szybkiego reagowania, późniejszy zalążek 23 p. uł. Grodzieńskich z d-cą ppor.„Jarem”. J. Gąsiewskim.
Jak praktycznie wyglądało zawieszenie broni z Niemcami może świadczyć fakt ataku ułanów chor. „Nocy” wiosną 1944 roku kiedy Niemcy pacyfikowali swoim oddziałem karnym polską wioskę. Nurkiewicz ostrzelał i przepędził wroga, który w panice uciekał ostrzeliwując się. To był czas gdy uratowani akowcy wraz z kawalerią nie otrzymali z KG AK jakiegokolwiek wsparcia i pomocy. Należy tu przypomnieć, że zawiadomiono natychmiast o tym niezwykły porozumieniu Okręgu AK Lida i Nowogródek i otrzymano zezwolenie na taki chwyt wojenny. Stanowisko okręgu było jednoznaczne i czytelne; wyleczyć chorych, dozbroić zgrupowanie, dokonać poboru nowych
partyzantów i w odpowiednim czasie uderzyć. Sam chorąży „Noc” dostał od Niemców trzy dni czasu na mobilizacje polaków do swego oddziału.
W kwietniu 1944 roku dowództwo Komendy Okręgu AK Nowogródek „Nów” nadało już rozkazem, oficjalną nazwę kawalerii tworząc; dywizjon 27 p. uł. im. króla Stefana Batorego oraz nadało innym pododdziałom zgrupowania przydziałowe konspiracyjne nazwy. Po wstępnej odbudowie zgrupowania, oddział partyzancki AK rozrósł się, dozbrajał i szkolił się dalej oraz zdecydowanie walczył
Jak praktycznie wyglądało zawieszenie broni z Niemcami może świadczyć fakt ataku ułanów chor. „Nocy” wiosną 1944 roku kiedy Niemcy pacyfikowali swoim oddziałem karnym polską wioskę. Nurkiewicz ostrzelał i przepędził wroga, który w panice uciekał ostrzeliwując się. To był czas gdy uratowani akowcy wraz z kawalerią nie otrzymali z KG AK jakiegokolwiek wsparcia i pomocy. Należy tu przypomnieć, że zawiadomiono natychmiast o tym niezwykły porozumieniu Okręgu AK Lida i Nowogródek i otrzymano zezwolenie na taki chwyt wojenny. Stanowisko okręgu było jednoznaczne i czytelne; wyleczyć chorych, dozbroić zgrupowanie, dokonać poboru nowych
partyzantów i w odpowiednim czasie uderzyć. Sam chorąży „Noc” dostał od Niemców trzy dni czasu na mobilizacje polaków do swego oddziału.
W kwietniu 1944 roku dowództwo Komendy Okręgu AK Nowogródek „Nów” nadało już rozkazem, oficjalną nazwę kawalerii tworząc; dywizjon 27 p. uł. im. króla Stefana Batorego oraz nadało innym pododdziałom zgrupowania przydziałowe konspiracyjne nazwy. Po wstępnej odbudowie zgrupowania, oddział partyzancki AK rozrósł się, dozbrajał i szkolił się dalej oraz zdecydowanie walczył
z bolszewikami i innymi miejscowymi wrogami. Zgrupowanie AK w tym kawaleria do Puszczy Nalibockiej już nie powróciła. Jednak kiedy na ich teren działania zbliżał się front, kawaleria i całe odbudowane zgrupowanie Stołpecko – Nalibockie odmaszerowało pod Warszawę nie mogąc się wcześniej przedrzeć do walki o Wilno. Idąc między frontami podeszli końcem lipca 1944 roku pod Warszawę, do mostu na rzece Wiśle w Nowym Dworze Mazowieckim.
Siła zgrupowania w tym czasie liczyła około 900 wojska polskiego; piechoty i kawalerii (350 szabel), taborów z całym zapleczem i zapasem uzbrojenia. Po bardzo sprytnym podstępem zastosowanym wobec wroga, Niemcy dając się nabrać na sprytny blef, przepuścili przez chroniony most cały oddział na drugą stronę Wisły wyznaczając im miejsce postoju w Dziekanowie Polskim. Oddział w tej wojnie
został ponownie swoim sprytem i przebiegłością oraz odwagą dowódców uratowany.
Siła zgrupowania w tym czasie liczyła około 900 wojska polskiego; piechoty i kawalerii (350 szabel), taborów z całym zapleczem i zapasem uzbrojenia. Po bardzo sprytnym podstępem zastosowanym wobec wroga, Niemcy dając się nabrać na sprytny blef, przepuścili przez chroniony most cały oddział na drugą stronę Wisły wyznaczając im miejsce postoju w Dziekanowie Polskim. Oddział w tej wojnie
został ponownie swoim sprytem i przebiegłością oraz odwagą dowódców uratowany.
Od powstania zgrupowania i kawalerii Nurkiewicza zniszczono trzy mosty, wysadzono trzy pociągi.
W walkach z Niemcami zginęło 173,
a 38 zostało zamordowanych po aresztowaniu.
Wielu było rannych i zaginionych bez wieści. Natomiast w prowadzonych ponad 160
walkach z czerwonymi i miejscowymi bandami zginęło 102 partyzantów – ułanów polskich, a 138 zostało nikczemnie przez nich zamordowanych.
Wszystkie grupy rekonstrukcyjne odwołują się do tradycji. I słusznie. My także sięgamy do korzeni, ale do tych przez wielu zapomnianych. Stowarzyszenie swoją działalność koncentruje na przypominaniu o dziejach Ziemi Świętokrzyskiej podczas II wojny światowej, ze szczególnym uwzględnieniem dokonań Armii Krajowej. Sekcja polska odtwarza oddział kawalerii, a dzięki staraniom Leszka Marcinkiewicza uzyskaliśmy prawo używania barw 27 pułku ułanów. Pułku który po walkach z obu agresorami w 1939 roku odtwarzał się na Ziemi Nowogródzkiej. Szlak bojowy pułku wiódł przez Puszcze Kampinoską, aż w Góry Świętokrzyskie i zakończył się dopiero w styczniu 1945 roku. Nowi „czerwoni władcy” nie dali jednak ułanom spokoju. Przez wiele lat byli tępieni, a największym przykładem jest ostatni dowódca pułku.Tak jak On i my chcemy być niezłomni.
27 PUŁK UŁANÓW
IM. KRÓLA STEFANA BAROREGO
Proporzec 27 pułku ułanów
POWSTANIE I ORGANIZACJA
28 lipca rotmistrz Adam Zakrzewski otrzymał rozkaz nakazujący mu objęcie dowódcy nowego pułku, a 29 lipca podpisał pierwszy rozkaz pułkowy, w którym między innymi wyznaczył dowódców formujących się szwadronów. Korpus oficerski tworzony był z oficerów wszystkich formacji polskich, a więc: legionów, ułanów krechowieckich i pułków jazdy, podoficerowie powołani z poboru, a szeregi ułanów stanowili ochotnicy. Konie w 40% stanowiły własność ochotników, broni w początkowym okresie brakowało, a umundurowanie dostarczył częściowo szwadron zapasowy. Barwy pułkowe pozostały identyczne z barwami 3 pułku ułanów tj. biało-żółte. W Modlinie tworzył się szwadron karabinów maszynowych. Sztab pułku ze szwadronem łączności stanął we wsi Zaleskowie, 1 szwadron w Goliszewie, 2 w Gazewie, 3 w Tykadłowie, 4 w Ilnie, a szwadron karabinów maszynowych w Zborowie. Szwadrony rozpoczęły ćwiczenia pozwalające zapoznać się z szykami bojowymi, spieszaniem oraz zasadami walki konnej i pieszej. 2 sierpnia na rynku w Kaliszu mjr Zygmunt Podhorski dokonał przeglądu pułku i odebrał przysięgę. Stan pułku w tym dniu wynosił: 27 oficerów, 716 szeregowych i 652 konie. Dwa dni później pułk wyjechał koleją z Kalisza i 6 sierpnia rano wyładował się w Ciechanowie. 7 sierpnia miał być dla pułku pierwszym dniem spotkania z wrogiem. Sformowanie jednostki w ciągu trzech dni i wymarsz po siedmiu dniach był zapewne wyjątkowym czynem w dziejach organizacji wojska.
BÓJ POD JAKTOROWEM
29 września wczesnym rankiem czoło kolumny dotarło ,w okolicach wsi Budy Zosine koło Jaktorowa, do linii kolejowej Warszawa – Skierniewice. Patrol pod dowództwem Jana Lewickiego „Łotysza” z 1. plutonu 2. szwadronu dotarł do samych torów kolejowych
29 września wczesnym rankiem czoło kolumny dotarło ,w okolicach wsi Budy Zosine koło Jaktorowa, do linii kolejowej Warszawa – Skierniewice. Patrol pod dowództwem Jana Lewickiego „Łotysza” z 1. plutonu 2. szwadronu dotarł do samych torów kolejowych
i stwierdził, że nie są obsadzone o czym natychmiast poinformował „Okonia”. Niestety dowodzący zgrupowaniem nie wydał rozkazu
o natychmiastowym przekraczaniu torów. Zamiast tego zarządził postój, odpoczynek i oczekiwanie na dołączenie reszty kolumny rozciągniętej na kilka kilometrów. Teren nie sprzyjał takim działaniom. Płaska odkryta przestrzeń z rzadka porośnięta kępami drzew
i poprzecinana rowami melioracyjnymi. Bliska odległość od torów, które były bądź co bądź patrolowane sprawiała, że miejsce postoju oddziałów mogło być łatwo odkryte. Około godziny 7.00 większość oddziałów zgrupowania dotarło na miejsce.
Po godzinie 9 partyzanckie ubezpieczenie zaczęło przesyłać do dowództwa meldunki, że Niemcy zaczynają obsadzać tory kolejowe, ale nawet to nie zmieniło decyzji „Okonia”. W szeregi partyzantów zaczynało wkradać się rozprężenie. Już w nocy od kolumny odrywały się mniejsze lub większe grupy partyzantów (szczególnie pochodzących z najbliższych okolic). Odchodziły także większe oddziały, niektóre zresztą za pozwoleniem samego „Okonia” jak Kompania Lotnicza Tadeusza Gaworskiego „Lawy”.
Około godziny 10 nad terenem zajętym przez zgrupowanie zaczął krążyć dwukadłubowy samolot rozpoznawczy Fw 189 zwany potocznie „Ramą”. Kiedy rozpoczął ostrzeliwanie partyzantów stłoczonych na niewielkiej przestrzeni, siejąc wielki popłoch szczególnie wśród koni, partyzanci nie wytrzymali i zaczęli odpowiadać ogniem. Po raz kolejny okazało się, że to Pan Bóg kule nosi. Jeden z pocisków uszkodził maszynę, która zaczęła dymić i ostatecznie rozbiła się koło Grodziska. Był to ostatni wybuch radości bowiem już niedługo miało się okazać, że pierścień niemieckiej obławy zaciska wokół zgrupowania liczącego wtedy około 1200 żołnierzy.
Dopiero meldunki o zacieśnianiu się okrążenia skłoniły „Okonia” do wydania rozkazów. O godzinie 12 oddziały partyzanckie ugrupowanie w dwóch kolumnach miały sforsować tory kolejowe i przebić się na południe. W pierwszej fazie ataku oddziały AK odniosły sukces. Pomimo niemieckiej obrony udało im się dotrzeć do torów i wyprzeć stamtąd wroga. Niestety wtedy od strony Żyrardowa nadjechał zaimprowizowany pociąg pancerny (czołgi oraz transportery opancerzone umieszczono na lorach kolejowych). Polskie natarcie załamało się. Pociąg pancerny jadący po nasypie miał bardzo dobre pole ostrzału wgłąb polskiego ugrupowania. Ostrzał powodował coraz większe straty, nie tylko wśród partyzantów. Pociski raziły także grupę jeńców niemieckich, których w dalszym ciągu prowadzono ze zgrupowaniem. Dopiero teraz „Okoń” wydał rozkaz o ich uwolnieniu.
Po godzinie 9 partyzanckie ubezpieczenie zaczęło przesyłać do dowództwa meldunki, że Niemcy zaczynają obsadzać tory kolejowe, ale nawet to nie zmieniło decyzji „Okonia”. W szeregi partyzantów zaczynało wkradać się rozprężenie. Już w nocy od kolumny odrywały się mniejsze lub większe grupy partyzantów (szczególnie pochodzących z najbliższych okolic). Odchodziły także większe oddziały, niektóre zresztą za pozwoleniem samego „Okonia” jak Kompania Lotnicza Tadeusza Gaworskiego „Lawy”.
Około godziny 10 nad terenem zajętym przez zgrupowanie zaczął krążyć dwukadłubowy samolot rozpoznawczy Fw 189 zwany potocznie „Ramą”. Kiedy rozpoczął ostrzeliwanie partyzantów stłoczonych na niewielkiej przestrzeni, siejąc wielki popłoch szczególnie wśród koni, partyzanci nie wytrzymali i zaczęli odpowiadać ogniem. Po raz kolejny okazało się, że to Pan Bóg kule nosi. Jeden z pocisków uszkodził maszynę, która zaczęła dymić i ostatecznie rozbiła się koło Grodziska. Był to ostatni wybuch radości bowiem już niedługo miało się okazać, że pierścień niemieckiej obławy zaciska wokół zgrupowania liczącego wtedy około 1200 żołnierzy.
Dopiero meldunki o zacieśnianiu się okrążenia skłoniły „Okonia” do wydania rozkazów. O godzinie 12 oddziały partyzanckie ugrupowanie w dwóch kolumnach miały sforsować tory kolejowe i przebić się na południe. W pierwszej fazie ataku oddziały AK odniosły sukces. Pomimo niemieckiej obrony udało im się dotrzeć do torów i wyprzeć stamtąd wroga. Niestety wtedy od strony Żyrardowa nadjechał zaimprowizowany pociąg pancerny (czołgi oraz transportery opancerzone umieszczono na lorach kolejowych). Polskie natarcie załamało się. Pociąg pancerny jadący po nasypie miał bardzo dobre pole ostrzału wgłąb polskiego ugrupowania. Ostrzał powodował coraz większe straty, nie tylko wśród partyzantów. Pociski raziły także grupę jeńców niemieckich, których w dalszym ciągu prowadzono ze zgrupowaniem. Dopiero teraz „Okoń” wydał rozkaz o ich uwolnieniu.
Ostatecznie po wycofaniu się z nasypu kolejowego polskie zgrupowanie uformowało linię obronną w kształcie czworoboku. Rozpoczęła się walka pozycyjna. Stanowiska obsadzone przez spieszonych ułanów z 3. i 4. Szwadronów zostały zaatakowane przez niemieckie kolumny pancerne wsparte piechotą. Przy dużych stratach własnych udało się je odeprzeć.
Pojawienie się niemieckich kolumn pancernych doprowadziło do zamknięcia pierścienia okrążenia. Była godzina 14. Bez jakiegokolwiek rozkazu ze strony „Okonia” oddziały prowadziły walkę. Dopiero około godziny 15.30 wydał on rozkaz obrony i trwania aż do zmroku.
Kiedy pół godziny później dowódcy piechoty usłyszeli rozkaz o przeprowadzeniu ponownego ataku na tory wszyscy byli zdezorientowani. Pomimo sprzecznych rozkazów dowódcy zaczęli wykonywać polecenia, ale z chwilą kiedy plutony rozwijały się w tyraliery do ataku, na tory ponownie wjechały dwa pociągi pancerne (improwizowany, który już wcześniej włączył się do walki oraz przepisowy pociąg pancerny nr 30), które rozbiły natarcie w zarodku.
Kiedy pół godziny później dowódcy piechoty usłyszeli rozkaz o przeprowadzeniu ponownego ataku na tory wszyscy byli zdezorientowani. Pomimo sprzecznych rozkazów dowódcy zaczęli wykonywać polecenia, ale z chwilą kiedy plutony rozwijały się w tyraliery do ataku, na tory ponownie wjechały dwa pociągi pancerne (improwizowany, który już wcześniej włączył się do walki oraz przepisowy pociąg pancerny nr 30), które rozbiły natarcie w zarodku.
Klęska była coraz bliżej. Widząc rozpaczliwą sytuację zgrupowania oraz brak odpowiedzialnych decyzji „Okonia” inicjatywę przejmuje wreszcie dowódca partyzantów nowogródzkich „Dolina”. Przez konnych gońców nakazuje on wszystkim oddziałom przebijanie się
w kierunku południowo-zachodnim. Określa także, że grupy które nie mają na to szans przedzierały się w najbardziej dogodnych dla siebie kierunkach. Powstańcze jednostki niejako na własną rękę próbowały wyrwać się z niemieckiego „kotła”. Prawdopodobnie była to ostatnia chwila przed całkowitym zniszczeniem zgrupowania.
WYJŚCIE Z OKRĄŻENIA
Grupa na czele której stanął „Dolina” szturmem sforsowała dwie linie nieprzyjaciela. Dochodziło do walki granatami i wręcz. Kto padł lub został ciężej ranny, zostawał. Wreszcie sforsowano tory kolejowe. Po północy dotarli do Puszczy Mariańskiej, która była określona jako
punkt zborny. Oddział liczył tylko 50 ludzi.
Dowódca dywizjonu kawalerii „Nieczaj” wydał rozkaz, że jego oddziały będą przebijały się w kierunku na zachód. W pierwszym rzucie do ataku mieli ruszyć ułani 1., 2. i 4. szwadronów. Szwadron 3. miał ubezpieczać pierwszy rzut, a następnie przebić się jego śladem. Szturm rozpoczął się około godziny 18. Ułani w pełnym galopie sforsowali dwie linie obławy, obrzucając Niemców granatami. Po 20 minutach zatrzymano się w okolicy miejscowości Grąd oczekując na ułanów, których konie padły oraz na grupy piechoty. Udało się przebić około 140-200 ułanom. Po dwugodzinnym odpoczynku oraz uporządkowaniu oddziału ruszono w kierunku Puszczy Mariańskiej, omijając Żyrardów od północy i zachodu.
WYJŚCIE Z OKRĄŻENIA
Grupa na czele której stanął „Dolina” szturmem sforsowała dwie linie nieprzyjaciela. Dochodziło do walki granatami i wręcz. Kto padł lub został ciężej ranny, zostawał. Wreszcie sforsowano tory kolejowe. Po północy dotarli do Puszczy Mariańskiej, która była określona jako
punkt zborny. Oddział liczył tylko 50 ludzi.
Dowódca dywizjonu kawalerii „Nieczaj” wydał rozkaz, że jego oddziały będą przebijały się w kierunku na zachód. W pierwszym rzucie do ataku mieli ruszyć ułani 1., 2. i 4. szwadronów. Szwadron 3. miał ubezpieczać pierwszy rzut, a następnie przebić się jego śladem. Szturm rozpoczął się około godziny 18. Ułani w pełnym galopie sforsowali dwie linie obławy, obrzucając Niemców granatami. Po 20 minutach zatrzymano się w okolicy miejscowości Grąd oczekując na ułanów, których konie padły oraz na grupy piechoty. Udało się przebić około 140-200 ułanom. Po dwugodzinnym odpoczynku oraz uporządkowaniu oddziału ruszono w kierunku Puszczy Mariańskiej, omijając Żyrardów od północy i zachodu.
Podczas przekraczania drogi Wiskitki-Oryszew stoczono jeszcze walkę z niemieckimi oddziałami. To wtedy grupa ułanów 4. szwadronu pod dowództwem „Jawora” chcąc ominąć niemieckie punkty ogniowe skręciła w lewo. Po chwili ułani znaleźli się na ulicach Żyrardowa. Nie mieli innego wyjścia jak przemknąć galopem przez uliczki miasta.
Około północy z kotła wydostał się zorganizowany oddział ułanów 3. szwadronu, który ubezpieczał do tej pory główny atak kawalerii. Podczas rozpoznawania kierunku szarży zginął dowódca szwadronu „Narcyz”. Resztki oddziału, liczące około 50 ułanów, przebiły się jednak przez niemieckie linie i ostatecznie także dotarły do Puszczy Mariańskiej.
Poszczególne grupy partyzantów wydostawały się z okrążenia na własną rękę i to praktycznie we wszystkich kierunkach.
Około północy z kotła wydostał się zorganizowany oddział ułanów 3. szwadronu, który ubezpieczał do tej pory główny atak kawalerii. Podczas rozpoznawania kierunku szarży zginął dowódca szwadronu „Narcyz”. Resztki oddziału, liczące około 50 ułanów, przebiły się jednak przez niemieckie linie i ostatecznie także dotarły do Puszczy Mariańskiej.
Poszczególne grupy partyzantów wydostawały się z okrążenia na własną rękę i to praktycznie we wszystkich kierunkach.
Bitwa pod Jaktorowem była jednym z największych całodziennych bojów AK, które rozegrało się na lewym brzegu Wisły. W jej wyniku Grupa AK „Kampinos” praktycznie uległa rozbiciu i przestała istnieć. Starty całego zgrupowania są trudnie do oszacowania. Prawdopodobnie zginęło około 250 partyzantów, około 300 zostało rannych, a około 200 dostało się do niewoli. Olbrzymie straty
poniosła w tym boju kawaleria: zginęło 185 ułanów, a rannych zostało 46.
Pomimo strat ułani pamiętali jednak o symbolach: Dowódca Pocztu Sztandarowego chorąży sztandarowy kpr. „Żbik” Marian Podgóreczny z por. „Nieczajem” spalili Sztandar 27 pułku, aby nie dostał się w ręce wroga.
Po zakończeniu bitwy żołnierze Grupy Kampinos znaleźli się w rozproszeniu. Do Puszczy Kampinoskiej przebiło się ich około 200. Duża część po przebraniu się w cywilne ubrania „wsiąkła” w okoliczne wioski. Drogi innych były różne.
Liczący 21 żołnierzy oddział, któremu nie udało się wyjść z okrążenia, ukrył się w gęsto porośniętymi kępami olchy rozlewisku. Dopiero po dwóch dniach, kiedy wycofano niemieckie posterunki, oddział zaczął przedzierać się w kierunku Gór Świętokrzyskich. W połowie października grupa ta dołączyła do oddziału Antoniego Hedy „Szarego”. Nie ona jedna zresztą. Łącznie w oddziale „Szarego” znalazło schronienie 66 partyzantów z rozbitej Grupy Kampinos, w tym 43 ze Zgrupowania Stołpeckiego. Całość pod dowództwem ppor. „Lecha” (nazwisko nieznane). Sam „Szary” meldował, że grupa liczyła 96 osób i błędnie podawał, że pochodziła z Wileńszczyzny.
Nieduży, około dziesięcioosobowy oddział pod dowództwem pchor. „Sowy” – Stefana Sudnika dotarł aż na Podhale, gdzie dołączył do oddziału Józefa Kurasia „Ognia”, w ramach którego walczył z Niemcami do samego końca.
Największa grupa partyzantów znalazła się zgodnie z rozkazem „Doliny” w Puszczy Mariańskiej. Schronienie znalazło tu około 200 żołnierzy w tym duża część kawalerii. Oddział miał się przemieszczać na południe, na bardziej bezpieczny teren, żołnierze byli bowiem u kresu wytrzymałości. Rannych i chorych przekazywano miejscowym placówkom AK. Ranny podczas walk dowódca kawalerii „Nieczaj” przekazał czasowo dowództwo swojemu dotychczasowemu zastępcy, Zygmuntowi Kocowi „Dąbrowa”. Sam natomiast podczas marszu zajął się odbudowaniem pułku rekwirując po drodze z majątków konie przeznaczone dla Niemców.
OSAMOTNIENI
Po zebraniu rozproszonych żołnierzy oddział „Doliny” wraz z odbudowującą się kawalerią ruszył na południe. Przyjęto nazwę Samodzielny Oddział Partyzancki. Po przejściu Pilicy oddział zapadł w Lasach Brudzewskich na zasłużony odpoczynek. Przemarsze kolumn Niemieckich zmuszały jednak oddział do ciągłego lawirowania. Systematycznie przekazywano chorych i wycieńczonych
żołnierzy pod opiekę miejscowych placówek AK, przez co stan oddziału malał. Wszystkich nurtowała jednak myśl: co dzieje się z ich kolegami?, może czekają na pomoc w okolicy Jaktorowa? Podjęto więc decyzję o rekonesansie na teren niedawnego boju.
14 października oddział dotarł w okolice Woli Pękoszewskiej, niedaleko od Skierniewic. Tu zorganizowano zasadzkę na niemiecką kolumnę samochodów wracającą z rekwizycji w jednej z wiosek. Zatrzymano kilka samochodów w których jak się okazało są… ziemniaki. Auta spalono, a oddział odskoczył z terenu zdekonspirowanego walką.
Następnego dnia (15 października) oddział kwaterował we wsi Pniowie. W południe na partyzanckie ubezpieczenie dowodzone przez „Nieczaja” wjechały dwa niemieckie samochody ciężarowe z piechotą. Pierwszy mały samochód został początkowo przepuszczony przez zasadzkę, później zajęli się nim czterej ułani. W drugim siedziało przeszło czterdziestu Niemców. Zajęło się nim dwunastu kawalerzystów. Ogień otwarty z bliskiej odległości zrobił swoje, ale jeszcze większe zdziwienie partyzantów wzbudziło to, że Niemcy prawie wcale się nie bronili. W zasadzce zginęło ponad 30 Niemców, do niewoli dostało się dwunastu w tym oficer. Po stronie polskiej zabity został jedynie kapral Jan Polak, który poległ podczas ataku na mniejsze auto.
Liczący 21 żołnierzy oddział, któremu nie udało się wyjść z okrążenia, ukrył się w gęsto porośniętymi kępami olchy rozlewisku. Dopiero po dwóch dniach, kiedy wycofano niemieckie posterunki, oddział zaczął przedzierać się w kierunku Gór Świętokrzyskich. W połowie października grupa ta dołączyła do oddziału Antoniego Hedy „Szarego”. Nie ona jedna zresztą. Łącznie w oddziale „Szarego” znalazło schronienie 66 partyzantów z rozbitej Grupy Kampinos, w tym 43 ze Zgrupowania Stołpeckiego. Całość pod dowództwem ppor. „Lecha” (nazwisko nieznane). Sam „Szary” meldował, że grupa liczyła 96 osób i błędnie podawał, że pochodziła z Wileńszczyzny.
Nieduży, około dziesięcioosobowy oddział pod dowództwem pchor. „Sowy” – Stefana Sudnika dotarł aż na Podhale, gdzie dołączył do oddziału Józefa Kurasia „Ognia”, w ramach którego walczył z Niemcami do samego końca.
Największa grupa partyzantów znalazła się zgodnie z rozkazem „Doliny” w Puszczy Mariańskiej. Schronienie znalazło tu około 200 żołnierzy w tym duża część kawalerii. Oddział miał się przemieszczać na południe, na bardziej bezpieczny teren, żołnierze byli bowiem u kresu wytrzymałości. Rannych i chorych przekazywano miejscowym placówkom AK. Ranny podczas walk dowódca kawalerii „Nieczaj” przekazał czasowo dowództwo swojemu dotychczasowemu zastępcy, Zygmuntowi Kocowi „Dąbrowa”. Sam natomiast podczas marszu zajął się odbudowaniem pułku rekwirując po drodze z majątków konie przeznaczone dla Niemców.
OSAMOTNIENI
Po zebraniu rozproszonych żołnierzy oddział „Doliny” wraz z odbudowującą się kawalerią ruszył na południe. Przyjęto nazwę Samodzielny Oddział Partyzancki. Po przejściu Pilicy oddział zapadł w Lasach Brudzewskich na zasłużony odpoczynek. Przemarsze kolumn Niemieckich zmuszały jednak oddział do ciągłego lawirowania. Systematycznie przekazywano chorych i wycieńczonych
żołnierzy pod opiekę miejscowych placówek AK, przez co stan oddziału malał. Wszystkich nurtowała jednak myśl: co dzieje się z ich kolegami?, może czekają na pomoc w okolicy Jaktorowa? Podjęto więc decyzję o rekonesansie na teren niedawnego boju.
14 października oddział dotarł w okolice Woli Pękoszewskiej, niedaleko od Skierniewic. Tu zorganizowano zasadzkę na niemiecką kolumnę samochodów wracającą z rekwizycji w jednej z wiosek. Zatrzymano kilka samochodów w których jak się okazało są… ziemniaki. Auta spalono, a oddział odskoczył z terenu zdekonspirowanego walką.
Następnego dnia (15 października) oddział kwaterował we wsi Pniowie. W południe na partyzanckie ubezpieczenie dowodzone przez „Nieczaja” wjechały dwa niemieckie samochody ciężarowe z piechotą. Pierwszy mały samochód został początkowo przepuszczony przez zasadzkę, później zajęli się nim czterej ułani. W drugim siedziało przeszło czterdziestu Niemców. Zajęło się nim dwunastu kawalerzystów. Ogień otwarty z bliskiej odległości zrobił swoje, ale jeszcze większe zdziwienie partyzantów wzbudziło to, że Niemcy prawie wcale się nie bronili. W zasadzce zginęło ponad 30 Niemców, do niewoli dostało się dwunastu w tym oficer. Po stronie polskiej zabity został jedynie kapral Jan Polak, który poległ podczas ataku na mniejsze auto.
Podczas przesłuchania niemieckiego oficera okazało się, że szukali oni zgrupowania (liczącego według ich dowództwa dwa tysiące konnych) z propozycją poddania się oddziałów AK. „Dolina” odparł, że musi skontaktować się z własnym dowódcą, co miało zapewnić oddziałowi czas. Niemiecki oficer zaświadczył, że do czasu otrzymania odpowiedzi oddziały stacjonujące w okolicach Skierniewic nie będą prowadziły działań przeciwko partyzantom. Jeńcy niemieccy zostali puszczeni wolno, a oddział postanowił wykorzystać „czas na odpowiedź” na planowany rekonesans pod Jaktorów.
Po dotarciu do linii kolejowej Skierniewice-Żyrardów okazało się jednak, że jest ona szczelnie obstawiona przez niemieckie oddziały i dalszy marsz jest niemożliwy. Oddział rozpoczął powrót na południe. Przez Las Osuchowski dotarli w okolice Białej Rawskiej. Tu, we wsi Rosławowice, oddział stoczył walkę z kolumną niemieckich samochodów pancernych, która zaatakowała miejsce postoju partyzantów. Oddział odskoczył jeszcze bardziej na południe.
NA ZIEMI ŚWIĘTOKRZYSKIEJ
24 października Samodzielny Oddział Partyzancki wszedł w skład 25 Pułku Piechoty AK, którym dowodził mjr. „Leśniak” Rudolfa Majewskiego (po zakończeniu wojny zamordowany przez komunistów). Oddział stworzył III batalion w składzie: 7 kompania 78 pułku piechoty Strzelców Słuckich z Baranowicz oraz szwadron kawalerii 27 pułku ułanów im. Króla Stefana Batorego z Nieświeża.
W tym czasie 25 pp prowadził w okolicy Drzewicy ciężkie walki i aby dać żołnierzom odpocząć dowództwo postanowiło w ciągu jednej nocy przerzucić się o 30 kilometrów.
BIAŁY ŁUG
W straży przedniej szedł III batalion dowodzony przez „Dolinę”. Pułk, liczący łącznie około 850 żołnierzy, bez przeszkód pokonał wyznaczoną trasę. Nad ranem oddział „Doliny” dotarł do miejscowości Biały Ług, niedaleko od Radoszyc i rozłożył się na kwaterach. Wystawiono ubezpieczenie. Reszta pułku zajęła kwatery w niedalekiej odległości. Tuż nad ranem kwatery batalionu „Doliny” zostały zaatakowane przez nieprzyjaciela, który przeszedł pomiędzy ubezpieczeniami. Wśród ogólnego rozgardiaszu oddział wycofał się do lasu, dopiero tam uporządkowano szeregi i gdy zrobiło się już widno zaatakowano nieprzyjaciela zajętego szykowaniem posiłku. Jak się okazało naprzeciw partyzantom stali Ukraińcy, z Dywizji SS „Galizien”, współpracujący z Niemcami. Poranny atak rozbił napastników, którym zadano duże straty. Oddział „Doliny” zajął następnie stanowiska na piaszczystych górkach, a w kierunku skąd spodziewano się napastników wysłano patrole. Wkrótce zameldowały one, że zbliża się kolejny nieprzyjacielski oddział. Został on ostrzelany, ale pomimo to napastnicy powoli posuwali się w kierunku stanowisk partyzanckich, a kiedy Ukraińcy do walki wprowadzili moździerze, sytuacja partyzantów stała się bardzo zła.
„Dolina” zarządził odwrót. To właśnie podczas niego został ranny odłamkami pocisku granatnika. Wtedy zginął także podporucznik kawalerii Stanisław Bazarewski "Bazar", który w Kampinosie był dowódcą szwadronu zwiadu konnego. Na szczęście ze wsparciem przybyła jednak z kompanii piechoty. Partyzanci „Doliny” mogli chwilę odpocząć. Nie trwało to długo bowiem major „Leśniak” wydał rozkaz aby oddział obszedł niemieckie pozycje i zaatakował wrogów od tyłu. Okrężna droga trwała ponad godzinę. Po dotarciu na wyznaczone pozycje partyzanci przeprowadzili atak, który kompletnie zaskoczył wroga. Ogień otwarty z bliskiej odległości przyniósł straszny efekt. Nieprzyjaciel, zaczął w bezładzie uciekać. Śmierć zbierała bogate żniwo.
Po walce okazało się, że akcję na partyzancki pułk przeprowadziły jednostki Wehrmachtu, SS i formacji pomocniczych Ostlegionu liczące ogółem około 900 żołnierzy. Straty wroga wynosiły około 140 zabitych, liczby rannych nie udało się ustalić. Zdobyto także trzy wozy z amunicją, 2 granatniki, 1 cekaem, 6 erkaemów, 5 peemów, kilkanaście karabinów oraz dwa działka polowe (napastnicy zabrali przed porzuceniem zamki). Straty własne całego pułku wynosiły 8 poległych i 27 rannych (z których dwóch zmarło). Ze składu 27 pułku ułanów polegli: starszy wachmistrz pchor./ppor. Bazarewski Stanisław „Bazar”, „Lis” oraz ułan Izdebki Henryk „Lis”. Najgorsze było jednak to, że Pułk nie oderwał się od nieprzyjaciela, a całodzienny bój zdradził miejsce postoju oddziału.
W WALCE
Następnego dnia (28 października) pułk kwaterował w okolicy miejscowości Bulianów (powiat Końskie). Około godziny 9 rano na ubezpieczenie wystawione przez batalion „Doliny” wjechały 4 wozy parokonne z 16 ludźmi. Ich celem była rekwizycja żywności w wiosce. Po wymianie ognia cała grupa została ujęta. Było w niej 2 niemieckich żandarmów, 7 Ukraińców i 3 Kałmuków z Ostlegionu oraz 4 Polaków z Organizacji Todt. Polaków, na ich prośbę wcielono do pułku jako pracowników cywilnych. Pozostałych na mocy wyroku sądu polowego rozstrzelano.
Następnie pułk przeniósł się w lasy przysuskie. Dopiero tam żołnierze mieli kilka dni odpoczynku. Dopiero 4 listopada partyzantów ogarnęła niemiecka obława. O godzinie 9 rano rozpoczął się w rejonie leśniczówki Huta trwający dziesięć godzin bój. O zmroku Niemcy wycofali się z lasu, ryglując jednak wszystkie dukty i drogi. Szykowali się do kolejnego etapu walki w dniu następnym. Około północy partyzanci brawurowym atakiem przedarli się przez niemieckie okrążenie i odskoczyli do odległego w linii prostej o 11 km Bokowa. Straty własne: 9 poległych, w tym starszy ułan „Niedźwiedź” Stanisław Myślicki i około 50 rannych. Straty wroga: ponad 100 zabitych. Liczba rannych nieustalona.
Pułk nie oderwał się jednak od nieprzyjaciela. Następnego dnia jego miejsce postoju zostało wytropione i około godziny 9 rano partyzanci stacjonujący w wiosce zostali zaatakowani. Atakujący przez odkryty teren Niemcy zostali przywitani skutecznym ogniem. Zginęło ich około 50. Dopiero kiedy do użycia wprowadzono artylerię i wieś zaczęła płonąć partyzanci w sposób zorganizowany
wycofali się i zapadli w lasy Nadleśnictwa Radoszyce. Straty własne: 10 poległych i około 30 rannych.
Pułk staczając potyczki wymywał się niemieckim oddziałom, aż wreszcie 8 listopada przekraczając około godziny 21 szosę Końskie – Kielce, między wsiami Wincentów i Brody, wpadł w niemiecką zasadzkę. Ponad 350 partyzantów, w tym większość oddziału „Doliny”, przebiło się na drugą stronę szosy, ale ponad 200 się to nie udało. Część rozproszyła się, a część dołączał później do oddziałów z rozformowanego już pułku. Bitwa pod Wincentowem była bowiem ostatnią bitwą pułku. Następnego dnia jednostka została rozwiązana. Dowódca większość żołnierzy zdemobilizował, a z pozostałych stworzył mniejsze oddziały, które miały działać samodzielnie.
Pozostawieni sami, por. „Dolina” i chor. „Nieczaj” tworzą samodzielny oddział/grupę AK o nazwie „Kampinos”. Dotychczasowy III batalion pod dowództwem "Doliny" został w nowym układzie jedynym oddziałem kawaleryjskim. Był to zarazem czas awansów i nagradzania orderami i odznaczeniami. Wielu partyzantów zmienia także swoje nazwiska. Tak czyni także dowódca kawalerii.Ciężej chorych partyzantów pozostawiają na melinach lub odsyłają do rodzin i znajomych, zmniejszając oddział do 100 osób.
NA ZIEMI ŚWIĘTOKRZYSKIEJ
24 października Samodzielny Oddział Partyzancki wszedł w skład 25 Pułku Piechoty AK, którym dowodził mjr. „Leśniak” Rudolfa Majewskiego (po zakończeniu wojny zamordowany przez komunistów). Oddział stworzył III batalion w składzie: 7 kompania 78 pułku piechoty Strzelców Słuckich z Baranowicz oraz szwadron kawalerii 27 pułku ułanów im. Króla Stefana Batorego z Nieświeża.
W tym czasie 25 pp prowadził w okolicy Drzewicy ciężkie walki i aby dać żołnierzom odpocząć dowództwo postanowiło w ciągu jednej nocy przerzucić się o 30 kilometrów.
BIAŁY ŁUG
W straży przedniej szedł III batalion dowodzony przez „Dolinę”. Pułk, liczący łącznie około 850 żołnierzy, bez przeszkód pokonał wyznaczoną trasę. Nad ranem oddział „Doliny” dotarł do miejscowości Biały Ług, niedaleko od Radoszyc i rozłożył się na kwaterach. Wystawiono ubezpieczenie. Reszta pułku zajęła kwatery w niedalekiej odległości. Tuż nad ranem kwatery batalionu „Doliny” zostały zaatakowane przez nieprzyjaciela, który przeszedł pomiędzy ubezpieczeniami. Wśród ogólnego rozgardiaszu oddział wycofał się do lasu, dopiero tam uporządkowano szeregi i gdy zrobiło się już widno zaatakowano nieprzyjaciela zajętego szykowaniem posiłku. Jak się okazało naprzeciw partyzantom stali Ukraińcy, z Dywizji SS „Galizien”, współpracujący z Niemcami. Poranny atak rozbił napastników, którym zadano duże straty. Oddział „Doliny” zajął następnie stanowiska na piaszczystych górkach, a w kierunku skąd spodziewano się napastników wysłano patrole. Wkrótce zameldowały one, że zbliża się kolejny nieprzyjacielski oddział. Został on ostrzelany, ale pomimo to napastnicy powoli posuwali się w kierunku stanowisk partyzanckich, a kiedy Ukraińcy do walki wprowadzili moździerze, sytuacja partyzantów stała się bardzo zła.
„Dolina” zarządził odwrót. To właśnie podczas niego został ranny odłamkami pocisku granatnika. Wtedy zginął także podporucznik kawalerii Stanisław Bazarewski "Bazar", który w Kampinosie był dowódcą szwadronu zwiadu konnego. Na szczęście ze wsparciem przybyła jednak z kompanii piechoty. Partyzanci „Doliny” mogli chwilę odpocząć. Nie trwało to długo bowiem major „Leśniak” wydał rozkaz aby oddział obszedł niemieckie pozycje i zaatakował wrogów od tyłu. Okrężna droga trwała ponad godzinę. Po dotarciu na wyznaczone pozycje partyzanci przeprowadzili atak, który kompletnie zaskoczył wroga. Ogień otwarty z bliskiej odległości przyniósł straszny efekt. Nieprzyjaciel, zaczął w bezładzie uciekać. Śmierć zbierała bogate żniwo.
Po walce okazało się, że akcję na partyzancki pułk przeprowadziły jednostki Wehrmachtu, SS i formacji pomocniczych Ostlegionu liczące ogółem około 900 żołnierzy. Straty wroga wynosiły około 140 zabitych, liczby rannych nie udało się ustalić. Zdobyto także trzy wozy z amunicją, 2 granatniki, 1 cekaem, 6 erkaemów, 5 peemów, kilkanaście karabinów oraz dwa działka polowe (napastnicy zabrali przed porzuceniem zamki). Straty własne całego pułku wynosiły 8 poległych i 27 rannych (z których dwóch zmarło). Ze składu 27 pułku ułanów polegli: starszy wachmistrz pchor./ppor. Bazarewski Stanisław „Bazar”, „Lis” oraz ułan Izdebki Henryk „Lis”. Najgorsze było jednak to, że Pułk nie oderwał się od nieprzyjaciela, a całodzienny bój zdradził miejsce postoju oddziału.
W WALCE
Następnego dnia (28 października) pułk kwaterował w okolicy miejscowości Bulianów (powiat Końskie). Około godziny 9 rano na ubezpieczenie wystawione przez batalion „Doliny” wjechały 4 wozy parokonne z 16 ludźmi. Ich celem była rekwizycja żywności w wiosce. Po wymianie ognia cała grupa została ujęta. Było w niej 2 niemieckich żandarmów, 7 Ukraińców i 3 Kałmuków z Ostlegionu oraz 4 Polaków z Organizacji Todt. Polaków, na ich prośbę wcielono do pułku jako pracowników cywilnych. Pozostałych na mocy wyroku sądu polowego rozstrzelano.
Następnie pułk przeniósł się w lasy przysuskie. Dopiero tam żołnierze mieli kilka dni odpoczynku. Dopiero 4 listopada partyzantów ogarnęła niemiecka obława. O godzinie 9 rano rozpoczął się w rejonie leśniczówki Huta trwający dziesięć godzin bój. O zmroku Niemcy wycofali się z lasu, ryglując jednak wszystkie dukty i drogi. Szykowali się do kolejnego etapu walki w dniu następnym. Około północy partyzanci brawurowym atakiem przedarli się przez niemieckie okrążenie i odskoczyli do odległego w linii prostej o 11 km Bokowa. Straty własne: 9 poległych, w tym starszy ułan „Niedźwiedź” Stanisław Myślicki i około 50 rannych. Straty wroga: ponad 100 zabitych. Liczba rannych nieustalona.
Pułk nie oderwał się jednak od nieprzyjaciela. Następnego dnia jego miejsce postoju zostało wytropione i około godziny 9 rano partyzanci stacjonujący w wiosce zostali zaatakowani. Atakujący przez odkryty teren Niemcy zostali przywitani skutecznym ogniem. Zginęło ich około 50. Dopiero kiedy do użycia wprowadzono artylerię i wieś zaczęła płonąć partyzanci w sposób zorganizowany
wycofali się i zapadli w lasy Nadleśnictwa Radoszyce. Straty własne: 10 poległych i około 30 rannych.
Pułk staczając potyczki wymywał się niemieckim oddziałom, aż wreszcie 8 listopada przekraczając około godziny 21 szosę Końskie – Kielce, między wsiami Wincentów i Brody, wpadł w niemiecką zasadzkę. Ponad 350 partyzantów, w tym większość oddziału „Doliny”, przebiło się na drugą stronę szosy, ale ponad 200 się to nie udało. Część rozproszyła się, a część dołączał później do oddziałów z rozformowanego już pułku. Bitwa pod Wincentowem była bowiem ostatnią bitwą pułku. Następnego dnia jednostka została rozwiązana. Dowódca większość żołnierzy zdemobilizował, a z pozostałych stworzył mniejsze oddziały, które miały działać samodzielnie.
Pozostawieni sami, por. „Dolina” i chor. „Nieczaj” tworzą samodzielny oddział/grupę AK o nazwie „Kampinos”. Dotychczasowy III batalion pod dowództwem "Doliny" został w nowym układzie jedynym oddziałem kawaleryjskim. Był to zarazem czas awansów i nagradzania orderami i odznaczeniami. Wielu partyzantów zmienia także swoje nazwiska. Tak czyni także dowódca kawalerii.Ciężej chorych partyzantów pozostawiają na melinach lub odsyłają do rodzin i znajomych, zmniejszając oddział do 100 osób.
SAMODZIELNY ODDZIAŁ „KAMPINOS”
Po reorganizacji do oddziału przybył na wizytację, w towarzystwie komendanta Podokręgu Piotrków majora „Powały”, wysłannik szefa sztabu Naczelnego Wodza pułkownik dyplomowany Roman Rudkowski. Jak się okazało jest on tak jak „Dolina” cichociemnym i rozmowa zeszła na dopytywanie się o losy znajomych. Naprawdę jednak okres po demobilizacji pułku to dla oddziału „Doliny” czas nieustannego wymykania się z niemieckich kleszczy obław. Często dochodziło także do walk:
13 listopada – Brzozów,
26 listopada – Niemojewskie Górki. Kawaleria kwaterująca w wiosce, na skraju lasów białaczowskich, została z flanki zaatakowana przez niemieckie jednostki pacyfikacyjne. Po walce partyzanci szarżując wyrwali się o zmroku z „kotła” i odskoczyli. Strat własnych nie było.
9 grudnia – lasy Białaczewskie,
10 stycznia 1945 – Modrzew,
17 stycznia – Modrzewek i Kraśnica
W tym ciężkim czasie dzięki pani Bąkowskiej zarządzającej, majątkiem w Kraśnicy, po swoim mężu zamordowanym w Katyniu, zorganizowano Wigilię. Ostatecznie wieczerza została przygotowana w szkole w Libiszowie, a olbrzymi wkład w jej przygotowanie włożyli miejscowi nauczyciele.
Kiedy teren na którym operował oddział został zajęty przez Armię Czerwoną przed żołnierzami stanął nowy dylemat: co dalej? Do dowódców dotarł rozkaz Komendanta Głównego o rozwiązaniu Armii Krajowej. "Dolina" i "Nieczaj" rozwiązują oddział.
W lasach kieleckich w Okręgu AK „Jodła” przy 25 pułku piechoty (okres październik do 11 listopad 1944 ) w składzie III batalionu składającego się z 7 kompanii piechoty i jednego szwadronu kawalerii oraz w samodzielnym oddziale „Kampinos” ( w okresie 11 listopad 1944 do 17/18 styczeń 1945 roku) kawaleria toczyła walki z Niemcami w rejonach i wsiach: Marcinków – Herszt pod Żarnowcem, Biały Ług, Krzezinki k/ Gochniewa, Pod Przysuchą – Huta Gałki, Kolonia, Niebo – Piekło. Zginęło 10 ułanów, rannych zostało 20.